Niby kolejny tom przygód dzielnych Galów nie jest niczym zaskakującym, a jednak „Asteriks u Piktów” to wydarzenie. Nie tylko dlatego, że w Polsce ukazuje się równolegle z premierą francuską. Przede wszystkim dlatego, że to pierwszy album serii stworzony przez nowych artystów.

Przygody Asteriksa od zawsze rysował Albert Uderzo, on też – po śmierci Renégo Goscinnego w 1977 roku – wymyślał scenariusze. Niestety, jak doskonałym ilustratorem jest Uderzo, tak marnym okazał się scenarzystą. Szansę na ożywienie serii o Galach dostali dwaj doświadczeni twórcy: scenarzysta Jean-Yves Ferri oraz rysownik Didier Conrad. Dzięki nim „Asteriks u Piktów” to zaskakująco udany komiks.

Oczywiście pełen odwołań do asteriksowej tradycji (od magicznego napoju poprzez manto spuszczone morskim piratom po hobby Obeliksa, czyli kolekcjonowanie hełmów odebranych wrogom), oparty na sprawdzonym schemacie, czyli niespodziewanym kontakcie Galów z innym ludem, w tym przypadku zamieszkującymi Kaledonię (czyli Szkocję) Piktami. Ferri i Conrad stworzyli iluzję doskonałą – zwłaszcza ilustracje do złudzenia przypominają dokonania Uderzo. Być może powinni od wydawcy dostać nieco więcej swobody, dać więcej od siebie, a nie wyłącznie umiejętnie naśladować poprzedników. Ale czy tego oczekiwaliby wierni czytelnicy komiksów o Asteriksie?

Asteriks u Piktów | scenariusz: Jean- -Yves Ferri, ilustracje: Didier Conrad | Egmont Polska 2013 | Recenzja: Jakub Demiańczuk | Ocena: 4 / 6