Nigdy nie zadawał zbędnych pytań i potrafił działać. Byłby ceniony w każdej korporacji. Ale był szefem KGB
Magazyn. Okładka. 12 lipca 2019 / Dziennik Gazeta Prawna
Iwan Sierow (1905–1990), stalinowski generał i wysoki funkcjonariusz NKWD, pierwszy szef KGB, nie zapisał się dobrze w pamięci Polaków – po aneksji wschodnich terenów II RP przez Związek Sowiecki we wrześniu 1939 r. Sierow, wówczas ludowy komisarz spraw wewnętrznych Ukraińskiej Socjalistycznej Republiki Radzieckiej (USRR), kierował czekistowskimi działaniami operacyjnymi towarzyszącymi przyłączaniu Galicji Wschodniej do państwa sowieckiego, przygotowując być może grunt także pod mord w Katyniu. W 1944 r. – już jako zastępca ludowego komisarza (ministra) bezpieczeństwa ZSRR – wrócił na tereny polskie, by pracować przy zwalczaniu oddziałów AK, wspierać PKWN i utrwalać sowiecką dominację w naszym kraju. To Sierow zorganizował w marcu 1945 r. aresztowanie przywódców Polskiego Państwa Podziemnego (pod pretekstem rozmów dyplomatycznych – ten trick stosował często i był z niego dumny) oraz potajemne wywiezienie ich do Moskwy, gdzie zorganizowano Okulickiemu, Jankowskiemu, Pużakowi i innym pokazowy proces (proces szesnastu).
„Tajemnice walizki generała Sierowa. Dzienniki pierwszego szefa KGB 1939–1963”, redakcja, wybór i komentarz: Aleksandr Hinsztejn, przeł. Aleksander Janowski, Jan Cichocki, REA-SJ 2019 / DGP
Sierow miał też szczególne „zasługi” względem innych narodów: terror, jaki zaprowadził w Besarabii (dzisiejszej Mołdawii, w 1940 r., zajętej przez Sowietów kosztem Rumunii), pochłonął życie tysiące osób – ofiary umierały głównie z głodu (Sowieci mieli po Wielkim Głodzie na Ukrainie doświadczenie w morzeniu całych społeczeństw). W tym samym czasie pomagał w poskramianiu okupowanych przez ZSRR państw bałtyckich. W latach 1943–1944 organizował wywózki rozmaitych nacji w ramach stosowania przez Stalina etnicznego etykietowania i odpowiedzialności zbiorowej za kolaborację z nazizmem: wysiedlił Niemców Nadwołżańskich, Karaczajów, Kałmuków, Wajnachów (Czeczenów i Inguszy), Tatarów Krymskich, w sumie deportacje objęły około miliona ludzi. W 1956 r. Sierow był głównym koordynatorem sowieckiej interwencji zbrojnej na Węgrzech – w ramach, jak to nazywał, uśmierzania Węgrów po powstaniu węgierskim.
Innymi słowy: persona to dość ponura, posłuszny wykonawca woli kolejnych gospodarzy Kremla, najpierw Stalina, potem Chruszczowa. Kazano mu strzelać do wycofujących się żołnierzy Armii Czerwonej w plecy i aresztować tych, którzy dostali się do niemieckiej niewoli (zgodnie ze stalinowskim rozkazem nr 227 – „Ani kroku wstecz” – z lipca 1942 r.) – strzelał i aresztował. Kazano nadzorować niewolniczą pracę niezmierzonych zastępów więźniów politycznych przy budowie kanału Wołga-Don (w latach 1948–1952) – nadzorował. Kazano objąć kierownictwo KGB – objął.
Ale to tylko połowa prawdy o Sierowie. Druga połowa jest ciekawsza.

Czekista pozostaje czekistą

W 2012 r. gruchnęła w Moskwie informacja, że za ścianką w garażu daczy Sierowa jego wnuczka znalazła zamurowany schowek, a w tej skrytce dwie walizki pełne zeszytów zapisanych pismem generała. W daczy tej, położonej na zachodnich rubieżach Moskwy, Sierow spędził z żoną ostatnie ćwierć wieku życia po tym, jak w 1963 r. wyrzucono go z posady szefa GRU (sowieckiego wywiadu wojskowego), a w 1965 r. wykluczono z KPZR i przeniesiono w trybie natychmiastowym w stan spoczynku. Generał miał wielkie poczucie krzywdy – przez lata domagał się sprawiedliwości, a kiedy nastała epoka głasnosti, planował napisanie demaskatorskiej książki o swojej karierze w służbach specjalnych. Nie napisał jej – znalezisko w daczy ujawniło jednak, że Sierow w tajemnicy prowadził zapiski o charakterze diarystycznym, i to od 1939 r., od momentu rozpoczęcia zawodowej przygody z bezpieką.
W 2016 r. światło dzienne ujrzała książka „Tajemnice walizki generała Sierowa”, którą otrzymujemy właśnie w polskim przekładzie. W Rosji stała się bestsellerem.
Generał przez ponad dwie dekady miał dostęp do najściślej chronionych sekretów państwa sowieckiego, a przez blisko dziesięciolecie w zasadzie sam nimi zarządzał w imieniu moskiewskiej wierchuszki – istniała obawa (naturalnie połączona z ciekawością), że jego dzienniki okażą się kopalnią wiedzy zakazanej. Niemniej – jak pisze we wstępie redaktor książki Aleksandr Hinsztejn – „czekista zawsze pozostaje czekistą. Byli czekiści w naturze nie istnieją. Byli szefowie KGB – tym bardziej”. Opowieść Sierowa nie zdradza w zasadzie tajników jego roboty agenturalnej z czasów szefowania służbom.
To zresztą dziwna książka. Hinsztejn nie jest nawet zawodowym historykiem: to dziennikarz i polityk, poseł putinowskiej Jednej Rosji do Dumy. Przygotowując wydanie dzienników Sierowa, nie pracował zresztą z rękopiśmiennymi oryginałami, te zostały skopiowane, przepisane i zapewne ocenzurowane przez wnuczkę generała. Innymi słowy, dostajemy tu wybór z wyboru (podobno jest to mniej więcej trzecia część całości), dodatkowo opatrzony dość osobliwymi komentarzami redaktora, zgodnie z którymi, dla przykładu, Armia Krajowa miała rzekomo współpracować z UPA. A powstanie węgierskie Hinsztejn zrównuje dla odmiany z ukraińskim Majdanem, nazywa ironicznie kolorową rewolucją i stawia silną tezę o zachodniej inspiracji oraz infiltracji (w obu wypadkach).
Te szczególne cechy „Tajemnic…” zauważono w rosyjskich mediach – niektórzy historycy posunęli się wręcz do obwołania książki fałszywką. Biograf Sierowa, historyk służb specjalnych Nikita Pietrow, twierdzi jednak, że to prawdopodobnie tekst autentyczny, świadczyć mają o tym zawarte w książce informacje, do których dostęp mogli mieć tylko Sierow i Chruszczow – choćby te o pomyśle Stalina, by osuszyć Morze Kaspijskie (w celu dobrania się do pokładów ropy naftowej na jego dnie).

Na tyłach ze Stalinem

Tak czy owak, przy lekturze „Tajemnic…” trzeba ostrożnie filtrować nabywaną wiedzę. Po pierwsze, generał sam redagował zapiski tak, by miały mu służyć za tarczę obronną, gdyby przyszło do powrotu na utracone stanowisko – wybielał się intensywnie, wiele razy w narracji powraca fraza o „wykonywaniu rozkazów” i „zadaniach, których podjąłby się każdy” w jego sytuacji. Po drugie, wybór z dzienników ma ukazywać Sierowa jako oficera ślepo lojalnego wobec ojczyzny, człowieka prawego, żołnierza kierującego się kodeksem moralnym. Po trzecie wreszcie, nie bez znaczenia jest fakt objęcia patronatu nad „Tajemnicami...” przez Jedną Rosję i państwowe Rosyjskie Towarzystwo Historyczno-Wojskowe – trzeba patrzeć na to przez pryzmat całkiem współczesnych rosyjskich celów propagandowych, w tym choćby potrzeby ukazania Stalina jako wybitnego wodza w wojnie ojczyźnianej, a generalnie: chęci geopolitycznego i patriotycznego usprawiedliwienia wielu potężnych, imperialnych przedsięwzięć sowieckiego aparatu przemocy.
To rzekłszy, należy zauważyć, że dzienniki generała są lekturą fascynującą, może nawet niekoniecznie z racji tego, że zawierają wiedzę tajemną. Chodzi o to, że trudno o podobne dokumenty obrazujące społeczny kontekst działania państwa sowieckiego.
Sierow, chłopski syn, należał do zaciągu, który zasilił sowieckie instytucje bezpieczeństwa po wielkiej czystce. Powiedzieć, że jego ścieżka awansu była błyskawiczna, to nic nie powiedzieć: w styczniu 1939 r. jest jeszcze słuchaczem (na krótkim, miesięcznym kursie) moskiewskiej Akademii Wojskowej im. M. Frunzego. 13 lutego zostaje powołany na zastępcę szefa sowieckiej milicji (Głównego Zarządu Milicji NKWD). W pięć dni później jest już szefem milicji. Od lipca 1939 r. pracuje jako zastępca szefa Głównego Zarządu Bezpieczeństwa NKWD. We wrześniu – dostaje posadę Ludowego Komisarza NKWD Ukraińskiej SSR. W 1941 r. jest zastępcą Ludowego Komisarza Bezpieczeństwa całego ZSRR. Stalin mu ufał. Do tego stopnia, że pewne zadania powierzał Sierowowi bez informowania resortu (Sierow organizował, dla przykładu, wizytę Stalina na tyłach frontu w 1943 r. – opis tej wycieczki w książce ma w sobie coś z przerażającego, surrealistycznego kabaretu).

Krótki łańcuch decyzyjny

Sierow był bowiem – i byłby w każdych okolicznościach, także w państwie demokratycznym, w wielkiej korporacji – pracownikiem idealnym. Nie zadawał zbędnych pytań. Potrafił działać i miał niesłychany dryg do logistyki (wywózkę blisko półmilionowej społeczności Niemców Nadwołżańskich przeprowadził w dwie doby). Budził grozę opanowaniem, straceńczą odwagą (nawet jako generał bezpieki uczestniczył w walkach frontowych, odniósł rany) i tym, że praktycznie nie pił alkoholu. Nie doznawał dysonansu poznawczego, przynajmniej otwarcie: Stalina zaczął krytykować, kiedy już było wolno. Swojego pryncypała – i to nie Stalina, a Berię – zawiódł zresztą tylko raz, późną wiosną 1953 r. Gdy doszło do pałacowego przewrotu i aresztowania Berii, Sierow nadzorował szczegóły techniczne tego przedsięwzięcia, ale wtedy rozkazy wydawał mu już kto inny…
Szefem KGB był podobno niezłym, w każdym razie przeistoczył sowiecką bezpiekę, jak pisze Hinsztejn, i tu akurat można mu wierzyć, „z maszyny do odrąbywania głów w profesjonalną służbę specjalną”. Dostosował jej funkcjonowanie do świata zimnowojennych gier szpiegowskich i konfliktów informacyjnych. Poległ – już jako szef GRU – na zakulisowych intrygach związanych z dekonspiracją Olega Pieńkowskiego, pracownika GRU, który na początku lat 60. pracował dla CIA i MI6, przekazując tym agencjom informacje na temat sowieckiego programu rakietowego, w tym o nuklearnych planach związanych z Kubą. W „Tajemnicach…” pojawia się zresztą sugestia, że Pieńkowski – uważany za jednego z najważniejszych przewerbowanych agentów epoki zimnej wojny – był w istocie prowadzony przez KGB i za jego pośrednictwem przekazano na Zachód wiele spreparowanych, fałszywych dokumentów.
Historia Sierowa elegancko wyjaśnia również pewien fenomen związany z logiką funkcjonowania reżimów totalitarnych – z ich zdolnością do mobilizowania gigantycznych zasobów materialnych i ludzkich, gdy chodzi o zdobycie oraz utrzymanie władzy. Krótki łańcuch decyzyjny (Sierowa od Stalina dzieliła co najwyżej jedna rozmowa telefoniczna) powodował, że generał mógł od ręki liczyć na niemal nieograniczone środki i personel w chwilach, które w porządku demokratycznym zamieniłyby się w tygodnie oczekiwania na decyzję administracyjną bądź polityczną. Szybkość i efektywność mają swoją cenę, niewątpliwie.
Poza wszystkim Sierow – niczym jakiś przedziwny, komunistyczny Forrest Gump – był świadkiem epoki. Prowadził rozmowy z gen. Okulickim. Walczył z nazistami na Krymie i Kaukazie. Pił gruzińskie wino u Stalina na daczy i w zasadzie stał pod drzwiami, kiedy ówczesny gospodarz Kremla umierał na udar. Jako pierwszy aliancki oficer wszedł do bunkra Hitlera w Berlinie i odkrył nieopodal jego nadpalone zwłoki. Z uwagą obserwował tiki i pozy Mao Zedonga. Trzymał w ryzach Gomułkę i zastraszał Imrego Nagya. Był wszędzie, gdzie dała o sobie znać potęga sowieckiego imperium. Był użyteczny.
„Tajemnice walizki generała Sierowa. Dzienniki pierwszego szefa KGB 1939–1963”, redakcja, wybór i komentarz: Aleksandr Hinsztejn, przeł. Aleksander Janowski, Jan Cichocki, REA-SJ 2019