Dzięki osiadłym w Rzeczypospolitej cudzoziemcom w XVI wieku kraj rozkwitał. Nie trwało to długo.
W XVI wieku ukuto pojęcie „rzeczpospolita uczonych” (respublica litterarum) odnoszące się do międzynarodowej społeczności ludzi wykształconych i wrażliwych na piękno. Członkowie tego kręgu korespondowali ze sobą, odwiedzali się i wspierali we wzajemnych staraniach. Obserwując i oceniając otaczającą ich aktualnie polityczną rzeczywistość, a także podejmując decyzje na przyszłość, kierowali się raczej kryteriami, jakie przyswoili dzięki pismom Arystotelesa i Cycerona, niż przynależnością narodową. Były to zresztą czasy, w których pojęcie narodu było nie mniej rozmyte niż obecnie. Dzięki temu pokolenia Niemców mogły oddać Rzeczypospolitej przysługi niebagatelne. Jednym z nich był jeden z najbliższych współpracowników Jana Zamoyskiego – Dawid Hilchen.

Młodość i polityka

Hilchen, który w łacińskich dokumentach występuje również jako Heliconus Livonius, przyszedł na świat w roku 1601 w zamożnej rodzinie inflanckich mieszczan, stanowiącej część miejskiego patrycjatu Rygi. Dzięki wstawiennictwu Jana Zamoyskiego wysłano go na studia prawnicze do Niemiec w charakterze towarzysza kniazia Aleksandra Słuckiego. Uczył się w Ingolsztadzie, Tybindze, Heidelbergu. Edukację zakończył w roku 1585, po czym wrócił do ojczyzny. Z kancelarii Jana Zamoyskiego awansował na sekretarza królewskiego. Funkcja ta dawała mu dostęp do najściślejszych tajemnic państwowych.
Stefan Batory, widząc jego potencjał, uczynił go syndykiem miasta Rygi, które przeżywało wówczas wyjątkowo burzliwy okres. Na miejscu dał się poznać jako orędownik polskiego patronatu nad Inflantami, ale zarazem niestrudzony obrońca autonomii tamtejszych miast. Był zwolennikiem porozumień oraz pracy organicznej. Nienawidził przemocy, choć niejednokrotnie przychodziło mu zajmować zdecydowane stanowisko wobec notorycznych aktów naruszania porządku publicznego.
To on otworzył w mieście pierwszą drukarnię, on dał współobywatelom bibliotekę, on opracował regulamin kancelaryjny oraz podstawowe wilkierze. Widząc napięcia wynikające z dawnych jeszcze zaszłości feudalnych, głosił konieczność zrównoważenia praw i obowiązków. Bronił idei wolności religijnej, narażając się jezuitom. W roku 1599 stworzył katalog praw i przywilejów miejskich.
W uznaniu zasług w 1591 r. Hilchena nobilitowano. Do herbu przyjął go sam Jan Zamoyski, dzięki czemu Hilchenowie mogli pieczętować się herbem Jelita. W jego dyplomie szlacheckim podkreślono przysługi, jakie oddał krajowi i królowi, wspomniano podróże zagraniczne z polskimi magnatami, zauważono jego ponadprzeciętną erudycję oraz wyrobienie polityczne. Szlachta inflancka z chęcią wybierała go, by reprezentował ją przed królem i posłował. Zmiana statusu nie uchroniła wszakże ryskiego syndyka przed kłopotami. W roku 1600 aresztowano go, wtrącono do lochu i gdyby nie szybka interwencja przyjaciół, zapewne straciłby życie. Ryski plebs skazał go zaocznie na śmierć, a wyrok wykonano na jego wyobrażeniu (in effigie).
Podczas wojny o Inflanty (w latach 1601–1602) Hilchen towarzyszył Zamoyskiemu, a następnie hetmanowi Chodkiewiczowi. Brał udział w oblężeniu miast oraz występował jako poseł. Doskonale znając miejscowe warunki, a także świadom tego, co ma do zaoferowania Rzeczpospolita, skutecznie zachęcał inflancką szlachtę do poddawania zamków Polakom.

Zamojska stabilizacja

W 1603 roku inflancki uchodźca na stałe osiedlił się w Zamościu, gdzie wydzierżawiono mu kamienicę przy rynku. Zamoyski dorzucił do tego jeszcze pobliski Horyszów. Hetman wielki koronny i zarazem pierwszy ordynat zamojski przeszedł do historii jako mąż stanu, który otaczał opieką ludzi światłych i wykształconych. Dawny protektor doskonale pamiętał potencjał Hilchena i postanowił go wykorzystać. Inflantczyk odpłacił się kontaktami i radami, dzięki którym imię Zamoyskiego stało się głośne w całej Europie. Wysławiano jego wojenny kunszt, umiłowanie sztuk, erudycję, a także szczodrość, jaką otaczał ludzi kultury. Słynny niemiecki humanista Justus Lipsius pisał do kanclerza: „Twój Hilchen i Symonides zachęcają mnie i wiodą do Ciebie, obaj warci są Ciebie i tych pięknych przymiotów, z których są światu znani”.
W Zamościu było Hilchenowi dobrze, choć dobre chwile mąciły życiowe tragedie. W miejscowej kolegiacie pochował córeczkę, która zmarła w wieku dziecięcym. Ból po stracie dziecka odrobinę rekompensowało bezgraniczne zaufanie patrona. W czasie tym Jan Zamoyski uważał go za bowiem jednego z „domowników” (familiarissimus). Często, zasiadając przy wspólnym stole, dyskutował z Hilchenem na temat filozofii, religii, polityki, literatury, a także korzystał z rad w prowadzeniu założonej Akademii Zamojskiej. Do wszechnicy tej Hilchen, sam absolwent uczelni zagranicznych, posłał wszystkich swoich synów.
Swego protektora i dobroczyńcę były syndyk Rygi przeżył o kilka lat. Zmarł w roku 1610. Rok wcześniej zdołał wyjednać jeszcze u króla dekret rehabilitacyjny, który pozwalał mu na rozpoczęcie starań o restytucję mienia utraconego w Rydze. Tego celu nie udało mu się jednak zrealizować.
Napisane po łacinie listy – bezcenne źródło badań nad historią Polski i jej kulturą – przetrwały, ale nie mają polskiego tłumaczenia. Ostatnio większe środki na ich krytyczną edycję wyłożyli Estończycy, wśród których Hilchen cieszy się zasłużonym uznaniem. Polacy rzadko wiedzą cokolwiek na jego temat. Ukryta opcja, można powiedzieć.
Dawid Hilchen był erudytą, uznanym poetą, znakomitym prawnikiem oraz sprawnym zarządcą kanclerskiej i królewskiej kancelarii. Urodził się w rodzinie inflanckich Niemców, ale przez całe życie wiernie i konsekwentnie służył Rzeczpospolitej. Współcześni mu Polacy i Litwini uważali go za swego. Niechętny niemczyźnie Szymon Starowolski ociepla jego personalia, nazywając go Chilcheniuszem. Stanisław Leliwa pisze o nim z rewerencją: „Obywatel Rygi, szlachcic polski, żołnierz z szeregach Ferensbacha, w każdym zawodzie wytrwał na swoim stanowisku; dzieła zaś po nim pozostałe, a szczególnie reformy w Rydze za jego sprawą zaprowadzone i księga ustaw dla Inflant, wysokie dają wyobrażenie o nauce, patriotyzmie i umysłowych Hilchena zdolnościach”.
Inflantczyk nie był jedynym przedstawicielem ukrytej opcji niemieckiej. Było wielu innych, którzy stanowili podporę polskich królów, wielkich książąt litewskich, magnatów, biskupów, municypiów itd. Spora część miejskich patrycjatów złożona była z Niemców lub z osób pochodzenia niemieckiego. Dzięki nim w XVI wieku kraj nasz wspaniale się rozwijał, a miejscowi, zasiedziali na tych ziemiach od pokoleń, mogli się wiele nauczyć. Niemieckojęzyczni obywatele Rzeczpospolitej słynęli bowiem ze znajomości prawa, kupieckiej sprawności oraz przysłowiowego już porządku.
Aby inne ukryte opcje nie czuły się pokrzywdzone, dodajmy może jeszcze, że Żydzi ożywili wówczas nasz rynek finansowy, Włosi pozwolili cieszyć oko arcydziełami malarstwa i architektury, Szkoci i Holendrzy usprawnili rzemiosło, a Anglicy poprawili jakość usług medycznych. Okres szczególnej prosperity gospodarczej i politycznej Rzeczpospolitej przypadł na czasy, w których tron objął książę Siedmiogrodu Stefan Batory. Władca ten nigdy nie nauczył się polskiego, a z poddanymi porozumiewał się po łacinie, niemiecku lub przez tłumacza. Pod jego panowaniem kontynuowano politykę dialogu, zabiegania o porządek i krzewienie tolerancji.

Powstanie z kolan

Po Batorym nad Wisłą zjawili się Wazowie. Wąskie horyzonty polityczne, idące w parze z dogłębną nieznajomością miejscowych realiów, szybko okrasili toporną retoryką, agresywną polityką zagraniczną oraz represjami wobec innowierców. Odwołano się do sprawdzonych sposobów i zagrano na najniższych społecznych instynktach. Niestety, ziarno padło na podatny grunt. Złoty wiek kultury polskiej dobiegł końca.