„Czarny koń” potwierdza starą prawdę, że w świecie Todda Solondza drwina okazuje się bliską sąsiadką czułości.

Wielbiciele Toda Solondza mogą być spokojni: ostrze reżyserskiej ironii pozostaje tak samo skuteczne jak zwykle. Twórca „Happiness” po raz kolejny trafia w najczulszy punkt amerykańskiego społeczeństwa. W „Czarnym koniu” mit o Stanach Zjednoczonych jako krainie wielkich możliwości rozmyślnie zyskuje formę rodem z podłej opery mydlanej. Ozdobiona tandetną scenografią i wypełniona mdłymi radiowymi hitami komedia Solondza stanowi mistrzostwo w sztuce sabotażu. To koń trojański popkultury, który boleśnie obrazuje tkwiącą w niej miałkość. Jeśli świat ukazany w filmie jest jak permanentnie otwarty Disneyland, trzydziestoparoletni Abe dawno już otrzymał kartę stałego klienta. Grubawy nieudacznik, którego nieodłącznym rekwizytem staje się do połowy pusta butelka coli light, nie umie poradzić sobie ze słabościami. Mężczyzna stroni od ludzi, a jedyne relacje towarzyskie zdaje się utrzymywać z zabawkami kupionymi na eBayu.

W wirtualnym świecie Abe znajduje ucieczkę od wymagań matki i ojca widzących w nim tytułowego czarnego konia. Zamiast tego bohater przypomina raczej leniwą szkapę, która zatrzyma się na pierwszej lepszej przeszkodzie. Prawdę mówiąc, rodzice również nie przedstawiają Abe’owi godnego wzoru do naśladowania. Przyspawani do salonowej kanapy, wpatrzeni tępo w telewizor niewiele różnią się od zombi z horrorów George’a Romero. Solondz nie stara się tolerować iluzji powszechnego szczęścia. Doskonale wie, że bohaterowie nie potrzebują już kumpelskiego klepnięcia po plecach, lecz solidnego ciosu w twarz. Świat „Czarnego konia” zaczyna przypominać rzeczywistość „Kongresu futurologicznego” Lema, w której przestają działać aplikowane obywatelom środki halucynogenne.

Dla Abe’a impulsem do uzyskania samoświadomości może okazać się relacja z dziewczyną – równie zakompleksioną i przegraną jak on sam. Kuriozalny związek – wyglądający raczej jak rezultat eksperymentu naukowego niż efekt wielkiej miłości – nie ma szans powodzenia. Spektakularna klęska będzie jednak początkiem drogi do zwycięstwa nad własnymi ograniczeniami.

Czarny koń | HBO | godz. 22.00