Choć „To tylko wiatr” przedstawia losy kilkorga postaci, żadna z nich nie doczekała się choćby odrobinę pogłębionego portretu psychologicznego. Potencjalną zaletę filmu Fliegaufa miała stanowić umiejętnie kreowana atmosfera osaczenia. W praktyce jednak podobny efekt próbuje się osiągnąć wyłącznie za pomocą artystowskich manieryzmów.

Film Benedeka Fliegaufa wchodzi na nasze ekrany jako rewelacja ostatniego Berlinale. Nagrodzony Srebrnym Niedźwiedziem „To tylko wiatr” pozostawił wówczas w pokonanym polu choćby portugalskie „Tabu”, które krytycy najważniejszych branżowych pism zaliczają dziś do najlepszych filmów2012 roku. W rankingach francuskiego „Cahiers du Cinema” i brytyjskiego „Sight and Sound” nikt nie pamięta za to o filmie Fliegaufa. W tym kontekście trudno oprzeć się wrażeniu, że tradycyjnie rozpolitykowani jurorzy berlińskiego festiwalu bardziej niż jakość węgierskiego filmu docenili wagę poruszanej przez niego tematyki. Reżyser „To tylko wiatr” pragnie pochylić się nad trudnym losem licznej w swoim kraju mniejszości romskiej. W tym celu Fliegauf powraca do autentycznych wydarzeń z przełomu lat 2008 i 2009. Wtedy to grupa nieznanych sprawców dokonała brutalnej egzekucji kilkunastu mieszkańców romskiej osady. Przypomnienie o tych wydarzeniach wydaje się szczególnie potrzebne w kontekście aktualnej sytuacji politycznej na Węgrzech. Atmosfera wszechobecnej ksenofobii podsycana przez nacjonalistyczne tyrady premiera Orbana pozwala obawiać się, że dawni mordercy doczekają się wiernych naśladowców. W tej sytuacji „To tylko wiatr” miałby odgrywać rolę przestrogi, która nie dopuści do powtórki wypadków z przeszłości.

Aby osiągnąć cel, reżyser drobiazgowo rekonstruuje przebieg wydarzeń i rzuca oskarżenia pod adresem bezradnych węgierskich władz. Jednocześnie jednak deklarujący żarliwy humanizm Fliegauf wydaje się rażąco ignorować swoich bohaterów. Choć „To tylko wiatr” przedstawia losy kilkorga postaci, żadna z nich nie doczekała się choćby odrobinę pogłębionego portretu psychologicznego. Potencjalną zaletę filmu Fliegaufa miała stanowić umiejętnie kreowana atmosfera osaczenia. W praktyce jednak podobny efekt próbuje się osiągnąć wyłącznie za pomocą artystowskich manieryzmów. „To tylko wiatr” przypomina scenariusz Alfreda Hitchcocka zrealizowany w poetyce Beli Tarra. Radykalny minimalizm Fliegaufa, zamiast intrygować, nuży i potęguje tylko atmosferę ekranowej sztuczności. Połączenie chwytliwej tematyki i narcystycznie eksponowanej hermetyczności stylu pozwala odbierać „To tylko wiatr” jako produkt cynicznie skalkulowany na podbicie międzynarodowych festiwali. Naprawdę nie warto dać się nabrać.

To tylko wiatr | Francja, Niemcy,Węgry 2012 | reżyseria: Benedek Fliegauf | dystrybucja: Aurora Films | czas: 86 min | Recenzja: Piotr Czerkawski | Ocena: 2 / 6