Wpisując dziś nazwisko Kristen Stewart w internetową wyszukiwarkę, trudno natknąć się na cokolwiek innego niż niekończące spekulacje tabloidów na temat niewierności aktorki i kryzysu związku z jej wieloletnim – życiowym i ekranowym – partnerem Robertem Pattinsonem. Zdawałoby się, że zdrady i rozstania to w Hollywood chleb powszedni, tym razem jednak sprawa powoli zdaje się przybierać rozmiary narodowej histerii, jaka opanowała Amerykę po odkryciu romansu prezydenta Clintona z Moniką Levinsky. Życiem Kristen interesują się już nie tylko paparazzi i dziennikarze plotkarskich portali, lecz także koleżanki i koledzy po fachu. W ostatnich miesiącach w obronie aktorki wypowiedziały się m.in. Emma Watson i Jodie Foster. O ile pierwsza z pań apelowała o wyrozumiałość, stawiając siebie i Stewart w roli ofiar wielkiej popularności w bardzo młodym wieku i zaszufladkowania w jednej roli, Foster domagała się, by Kristen dać prawo do bycia młodą, a nawet niedojrzałą. „Wciąż natykamy się na krzykliwe nagłówki: „Kristen Stewart przyłapana”, „Kris i Rob będą parą?”. Wszyscy śledzimy każdy jej ruch. Nic w tym dziwnego, że ludzie interesują się życiem gwiazd. To stare jak świat. Wynosimy pięknych młodych ludzi na piedestał, by potem strącić ich na ziemię, przyglądając się ich niedoskonałościom. Okazują się tacy jak my. Rzadko jednak myślimy o tym, że w ten sposób rujnujemy im dzieciństwo” – argumentowała 50-letnia aktorka.
Trudno się dziwić, że Jodie Foster traktuje Stewart jak dziecko. Poznała ją na planie thrillera „Azyl” w 2001 r. Przyszła gwiazda filmowej sagi „Zmierzch” miała wtedy zaledwie jedenaście lat i już wtedy miała pokazać charakter i spory potencjał aktorski. Nie bez powodu debiut na dużym ekranie przyniósł jej nominację do nagrody dla młodych artystów. Ale dla milionów widzów na świecie Kristen nie jest pogubionym dzieckiem, a Bellą Swan – ukochaną wampira i bohaterką jednej z najbardziej kasowych produkcji ostatnich lat. Zdaniem wielu życie aktorki powinno wyglądać tak bajkowo, jak w słynnej sadze fantasy. Nastoletnia Bella, w której postać Kristen Stewart po raz pierwszy wcieliła się w 2008 r., okazała się sukcesem, a jednocześnie przekleństwem młodej aktorki. Problem w tym, że role mdłych, naiwnych nastolatek nie są wcale żywiołem Stewart. Przekonamy się o tym, gdy zamiast liczbie sprzedanych biletów do kin przyjrzymy się filmografii zaledwie 22-letniej gwiazdy.
Była jeszcze nastolatką, gdy na ekranie wystąpiła obok takich sław jak Sharon Stone, a Sean Penn wybrał ją do obsady własnego filmu „Wszystko za życie” (2007), a role w kilku niezależnych produkcjach, jakie ma na koncie, pokazały zupełnie inny wizerunek aktorki niż ten wykreowany przez ekranizacje popularnych powieści Stephenie Meyer.
W dramacie „Witamy u Rileyów” wcieliła się w postać striptizerki, która wprowadza zamęt w świat zgorzkniałej i rozczarowanej życiem pary mieszczan. W „Krainie przygód” w reżyserii Grega Mottoli sugestywnie pokazała zagubienie studentki rozpoczynającej życie na własną rękę. Największym zaskoczeniem dla widzów i krytyki okazała się jednak jej brawurowa kreacja w adaptacji legendarnej powieści Jacka Kerouaca „W drodze”. Jako Marylou, namiętna kochanka Deana Moriaty’ego i muza beatników, dała prawdziwy popis charyzmy i aktorskiego szaleństwa. Zdawałby się, że Stewart jest stworzona do ról outsiderek i nieobliczalnych femme fatale. Kristen umie pokazać na ekranie bunt, mrok i tajemnice. Doskonale potrafi pokazać wiele, wypowiadając niewiele słów. Przyszła kariera młodej aktorki stoi jeszcze pod znakiem zapytania, są jednak szanse na to, by za parę lat Stewart dołączyła do pierwszej ligi. O „Zmierzchu” przecież wkrótce zapomnimy.