„Rewind the Film” to chyba najbardziej niemanicowa płyta w ich karierze. Zamiast przebojowości rządzi tu akustyczny klimat z dodatkami w postaci dęciaków czy gościnnych wokali Richarda Hawleya, Lucy Rose oraz Cate Le Bon.

Od kilku lat jesteśmy dość nudnym zespołem – powiedział mi w wywiadzie pięć lat temu gitarzysta i wokalista Manic Street Preachers James Dean Bradfield. Na swoim ósmym krążku śpiewali z kolei: „Jesteśmy przegrani, przemijamy jak gasnąca gwiazda”. Dzisiaj, przy okazji premiery 11. albumu brytyjskiego zespołu żadne z tych zdań nie wydaje się prawdą. „Rewind the Film” to chyba najbardziej niemanicowa płyta w ich karierze. Zamiast przebojowości rządzi tu akustyczny klimat z dodatkami w postaci dęciaków czy gościnnych wokali Richarda Hawleya, Lucy Rose oraz Cate Le Bon.

Oniryczny materiał pewnie niespecjalnie spodoba się manicowym ultrasom, ale na osłodę dostaną już za kilka miesięcy drugą część tego krążka. Jak zapowiadają twórcy – bardziej rockową. A mi się balladowa, akustyczna odsłona zespołu bardzo podoba. Zwolnić też trzeba umieć.

Manic Street Preachers | Rewind the Film | Sony Music | Recenzja: Wojciech Przylipiak | Ocena: 4 / 6