To, że Brytyjczycy co roku wypuszczają na rynek sporą rzeszę wyjątkowych artystów, wiadomo nie od dziś. W zeszłym roku dali nam chociażby Jessie Ware i Michaela Kiwanuka. Nowych, interesujących twarzy nie brakuje też oczywiście na rynku amerykańskim. Na szczęście my też nie jesteśmy gorsi. W ostatnim czasie dorobiliśmy się m.in. Ul/Kr, Meli Koteluk, Dawida Podsiadły, Olivii Anny Livki czy Kamp!. Ten rok już pokazuje, że nie będzie pod względem debiutów gorszy od poprzedniego.
Za tydzień, tuż po północy na Scenie Trójki katowickiego Off Festivalu zaprezentuje się jeden z najciekawszych kolektywów, który wypłynął w tym roku. To brytyjski duet AlunaGeorge. Poznali się, gdy Aluna występowała jeszcze w zespole My Toys Like Me. Producent George Reid miał dla nich zrobić remiks. Szybko się polubili, Reid szybko wykradł Alunę i stworzyli duet AlunaGeorge. Zespół zaistniał w muzycznym świecie jeszcze przed wydaniem debiutu. Zrobili remiksy dla Florence & the Machine i Lany Del Rey. Otrzymali nominację do Brit Awards, zajęli drugie miejsce na liście BBC Sound, wystąpili na ostatnim festiwalu Glastonbury. Na debiucie z wyjątkowo trafnym tytułem „Body Music” pokazują, jak wciąż interesująca może być muzyka taneczna. W taki klimat potrafią wpleść r’n’b, electro, muzykę gitarową. Sami przyznają się do inspiracji tak różnymi artystami jak Flying Lotus, Hudson Mohawke, Destiny’s Child, PJ Harvey czy Coco- Rosie. I wszystko to słychać na „Body Music”. Do tej ciekawej mieszanki dochodzi również doskonale przygotowany image – zdjęcia, teledyski, oprawa płyty.
Podobnie jak AlunaGeorge będziemy mieli szansę zobaczyć na żywo kolejnego ważnego debiutanta tego roku – Toma Odella. Jego pierwszy krążek „Long Way Down” był najczęściej kupowanym albumem tygodnia, kiedy ukazał się na Wyspach. Zresztą u nas zadebiutował w pierwszej piątce albumów polskiego serwisu iTunes. Nie dość, że jak Aluna George otrzymał nominację do Brit Awards i BBC Sound, to jeszcze MTV uhonorowała go tytułem Artysty Nadchodzącego Roku. Ma zaledwie 23 lata, a już zaskakuje dojrzałością w tekstach i muzyczną liryką. Najważniejsze są u niego emocje i pianino.
Podobnie zresztą jak u kolejnej debiutantki Alex Hepburn. Swoim chropowatym głosem zachwyca na płycie „Together Alone”. U pochodzącej z Londynu wokalistki słychać fascynację latami 60. Przy okazji warto zwrócić uwagę na doskonałe produkcje każdego z tych debiutanckich albumów. Artyści oddają je w ręce doświadczonych specjalistów. Dla Alex Hepburn pracowali współpracownicy Adele, Amy Winehouse i Florence & the Machine. Każdy z tych wykonawców skręca w stronę popu, ale ma swoją drogę, klubową, melancholijną, soulową.
Inny, indierockowy kierunek obrał debiutujący Atlas Genius. Na „When It Was Now” pochodzący z Adelajdy duet braci Keitha (śpiew, gitara) i Michaela (perkusja) Jeffery’ów czaruje dynamicznym koktajlem gitar i elektroniki. Nie jest to co prawda odkrywcze granie, ale trzeba przyznać, że swój krótki album wypełnili solidnymi popowymi melodiami.
Za spory szum w ostatnich tygodniach odpowiada inna debiutująca gwiazdka. To Margaret, której epka po weekendzie pojawi się w sklepach. Wideo do jej debiutanckiego singla „Thank You Very Much” miało ponad sto tysięcy odtworzeń w dwa dni na portalu Vimeo.com. Trudno jednak oprzeć się wrażeniu, że jest to zasługą nagości w tym klipie, a nie wyjątkowego kawałka Margaret. Na pewno jednak jej numerów nie zabraknie na parkietach w drugiej części wakacji.
Warto jeszcze pochylić się nad dwoma polskimi debiutami. Pierwszy z nich to mało letni album „At Glade” Fismolla, czyli Arkadiusza Glenskiego. Jego melancholijne, skandynawskie w klimacie (ma szwedzkich przodków) granie spodoba się miłośnikom sennych ballad. Zachwyca się nim Kasia Nosowska, ale na miano „polskiego Bon Ivera” chyba jeszcze nie zasłużył. Na pewno jest jednak na dobrej drodze.
Fismoll zagrał na Open’erze, podobnie jak inny zaczynający na naszym rynku zespół – Lilly Hates Roses. Ich głównie anglojęzyczne piosenki, także w klimacie Bon Ivera, wyprodukował Maciek Cieślak ze Ścianki. Wokale Kasi Golomskiej i Kamila Durskiego doskonale się tu uzupełniają, tworząc jeden z najciekawszych krążków ostatnich tygodni. Patrząc na ciekawych artystów rozwijających się wokół sceny elektronicznej i indiefolkowej wypada tylko żałować, że podobnych interesujących nowych twarzy nie widać w mocniejszych gatunkach. Na razie warto popaść w melancholijny nastrój z przerwami na parkiet przy dźwiękach AlunaGeorge.