Magistrala kolejowa przez bezkresy Azji miała zapewnić Rosji trwały związek z Chinami i przełamać brytyjską dominację w świecie. Nadmierny apetyt przyniósł jednak carskiemu imperium początek końca.
Dziennik Gazeta Prawna
Autostrada z Hamburga do Szanghaju? Ma być gotowa za kilkanaście lat. Będzie liczyć dokładnie 8445 km. To w wielkim skrócie założenie projektu „Meridian” zatwierdzonego pod koniec czerwca przez rosyjskiego premiera Dmitrija Miedwiediewa. Budową szlaku łączącego chińską i europejską sieć autostrad przez azjatyckie stepy zajmie się Rosyjska Spółka Holdingowa. Jej założyciel, były zastępca prezesa Gazpromu, Aleksander Riazanow od dawna przekonywał Kreml do podjęcia gigantycznej inwestycji wycenionej na 9,5 mld dol. Dzięki niej przewiezienie towarów z Chin do Europy ma trwać 11 dni. A co ważniejsze – jak podkreślił kremlowski portal informacyjny „Sputnik” – „pozwoli państwom Azji prowadzić handel z Europą przy obejściu szlaków morskich znajdujących się pod kontrolą USA”. Zapomniał dodać, iż najbardziej zależy na tym stopniowo osaczanemu przez Amerykanów Pekinowi. Chińska flota jeszcze długo nie będzie w stanie rzucić wyzwania amerykańskim lotniskowcom, dlatego dla Państwa Środka każdy lądowy szlak do Europy jest na wagę złota. Bez niego Stany Zjednoczone zawsze mogą zablokować przepływ towarów z Chin, co daje im strategiczną przewagę.
Dokładnie ta sama reguła obowiązywała stulecie temu, gdy imperium Romanowów osaczała dominująca na morzach Wielka Brytania. Wówczas to w Petersburgu założono, iż wielka trasa kolejowa odmieni bieg dziejów, otwierając przed Rosją cały Daleki Wschód.

Rosyjski walec parowy

„Rosja wtaczała się do Azji Środkowej przez całe stulecie” – opisuje w „Historii imperium rosyjskiego” Michaił Heller. Jej ekspansja w drugiej połowie XIX w. przypominała posuwanie się walca parowego. Z każdą dekadą zagarniano nowe ziemie. W Europie Petersburg zderzył się jednak z mocarstwami, wobec których okazał się bezradny. Wprawdzie rozgromiono Turcję, ale zawarty w marcu 1878 r. w San Stefano traktat pokojowy nigdy nie wszedł w życie. Na zwołanym przez Bismarcka kongresie w Belinie Wielka Brytania, Niemcy i Austro-Węgry zmusiły cara Aleksandra II do wyrzeczenia się wojennych zdobyczy. Car musiał zrezygnować z Bałkanów i cieśnin łączących Morze Czarne ze Śródziemnym.
To ostatnie zabolało szczególnie. Od czasów Piotra Wielkiego strategicznym celem Romanowów było pozyskanie portu, który nie zamarzałby na długie miesiące i dawał możność swobodnego wypływania floty wojennej na oceany. Realizację tego marzenia przekreślił kongres berliński. Kuratelę nad Turcją objęła Wielka Brytania, a Austro-Węgry zostały najbliższym sojusznikiem Niemiec. To oznaczało, że dalsza ekspansja w stronę ciepłych mórz stała się dla Rosji niemożliwa. Również na przedpolach Indii, po wieloletniej rozgrywce o Afganistan, Wielka Brytania skutecznie ukróciła apetyty Petersburga na nowe terytoria. Pod koniec XIX w. geopolityczny układ sił decydował, iż przed Rosją obiecujące możliwości otwierały się jedynie na Dalekim Wschodzie.
Zdając sobie z tego sprawę, car Aleksander III posłał swego syna Mikołaja w edukacyjną podróż do Japonii. Carewicz do portu w Kioto dopłynął na pokładzie statku „Pamięć Azowa”, po drodze zwiedzając portowe miasta Indii i Chin. Tam w pochmurny dzień 29 kwietnia 1891 r., w towarzystwie świty oraz bawiącego w Japonii greckiego księcia Jerzego, wybrał się na wycieczkę. Jako że pogoda była fatalna, carewicz założył wypleciony z grubej wełny kapelusz z szerokim rondem. Gdy wiozący go powóz zatrzymał się przed jedną ze świątyń, nagle do środka wskoczył chroniący trasę policjant. Nazywał się Sanzo Tsuda i jak przystało na japońskiego nacjonalistę, nienawidził Rosjan. Przyszłego cara ciął samurajskim mieczem w głowę. Nie zdołał jednak wziąć pełnego zamachu, a gruby kapelusz osłabił siłę cięcia i ostrze nie rozłupało czaszki, a jedynie rozcięło płat skóry nad prawym uchem. Rana okazała się niegroźna, zamachowca zaś szybko ujęto. Carewicz nie chował urazy do gospodarzy. „W istocie mam dużo sympatii do Japończyków, mimo tej pozostałej mi na głowie szramy” – mówił Mikołaj kanclerzowi Niemiec Chlodwigowi zu Hohenlohe cztery lata później. „Wszystko, co widziałem w tym kraju, wywarło na mnie duże wrażenie. Byłem zaskoczony tym wielkim porządkiem, który tam panuje, oraz energią i inteligencją ludności” – podkreślał, nie wyciągając jednocześnie ze swych obserwacji żadnych wniosków.

Kolej na kolej

Pierwszy etap drogi powrotnej carewicza do domu wiódł z Kioto do Władywostoku. „Głównym wydarzeniem podczas pobytu w tym mieście była ceremonia zapoczątkowania budowy Kolei Transsyberyjskiej. To bezsprzecznie historyczne wydarzenie odbyło się 31 maja (19 maja 1891 r.) o godzinie dziesiątej rano w niewielkiej odległości od miasta, na oczach licznie zgromadzonego tłumu” – opisuje w książce „Mikołaj II – ostatni car Rosji” Jan Sobczak. „Carewicz Mikołaj osobiście nałożył na taczkę ziemię i zawiózł ją na budujące się tory ussuryjskiej linii kolejowej, mającej zapoczątkować gigantyczną trasę”.
Budowa Kolei Transsyberyjskiej była oczkiem w głowie starzejącego się Aleksandra III. Monarcha widział w niej szansę na to, by Rosja wyszła z klinczu, w jaki wepchnęła ją Wielka Brytania. Na początek powołał do życia specjalny komitet. Tworzyli go najważniejsi ministrowie, m.in.: spraw wewnętrznych, finansów, wojny i transportu. Ich pracą car postanowił kierować osobiście. „«Na ostrzu linii kolejowej», jak wyraził się historyk rosyjski, Rosja wchodziła «w sferę międzynarodowego współzawodnictwa ekonomicznego i politycznego na Oceanie Spokojnym»” – pisze Michaił Heller. Car nie szczędził wydatków z państwowej kiesy na magistralę, która miała pozwolić szybko przerzucać wojska, podróżnych oraz towary z Moskwy aż nad brzeg Morza Japońskiego, gdzie leżał Władywostok.
Kładzenie szyn nadzorowali bezpośrednio carscy urzędnicy, ponieważ Aleksander III, bojąc się sabotowania inwestycji przez zagraniczne mocarstwa, nie zgodził się, by zawiadywała nią prywatna spółka. Jak opisuje Andrzej Chwalba w książce „Imperium korupcji. Korupcja w Rosji i Królestwie Polskim w latach 1861–1917”, dzięki łapówom wręczanym odpowiednim osobom w administracji firma kładąca szyny za każdą wiorstę (ok. 1066 m) dostawała nawet 70 tys. rubli zwrotu kosztów, choć te wynosiły ok. 35 tys. rubli. Rząd płacił nawet wówczas, gdy wykonawca kładł podkłady bezpośrednio na zamarzniętej ziemi i podczas wiosennych roztopów tory zmieniały kąt nachylenia, przez co pociągi notorycznie wypadały z szyn.
W takich okolicznościach znakomicie odnajdowali się zresztą Polacy. Ich kompetencje wysoko cenił rosyjski minister finansów Siergiej Witte, któremu car nakazał nadzorowanie tempa prac.
Na ministra spadł też obowiązek znalezienia pieniędzy, by pokryć gigantyczne koszty budowy. Witte wpadł wówczas na pomysł, by sfinansować Kolej Transsyberyjską dochodami ze sprzedaży… wódki. Wprowadzenie monopolu spirytusowego okazało się strzałem w dziesiątkę. „Wszystko to pozwoliło dokonać bez większych restrykcji oszczędnościowych dla ludności przezbrojenia armii (armaty szybkostrzelne), wzmocnić flotę wojenną i zakończyć budowę wielkiej transsyberyjskiej magistrali o łącznej długości (…) 8700 wiorst, co kosztowało 0,5 mld rubli” – opisuje Jan Sobczak.

Ruch Japonii

Kiedy Rosjanie w pośpiechu budowali Kolej Transsyberyjską, do gry weszła Japonia. W Kraju Kwitnącej Wiśni od dawna obserwowano, co dzieje się w Chinach. Te zaś nie potrafiły się odnaleźć w nowoczesnym świecie. Za symbol ich zacofania uchodziła krótka historia zbudowanej przez zagranicznych inwestorów w 1877 r. linii kolejowej w Szanghaju. Władze miasta uznały, iż zakłóca ona porządek feng shui i za grube pieniądze wykupiły spółkę kolejową, żeby móc legalnie rozebrać tory. Pomimo wysiłków Li Hongzhanga, namiestnika okalającej Pekin prowincji Zhili, powstało w Państwie Środka zaledwie siedem fabryk tekstyliów, trzy huty żelaza i dwie wytwórnie zapałek. Kiedy więc jesienią 1894 r. Japończycy zaczęli przerzucać wojska na wybrzeże Chin oraz Półwysep Koreański, napotkali znikomy opór. Jedynie dzięki zręczności Li Hongzhanga, który w imieniu cesarzowej Cixi negocjował warunki kapitulacji, Chiny oddawały najeźdźcy jedynie Koreę, Tajwan, półwysep Liaotoung i skrawek Mandżurii. Musiały też uznać Japonię za mocarstwo równorzędne z europejskimi i otworzyć dla niej siedem nadbrzeżnych metropolii. Japończycy zaczęli w nich stawiać fabryki, bo wyprodukowane tam wyroby zwolniono z cła, zaś miejscowa ludność znakomicie nadawała się na tanią siłę roboczą. W krótkim czasie w ślady Japonii poszły mocarstwa europejskie, wykrawając dla siebie specjalne strefy ekonomiczne.
Rozszarpywaniu Państwa Środka, głównie przez Japonię, Wielką Brytanię i Niemcy, z niepokojem przyglądano się w Petersburgu. Sukces konkurencyjnych mocarstw mógł oznaczać, że ekspansja Rosji na Dalekim Wschodzie zostanie zablokowana. Siergiej Witte w 1895 r. pisał do wstępującego na tron Mikołaja II: „Dla Rosji byłoby najkorzystniej mieć za sąsiada silne, ale ociężałe Chiny”. Postulował więc, by „wszelkimi siłami popierać zasadę integralności i nienaruszalności Cesarstwa Chińskiego”.

Ruch Rosji

Za przyzwoleniem cara Witte nawiązał bliskie kontakty z cesarzem Guangxu, który bardzo chciał się wyrwać spod dominacji swej ciotki cesarzowej Cixi i samodzielnie władać Chinami. Młody monarcha wręcz palił się do reform. Rosja na zachętę zaoferowała mu pożyczkę, by pobite Chiny mogły szybko spłacić narzucone przez Japonię reparacje wojenne. Następnie, dzięki sprawnie przeprowadzonej akcji dyplomatycznej i wsparciu Niemiec oraz Francji, Witte mógł zażądać od Japończyków wycofania się z Liaotoung. Japonia ustąpiła przed ultimatum i oddała zagrabiony półwysep wraz z główną bazą chińskiej floty w Port Arthur. Wtedy Petersburg poprosił Pekin o należną przysługę: wydzierżawienie Rosji Port Arthur z przyległymi okolicami na 25 lat.
Baza wojenna nad ciepłym Morzem Żółtym była obiecującą zapowiedzią realizacji marzeń Romanowów. Wreszcie zyskali port, z którego można było swobodnie wysyłać okręty wojenne na Ocean Spokojny.
Łatwe sukcesy zmotywowały Petersburg do oplatania Chin siecią powiązań politycznych i ekonomicznych. Jeszcze przez przejęciem Port Arthur Witte przeforsował w maju 1896 r. układ sojusznicy. Państwo Środka i Rosja zobowiązywały się udzielać sobie wszelkiej pomocy w razie japońskiego ataku. Dwa miesiące później podpisano kolejną umowę. Tym razem Pekin godził się na zbudowanie biegnącej przez Mandżurię linii kolejowej. Magistrala o długości prawie 1,5 tys. km miała połączyć Kolej Transsyberyjską z Port Arthur. Jej powstanie oznaczałoby możliwość szybkiego przerzucania wojska spod zachodnich granic Rosji aż nad Morze Żółte. Pozwoliłoby też na ekspansję ekonomiczną i poszerzanie strefy wpływów politycznych, aż po całkowite uzależnienie Państwa Środka od Rosji. Tego niebezpieczeństwa zdawał się zupełnie nie dostrzegać ogarnięty reformatorską gorączką chiński cesarz.

Pociąg do wojny

„Nasz monarcha ma w głowie ogromne plany: zdobyć dla Rosji Mandżurię, zmierzać do przyłączenia Korei do Rosji. Marzy też o wzięciu pod swoje berło Tybetu” – opowiadał Siergiejowi Wittemu w styczniu 1898 r. gen. Aleksiej Kuropatkin, gdy obejmował funkcję ministra wojny. Realizacja imperialnych marzeń już trwała. Dzięki francuskim inwestorom powstał Bank Rosyjsko-Chiński, finansujący budowę Kolei Wschodniochińskiej. Wedle umowy z sierpnia 1896 r. Petersburg zapewniał, iż magistrala po 80 latach przejdzie na własność rządu Chin. O wiele jednak ważniejszy był art. 6 dokumentu. „Wszystkie tereny, przez które przechodzić miała planowana magistrala, razem ze stacjami i miastami oraz całą infrastrukturą, miały zostać objęte klauzulą eksterytorialności. Ziemie te stanowiły tzw. pas wywłaszczenia, zwolniony ze wszelkich opłat i podatków. Wszyscy obcokrajowcy: budowniczowie, konstruktorzy, inżynierowie i pozostali zatrudnieni przy budowie Kolei Wschodniochińskiej, a także zamieszkujący na terenach do niej przyległych, znajdowali się poza jurysdykcją chińskiego prawa” – opisują Małgorzata Pietrasiak i Władimir Dacyszen w monografii: „Regionalny aspekt historii stosunków rosyjsko-chińskich”. Wzdłuż torów rozciągał się więc pas ziemi z własną administracją, policją i sądami niezależnymi od Pekinu. Bezkrwawa ekspansja postępowała w tempie kładzenia torów. Witte odpowiedzialnym za to uczynił Stanisława Kierbedzia. Pod jego kierunkiem, mimo trudnego terenu i ekstremalnie mroźnych mandżurskich zim, powstawało w Chinach ponad 400 km magistrali rocznie. „Skrzydła rosyjskiego orła rozpostarły się zbyt daleko nad Azją, aby mogły istnieć jakiekolwiek wątpliwości na ten temat. Nasza organiczna więź ze wszystkimi tymi krajami jest rękojmią naszej przyszłości, w której Rosja Azjatycka będzie synonimem całej Azji” – pisał książę Esper Uchtomski, prezes zarządu Banku Rosyjsko-Chińskiego, w wydanej w 1900 r. książce „Do wydarzeń w Chinach. O stosunku Zachodu i Rosji do Wschodu”. Jej angielskie tłumaczenie z wielkim niepokojem czytano w stolicach europejskich mocarstw, a także w Tokio.

Znów osamotnieni

Latem 1900 r. tajne stowarzyszenie „Pięść w imię sprawiedliwości i pokoju” wznieciło w Pekinie powstanie. Jego uczestnicy, nazwani bokserami, mieli dość panoszenia się w Chinach Europejczyków oraz uległej wobec nich cesarzowej Cixi, która zdążyła uwięzić cesarza Guangxu. Do powstańców przyłączyły się cesarskie wojska. Międzynarodowy korpus ekspedycyjny uświadomił jednak rebeliantom, co znaczy przewaga w wyszkoleniu i nowoczesne uzbrojenie. Jego trzon stanowili żołnierze rosyjscy. Jako że bokserzy atakowali tereny Kolei Wschodniochińskiej, Petersburg rozmieścił garnizony wzdłuż szlaku. Przy okazji Rosja zaanektowała całą Mandżurię, odmawiając jej zwrotu Państwu Środka, gdy powstanie stłumiono.
Błyskawiczne połykanie kolejnych części Chin ostatecznie zburzyło spokój innych mocarstw. Japonia i Wielka Brytania zawarły sojusz, po czym w styczniu 1902 r. zażądały wycofania rosyjskich wojsk z Mandżurii. Obawiający się wojny Witte namawiał cara do ugody. W marcu została podpisana, ale gen. Kuropatkin – z poparciem Mikołaja II – zakazał wycofania garnizonów. Car nie zauważał, jak bardzo jego kraj jest osamotniony. Plany ekspansji Rosji na Dalekim Wschodzie przestała wspierać nawet Francja, bojąc się, że Petersburg straci zainteresowanie sprawami Europy i zerwie antyniemiecki sojusz. Cesarz Niemiec Wilhelm II nieustannie namawiał swego kuzyna Mikołaja II do skupienia się na Chinach, popychając go w stronę wojny z Japonią, jednocześnie zapewniając japoński rząd, że może liczyć na niemiecką życzliwość. Ta wyszukana pułapka okazała się zbędna, bo car sam parł do starcia. Na początku 1903 r. awansował Wittego na przewodniczącego Komitetu Ministrów, pozbawiając go realnej władzy i snuł plany podporządkowania sobie całego Półwyspu Koreańskiego.
31 grudnia 1903 r. do Petersburga wysłano z Tokio notę dyplomatyczną z żądaniem wycofania wojsk rosyjskich z Mandżurii. Car przez trzy tygodnie zwlekał z odpowiedzią. W końcu 24 stycznia 1904 r. Japonia ogłosiła zerwanie stosunków dyplomatycznych. Trzy dni później, przed świtem 27 stycznia, japońskie torpedowce z zaskoczenia zaatakowały rosyjskie okręty wojenne zacumowane w Port Arthur. Po przeczytaniu depeszy informującej o klęsce Mikołaj II zapisał w dzienniku „Bóg nam przyjdzie z pomocą!”. Bardzo się mylił. „Wojna z Japonią była skazana na klęskę jeszcze przed jej wybuchem. Przesądziło o tym lekceważenie przeciwnika, niejasność celu, brak strategicznej koncepcji operacji wojennych (zastąpiła ją idea: powtórzyć «klęskę Napoleona», wciągnąć wojska japońskie w głąb Mandżurii), słabe przygotowanie oficerów, uzbrojenie gorsze od japońskiego” – wylicza Heller. Rosjanie przegrywali kolejne bitwy na lądzie i morzu w kompromitującym stylu. Jedynie Port Arthur bronił się heroicznie przez 239 dni oblężenia. „Potężne imperium dysponowało możliwościami zgniecenia przeciwnika. Ale imperium było chore wewnętrznie” – podsumowywał Heller.
Słabość wobec pogardzanych Japończyków spowodowała rewolucyjne wrzenie w Rosji. Carskiego samodzierżawia miała dość klasa średnia, robotnicy żądali lepszych płac i ludzkiego traktowania. Na fali buntu komuniści i anarchiści wzniecili kampanię zamachów terrorystycznych, ale rządzących najbardziej przerażało to, iż wywrotowe hasła znajdowały posłuch wśród żołnierzy. Znów o walce o niepodległość zaczęły myśleć zniewolone przez Rosjan narody. „Mało nam Polaków, Finów, Niemców, Łotyszów, Gruzinów, Ormian, Tatarów (…), chcieliśmy jeszcze przyłączyć terytorium z Mongołami, Chińczykami, Koreańczykami” – pisał w jednym z listów Siergiej Witte.
Gdy Rosja stanęła na krawędzi rozpadu, to właśnie jego Mikołaj II poprosił o ratunek. Przywrócony do łask były minister finansów skorzystał z oferty pośrednictwa w rozmowach pokojowych prezydenta USA Theodora Roosevelta. Witte zdecydował, iż należy oddać wszystkie chińskie zdobycze, byle móc jak najszybciej zająć się tłumieniem rewolucji. W sierpniu 1905 r. Rosja przekazała prawa do dzierżawy Port Arthur oraz ziem na półwyspie Liaotoung, a także całą Mandżurię Japonii. Nie oddała natomiast żadnych własnych terytoriów, poza częścią wyspy Sachalin. Po tylu militarnych klęskach uznano ten fakt za wielki sukces Wittego. Jednak marzenia o zdominowaniu Dalekiego Wschodu i porcie nad ciepłym oceanem legły w gruzach. A był to dopiero przedsmak katastrof.
Rząd płacił nawet wówczas, gdy wykonawca kładł podkłady bezpośrednio na zamarzniętej ziemi i podczas wiosennych roztopów tory zmieniały kąt nachylenia, przez co pociągi notorycznie wypadały z szyn