Literatura z namysłem przygląda się wnętrzu ludzkiej istoty. Zaś Mary Roach w „Gastrofazie” po prostu do tego wnętrza wlazła. Efekty tej wizyty są zadziwiające.

Błyskotliwa kariera Mary Roach udowadnia, że nawet kryzys może mieć pozytywne skutki. Gdyby nie poważne kłopoty na rynku prasy papierowej, ta utalentowana dziennikarka rozmieniałaby się zapewne na drobne w dziesiątkach, może setkach artykułów rozsianych po czasopismach. Tymczasem jednak zaczęła pisać książki – i dopiero ta złożona, rozbudowana forma pozwoliła jej zaprezentować wszystko, co ma najlepszego: nieskrępowaną, radosną ciekawość, anarchistyczne poczucie humoru i absolutny brak wstydu czy zażenowania. Roach znalazła swoją niszę – tworzy książki hybrydy, łączące reportaż, esej i wnikliwie udokumentowaną popularyzację nauki – a przy tym potrafi zadawać badaczom pytania, które żadnemu innemu dziennikarzowi nie przyszłyby do głowy, a jeśli nawet, to pewnie bałby się je zadać. Zajmowała się już seksem, zwłokami, astronautyką i zjawiskami paranormalnymi, teraz przyszedł czas na jedzenie, trawienie i wydalanie. W pakiecie. „Ludzie bardzo się dziwią, kiedy im mówię, że zasadniczo jesteśmy długą rurą z kilkoma dodatkami” – stwierdza jeden z naukowców, z którymi rozmawiała Roach, przygotowując „Gastrofazę”. „Gastrofaza” traktuje właśnie o tej rurze: ludzkim układzie pokarmowym. I to sumiennie, co niewątpliwie wymagało pewnego poświęcenia. „Oczywiście niektórzy ludzie uznają mnie za dziwaczkę i pomyślą: »No nie, Mary Roach znowu wsadza sobie głowę do dupy«. Odpowiadam im: »Na krótko i zawsze z najwyższym szacunkiem«” – wyznaje autorka.

Rzecz zaczyna się niewinnie, od ciekawostek na temat zmysłu smaku i powonienia, uwag w kwestii śliny, a także indywidualnych i kulturowych uwarunkowań kulinarnych gustów. Dlaczego – pyta Roach – generalnie nie przepadamy za podrobami, skoro to możliwie najzdrowsze i najpożywniejsze mięso? Na konsultacje w tej sprawie udaje się na daleką północ Kanady, do Inuitów. „Uniosłam karę z opisem »Nerka karibu, surowa«. – Czy ktoś w ogóle jeszcze je takie rzeczy? – Ja – odpowiedział Nirlungayuk. (...) Wydatnym podbródkiem wskazał na Nartoka. – On też”.

Mniej więcej od tego momentu, zgodnie z nieubłaganą logiką struktury układu pokarmowego, zaczyna się jazda bez trzymanki. W dół. Roach opowiada, dla przykładu, historię niejakiego Alexisa St. Martina, trapera, któremu w 1822 roku w wyniku postrzału zrobiła się, dosłownie, dziura w brzuchu łącząca świat z jego żołądkiem, a także chirurga Williama Beaumonta, który wykorzystał tę okoliczność, by prowadzić długoletnie badania nad procesami trawiennymi. „Dla dobra nauki nie wahał się skosztować startego na miazgę kurczaka z żołądka innego człowieka (»mdły i słodki«)”. Jedziemy dalej. Czy Jonasz mógł przetrwać w wielorybie? Czy można zajeść się na śmierć? Na czym polega i jakie ma ograniczenia przemyt za pomocą odbytu? Czy od wiatrów można wylecieć w powietrze? Co się składa na porządne pierdnięcie? Czy kał ma właściwości lecznicze? Czy Elvis zmarł na zaparcie? Tych kwestii jest znacznie więcej – spaja je to, że wydają się zarazem fascynujące i obrzydliwe, a jednocześnie stanowią unikalne podsumowanie ludzkiej kondycji. Ogromnie zabawne, pozwolę sobie dodać.

Gastrofaza. Przygody w układzie pokarmowym | Mary Roach | przeł. Rafał | Recenzja: Piotr Kofta | Ocena: 5 / 6