Borysowi Chlebnikowowi starczyło zmysłu ironii wyłącznie na tytuł. „Długie i szczęśliwe życie” to krótki i posępny film. Odpowiedzialny za niego reżyser potwierdził reputację jednego z najbardziej przecenianych twórców rosyjskiego kina.

Chlebnikow chciałby być drugim Bałabanowem, ale jego film niesie z sobą stanowczo zbyt mały ładunek emocjonalny. Tak jak w znanym z naszych ekranów „Zanim noc nas nie rozdzieli” reżyser ślepo zawierza konwencji paradokumentu. Zamiast zbliżyć się do prawdy, nerwowo trzęsąca się kamera tkwi w niewoli manieryzmu. Na domiar złego reżyserska nieporadność wydaje się podszyta cynizmem. Bardziej niż szczerze przejętego losem ojczyzny społecznika Chlebnikow przypomina podrzędnego reportera, któremu wpadł w ręce chwytliwy temat.

Atrakcyjność fabuły rzekomo realistycznego filmu ma zwiększyć kuriozalne wsparcie hollywoodzkich konwencji. W „Długim i szczęśliwym…” nie ma ludzi z krwi i kości, a ich miejsce zastępują bohaterowie na siłę wciśnięci w kostiumy rodem z westernu. Zabawa w kowbojów kończy się jednak rozczarowaniem. W filmie Chlebnikowa trudno dopatrzyć się postaci na miarę Dobrego, Złego i Brzydkiego. Wszyscy wydają się za to jednakowo nijacy. Mimo prób silenia się na oryginalność „Długie i szczęśliwe…” ostatecznie niewiele różni się od dobrze znanych obrazów rosyjskiej prowincji. Świat Chlebnikowa pachnie tanią wódką, przypalonymi blinami i moralną zgnilizną. Nic dziwnego, że już po kilku chwilach projekcji chciałoby się uciec stamtąd jak najdalej.

Długie i szczęśliwe życie | Rosja 2013 | reżyseria: Borys Chlebnikow | dystrybucja: Art House | czas: 77 min | Recenzja: Piotr Czerkawski | Ocena: 2 / 6