"Porwanie" pod pozorem niemal dokumentalnego realizmu skrywa całą gamę silnych emocji.

Piractwo popłaca. Według wyliczeń Unii Europejskiej somalijscy bandyci w samym tylko 2011 roku zarobili na okupach około 150 milionów dolarów, co daje prawie pięć milionów od porwanego statku. Ryzyko wydaje się więc warte podjęcia. Żeby zrozumieć skalę problemu, należy zdać sobie sprawę, że obecnie w rękach somalijskich piratów pozostaje ponad stu zakładników.

Tobiasa Lindholma, scenarzysty i reżysera filmu, nie interesują jednak ani ekonomia, ani polityka, ani socjologiczna analiza. „Porwanie” miało zachować możliwie bezstronny realizm.

Dbałość o detal jest tu pedantyczna: zdjęcia kręcono na zakotwiczonym na Oceanie Indyjskim statku, rozmowy telefoniczne między porywaczami a duńskim negocjatorem rejestrowane były z uwzględnieniem różnic czasowych, aktorom pozwolono na kontrolowaną improwizację. Zabiegi te nie są jednak bajeranckim chwytem reklamowym – dzięki nim Lindholmowi udało się uzyskać pożądany efekt naturalistycznego autentyzmu.

Samego porwania nie oglądamy. Ekspozycja jest śladowa i trwa zaledwie kilka minut. Potem akcja toczy się równolegle w siedzibie firmy spedycyjnej w Danii i na uprowadzonym frachtowcu. Lindholm stawia na bierną obserwację i jako artysta sprawia wrażenie nieobecnego. Iluzja autentyzmu zbliża „Porwanie” do dokumentalnego reportażu. Reżyser wzbrania się przed montażowymi sztuczkami, komentarzem muzycznym i pompatycznymi deklaracjami wypływającymi z ust bohaterów, charakterystycznymi dla hollywoodzkich thrillerów. Tonuje napięcie, dusi suspens, żeby nie być posądzonym o hołdowanie taniej hollywoodzkiej sensacyjności. Film Lindholma może więc początkowo wydawać się spektaklem oschłym i beznamiętnym, ale stopniowo odkrywa całą gamę emocji bohaterów – negocjującego z porywaczami kierownika firmy Petera oraz znającego angielski, mogącego porozumieć się z jednym z piratów kucharza Mikkela. Nic nie odciąga naszej uwagi, nic nas nie rozprasza. Po prostu obserwujemy.

Porwanie | Dania, 2012 | reżyseria: Tobias Lindholm | dystrybucja: Spectator | czas: 99 min | Recenzja: Bartosz Czartoryski | Ocena: 4 / 6