„Do szpiku kości” – nagrodzony w Sundance obraz autorstwa Debry Granik – traktuje się jako ekranowy debiut młodziutkiej Lawrence, choć de facto wcześniej wystąpiła już w kilku rolach – m.in. w reżyserskim debiucie Guillermo Arriagi „Granice miłości”. Otrzymała za nią nawet przeznaczoną dla młodych talentów nagrodę Marcello Mastroianniego na festiwalu w Wenecji w 2008 roku. Jednak dopiero kreacja stworzona w przejmującym filmie Granik to były prawdziwe narodziny gwiazdy – niemal z dnia na dzień nieznana szerzej aktorka stała się sensacją, zwłaszcza gdy Amerykańska Akademia Filmowa uhonorowała ją nominacją do Oscara za najlepszą rolę żeńską. W wieku niespełna 20 lat to niebywałe osiągnięcie. Nawet jeśli ostatecznie nie zdobyła statuetki, to niewątpliwie została zauważona.
Film Debry Granik to kino zamrożonych emocji i powściągniętych słów. Cisza i pustka bywają bardziej efektywne i mocniej działają na widza niż obrazy naładowane akcją i dialogiem. W świecie „Do szpiku kości” milczenie jest życiową strategią – nie rozmawia się z policją, nie skarży się na swój los sąsiadom, a rodzinie odmawia się wyjaśnień nawet w kluczowych sprawach. Bo im mniej wiesz, tym jesteś bezpieczniejszy. I tym mniejsze stanowisz zagrożenie dla innych. W tak nakreślonych ramach stworzenie roli, która przemówi do widza, nie jest łatwym zadaniem, jednak Jennifer Lawrence w pełni mu podołała, wcielając się w postać Ree Dolly, 17-latki, która wzięła na swoje barki opiekę nad domem i dwójką młodszego rodzeństwa i poszukuje swojego zaginionego, handlującego metaamfetaminą ojca.
Jennifer Lawrence jest talentem samorodnym i naturalnym. Nigdy nie pobierała lekcji aktorstwa – karierę w zawodzie zaczęła jako 14-latka, po tym jak podczas castingu, na który wybrała się do Nowego Jorku z rodzinnego Kentucky, zdołała wprawić w zachwyt doświadczonych agentów. Wkrótce otrzymała pierwsze propozycje ról – do najbardziej udanych należy ta w familijnym sitcomie „Terapia domowa”, ale pojawiała się gościnnie także w popularnych serialach kryminalnych: „Detektywie Monku” czy „Medium”. Wcześniej – choć trudno uwierzyć, że dla 14-letniej debiutantki było w ogóle jeszcze „wcześniej” – Lawrence próbowała sił w sporcie i modelingu. Jak sama przyznała, żadne z tych zajęć nie porywało jej na tyle, by przy nim wytrwać, natomiast bakcyl aktorstwa połknęła natychmiast.
Dziś, po rolach w wielkich produkcjach, takich jak „X-Men: Pierwsza klasa”, gdzie wystąpiła wraz z Jamesem McAvoyem i Michaelem Fassbenderem, czy w adaptacji książkowego bestsellera „Igrzyska śmierci”, w której zagrała postać głównej bohaterki Katniss Everdeen, wiadomo już, że słusznie. Lawrence potrafi udźwignąć każdą rolę i nie straszny jej żaden filmowy gatunek. Guru amerykańskich krytyków filmowych Roger Ebert należy do zdeklarowanych fanów jej talentu i po każdej roli wystawia jej jednoznaczną laurkę – nawet jeśli przy okazji miażdży film, jak miało to miejsce w przypadku „Igrzysk śmierci”. Ciekawe, co napisze o najnowszej produkcji z udziałem Lawrence – wchodzącej niebawem na ekrany amerykańskich kin komedii romantycznej „Silver Linings Playbook”, w której partneruje jej już sprawdzony gwiazdorski duet: Bradley Cooper i Robert De Niro.
Lawrence, o której idolka nastolatek Kristen Stewart opowiada w wywiadach, że jest najfajniejszą dziewczyną, jaką poznała (aktorki spotkały się na tegorocznym festiwalu w Toronto), ma zaskakująco wiele twarzy. To z jednej strony skromna, wychowana na prowincji dziewczyna, której ulubionym zajęciem jest dzierganie swetrów na drutach, z drugiej zaś olśniewająca piękność, która ledwie kilka miesięcy temu została twarzą Diora. W życiu prywatnym związana jest z poznanym na planie „X- -Menów” Nicholasem Houltem, wschodzącą gwiazdą (nie tylko) brytyjskiego kina, ale jej nazwisko rzadko pojawia się w rubrykach towarzyskich i plotkarskich serwisach. Cóż, prawdziwy diament nie potrzebuje nieustannego błysku fleszy, by zaświecić.