Jedyny problem z książką "Partyzanci. Walka w imię sprawiedliwości, pieniędzy i boga" Johna Lee Andersona jest taki, że autor miewa niekiedy kłopoty z obiektywnym spojrzeniem. Tak jakby szczytne rewolucyjne idee również jemu się po części udzieliły.

Słowo „partyzant” zasadniczo w Polsce kojarzy się dobrze – z dzielnymi chłopcami z lasu, walczącymi ze wszelkiej maści okupantami. Wokół polskiego ruchu oporu czasów II wojny światowej i pierwszych lat komunistycznej dyktatury narosło jednak wiele mitów, które – jeśli się nie jest zawodowym badaczem tego tematu – właściwie uniemożliwiają zrozumienie, czym partyzantka jest w swojej istocie, jakie są koszta, finansowe i psychologiczne, prowadzenia takiej działalności, jakich trzeba dokonywać wyborów, jakiemu ideologicznemu treningowi trzeba się poddać. Żeby więc pojąć własną historię, czasami lepiej jest przyjrzeć się historii kogoś innego. To chyba najlepszy użytek, jaki można uczynić z reportażu amerykańskiego dziennikarza Jona Lee Andersona. Trzeba tu podkreślić, że „Partyzanci” nie odnoszą się do wydarzeń niedawno relacjonowanych przez media – Anderson pisał swoje reportaże na przełomie lat 80. i 90. zeszłego wieku, od tego czasu na frontach wojen, o których mowa w książce, wiele się zmieniło. Ale nie o walor świeżości tu chodzi, lecz o anatomię ruchów społecznych.

Wędrujemy zatem z autorem śladem konfliktów – konfliktów o ziemię, o prawo do samostanowienia, o polityczne ideały. Lądujemy w Strefie Gazy pod koniec pierwszej palestyńskiej intifady, na Saharze Zachodniej, gdzie Front Polisario walczy w dość absurdalnych okolicznościach z marokańską armią, w Birmie, by obserwować wojnę plemienia Karenów z lokalnym reżimem, w górach Salwadoru, gdzie urzęduje tamtejsza lewicowa partyzantka, wreszcie w Afganistanie, wśród mudżahedinów wojujących z sowiecką okupacją. Anderson ciekawie pokazuje proces, w wyniku którego udział w partyzantce staje się zawodem i sposobem na życie. Uczestnicy rebelii nie ograniczają się do nękania przeciwnika, oni tworzą wokół siebie szczególnego rodzaju alternatywną rzeczywistość – każdy jej element jest zaprojektowany tak, by potwierdzać i usprawiedliwiać wizję świata buntowników. Jedyny problem z książką Andersona jest taki, że autor miewa niekiedy kłopoty z obiektywnym spojrzeniem. Tak jakby szczytne rewolucyjne idee również jemu się po części udzieliły. W efekcie dostajemy tylko część prawdy o partyzanckich wojnach – przeważnie tę ładniejszą część.

Partyzanci. Walka w imię sprawiedliwości, pieniędzy i boga | Jon Lee Anderson | przeł. Barbara Kopeć-Umiastowska | Wielka Litera 2013 | Recenzja: Piotr Kofta | Ocena: 4 / 6