„Sekretowi afrykańskiego dziecka” udaje się uniknąć melodramatycznego sentymentalizmu.

Fabularny debiut Christine François można odebrać jako wiarygodną opowieść o mozolnym przystosowywaniu się do życia w społeczeństwie. Nieoczywisty, niebroniący się przed goryczą humanizm „Sekretu…” wzbudza momentami skojarzenia ze wspaniałym „Dzikim dzieckiem” Truffauta.

Zaletą filmu François pozostaje skupienie nie tylko na losach tytułowego bohatera – afrykańskiego podrzutka, który w wyniku zbiegu okoliczności trafia pod opiekę młodej Francuzki. Dla twórczyni „Sekretu…” równie interesująca okazuje się postać przybranej matki. Cecile poznajemy, gdy przybywa do Beninu w celu odzyskania straconej miłości. Natarczywe nagabywanie byłego partnera staje się z jej strony oznaką niedojrzałości i desperacji. Ukazane przez François próby wskrzeszenia wygasłego uczucia zakrawają na parodię naiwnych narracji spod znaku „Pożegnania z Afryką” bądź rojeń zafascynowanych egzotyką romantyków. Błahe życie Cecile zyskuje prawdziwy sens dopiero wtedy, gdy kobieta natrafia na swojej drodze na małego Afrykańczyka. Niczym w najlepszych filmach braci Dardenne, spotkanie z drugim człowiekiem zmienia życie bohaterki i pozwala jej wejrzeć w głąb siebie.

Najpoważniejszym zarzutem, na który narażony zostaje „Sekret…”, mogłoby stać się oskarżenie o neokolonialną arogancję. François przyjmuje w końcu perspektywę Europejki otwierającej przed swoim podopiecznym drzwi do nowego, lepszego świata. Twórczyni „Sekretu…” nie waha się jednak przed pokazaniem kłopotów wynikających z opuszczenia dawnej ojczyzny. Chłopiec – nazwany przez przybraną matkę Lancelotem – czuje się we Francji oderwany od rzeczywistości, pozbawiony kulturowego kontekstu dla własnego istnienia. Zaaranżowana przez Cecile wyprawa do Beninu staje się dla Lancelota podróżą w głąb siebie i okazją do uformowania własnej tożsamości.

Jednocześnie François – ceniona dokumentalistka, od lat zafascynowana tematyką Czarnego Lądu – wykorzystuje okazję do stworzenia portretu kontynentu. „Sekret…” – z sugestywnością godną świetnej „Wiedźmy wojny” – ukazuje wpływ wywierany na mieszkańców Afryki przez religię animizmu i zasady myślenia magicznego. Przestrzeń ukazana przez François jednocześnie przyciąga i odpycha, fascynuje i przeraża. Twórczyni „Sekretu…” udało się sprawić, by jej film okazał się równie skomplikowany i niejednoznaczny jak rzeczywistość, którą portretuje.

Sekret afrykańskiego dziecka | Francja 2011 | reżyseria: Christine François | dystrybucja: Vivarto | czas: 108 min | Recenzja: Piotr Czerkawski | Ocena: 4 / 6