Zestaw poza oryginalnym materiałem z krążka sprzed 20 lat zawiera wiele dodatkowych smaczków. Cały materiał na nowo zmiksowany przez producenta płyty Steve’a Albiniego. Do tego piosenki z B-sideów „All Apologies” i „Heart- -Shaped Box”, płyt kompilacyjnych i przede wszystkim niepublikowane wcześniej dema, chociażby „Dumb” i „Pennyroyal Tea” (oba nagrane w 1992 r.). Siła rażenia wielu numerów jest nie mniejsza niż 20 lat temu. „In Utero” działa trochę jak debiut Rage Against The Machine. To krążek, który wciąż wbija w fotel i się nie starzeje. Został nagrany w studiu Pachyderm w Minnesocie, gdzie swoją płytę „Rid of Me” zarejestrowała PJ Harvey. Novoselic wspominając sesję sprzed 20 lat, powiedział w jednym z wywiadów, że mieszkali wtedy w przypominającym gułag odizolowanym domu w lesie. Nie było do roboty absolutnie nic poza pracą. Ta szła gładko, dopóki w studiu nie pojawiła się dziewczyna Cobaina Courtney Love, krytykująca wyniki pracy.
Muzycy wraz z producentem Stevem Albinim niewiele już jednak zmienili, tworząc tym samym materiał dużo bardziej brudny i ostrzejszy niż wcześniejsze, przebojowe „Nevermind”. Pierwotnie miał nosić nazwę „I Hate Myself and I Want to Die”, ale ostatecznie zmieniono ten jakże proroczy tytuł na słowa z wiersza Courtney Love – „In Utero”. Album zadebiutował na szczycie listy Billboard 200, mimo że odmówiła umieszczenia go w swoich sklepach gigantyczna sieć Wal-Mart. Oczywiście „In Utero” nie powtórzyło komercyjnego sukcesu „Nevermind”, ale krążek miał świetne recenzje. Trudno nie cenić tego albumu, skoro zawiera takie petardy, jak wspomniany „Heart- -Shaped Box”, „Rape Me”, „Dumb” czy „All Apologies”.
Nirvana | In Utero 20th Anniversary Edition | Universal Music | Recenzja: Wojciech Przylipiak | Ocena: 5 / 6