Na ekrany kin wraca „Park jurajski” Stevena Spielberga. Tym razem w wersji trójwymiarowej.

Ambicją ekscentrycznego lorda Perwarda, właściciela kolekcji wiekowych skamielin, jest ponowne zasiedlenie świata dinozaurami. Jest bliski realizacji celu, udało mu się bowiem zrekonstruować ich DNA. Nie jest to skrót zaginionej wersji pierwotnego scenariusza „Parku jurajskiego”, lecz wyimek z całkiem porządnej, choć drugoligowej powieści grozy autorstwa Harry’ego Adama Knighta w pewnym sensie antycypującej sukces flagowej książki Michaela Crichtona, a potem filmu Stevena Spielberga. Harry Adam Knight to pseudonim – jeden z wielu, jakich używał australijski pisarz i dziennikarz filmowy John Brosnan, który w latach 90. święcił skromne tryumfy także u nas. „Carnosaur” zaś, w oryginale wydany w 1984 r., to jego najsłynniejsza powieść. Na dwustu paru stronach dochodziło do scen dantejskich, lały się krew i sperma, a autor odliczał dni i czekał na pierwszy zarobiony milion, bo przecież lada chwila wybuchnąć miał dinozaurowy boom, o którym dał mu cynk kolega obracający się w kręgach filmowych. Nic takiego wówczas nie nastąpiło. Dopiero sześć lat później Michael Crichton sprzedał prawa do swojej powieści o dinozaurach, jeszcze zanim książka trafiła do drukarni. Tak jak i historia wymyślona wcześniej przez Brosnana „Park jurajski” był opowieścią o nieodpowiedzialnym igraniu z nauką, zabawie w Boga. Był jednak napisany z większym polotem oraz podszyty naukową wiedzą.

Ścieżki obu autorów skrzyżowały się ponownie w 1993 r., kiedy to do kin trafiły adaptacje powieści. „Parkiem jurajskim” zajął się Steven Spielberg, zaś film przyniósł prawie miliard zysku. „Carnosaur” kosztował jedynie milion i ledwie odrobił swój budżet. Crichton obserwował, jak jego dzieło bije rekordy popularności, zaś Brosnan wzdychał, zastanawiając się, co poszło nie tak. Od śmierci Brosnana i Crichtona mija odpowiednio osiem i pięć lat. Podczas gdy pierwszy z nich pamiętany jest chyba tylko przez krytyków filmowych i entuzjastów horroru, książki drugiego nadal sprzedają się w wysokich nakładach.

Do kin trafiła właśnie trójwymiarowa wersja „Parku jurajskiego”, której przez lata, prócz sequeli, drogę utorowało parę serii komiksowych autorstwa tak uznanych scenarzystów i rysowników, jak Steve Englehart czy John Byrne, parę gier wideo oraz, oczywiście, kontynuacja powieści pióra samego Crichtona. „Park jurajski” Spielberga nadal pozostaje jednym z największych osiągnięć kina przygodowego. Rewolucyjne efekty wizualne do dziś zachowały świeżość, a magia spektaklu nie zestarzała się ani trochę. I pomyśleć, że trójwymiarowa konwersja to jedynie wprawka mająca przygotować publikę na czwartą część serii, która zadebiutuje na dużym ekranie w lecie następnego roku. Będzie to też okazja dla amatorów podobnych opowieści, aby zdjąć z półki pomięty egzemplarz „Carnosaura”...

Park Jurajski 3D | USA1993 | reżyseria: Steven Spielberg | dystrybucja: UIP | czas: 127 min | Recenzja: Bartosz Czartoryski | Ocena: 5 / 6