Nevo (rocznik 1971), co udowodnił już wydaną u nas jakiś czas temu książką „Do następnych mistrzostw”, najlepiej się czuje, gdy pisze o swoich rówieśnikach – pokoleniu, które się waha. „Neuland” to jednak ambitniejsze przedsięwzięcie.

Pod koniec XIX wieku nieco postrzelony baron Maurice Hirsch wpadł na pomysł, że Żydzi, by się odrodzić i wyemancypować jako naród, nie muszą wcale wracać do Palestyny. Wręcz przeciwnie, powinni zacząć wszystko jeszcze raz w miejscu, w którym nikt nie będzie im przeszkadzał. Jego wybór padł na argentyńską pampę – osada Moisés Ville, której budowę sfinansował, istnieje tam do dziś, choć Żydów została ledwie garstka. Hirsch był jednym z głównych oponentów tez głoszonych przez Teodora Herzla – jednego z pierwszych ideologów współczesnego syjonizmu. I to marzenie Herzla się spełniło, choć cena, jaką przyszło za nie zapłacić, była niewątpliwie wysoka.

Od czego jednak jest literatura? Oto w „Neulandzie” Eshkola Nevo pewien izraelski doradca biznesowy Mani Peleg, próbując wydobyć się z ciężkiej depresji po stracie ukochanej żony, udaje się na wędrówkę po Ameryce Południowej, doznaje osobliwego oświecenia i w pobliżu Moisés Ville zakłada tajemniczą kolonię, ni to sektę, ni to sanatorium dla młodych ludzi poranionych wojenną traumą, której niegdyś, w czasie wojny Jom Kippur w 1973 roku, sam boleśnie doświadczył. Śladem Maniego, który od miesięcy nie daje znaku życia, rusza do Ameryki jego syn Dori. Gdzieś na granicy Ekwadoru i Peru, dokąd w poszukiwaniu ojca wywozi go ekscentryczny detektyw Alfredo, Dori spotyka Inbar, izraelską trzydziestoparolatkę zagubioną podobnie jak on sam. Od tego momentu podróżują już wspólnie – choć on ma w Jerozolimie żonę i dziecko, a ona w Hajfie grób brata zmarłego samobójczą śmiercią. Nevo (rocznik 1971), co udowodnił już wydaną u nas jakiś czas temu książką „Do następnych mistrzostw”, najlepiej się czuje, gdy pisze o swoich rówieśnikach – pokoleniu, które się waha. „Neuland” to jednak ambitniejsze przedsięwzięcie, swobodnie balansujące między historią miłosną, zabawną opowieścią o paru rozbitkach próbujących poskładać się na nowo a najzupełniej serio postawionym pytaniem, czy na syjonizmie i obsesyjnym przywiązaniu do ziemi da się jeszcze coś zbudować. Powaga tych problemów bywa tu męcząca – znacznie przyjemniej czyta się „Neuland” jako mądrą książkę o tym, że zwykle znajdujemy coś całkiem innego od tego, czego szukaliśmy.

Neuland | Eshkol Nevo | przeł. Magdalena Sommer | Muza 2014 | Recenzja: Piotr Kofta | Ocena: 4 / 6