Przodkowie większej części z nas odrabiali pańszczyznę. Oznacza to, że jesteśmy potomkami niewolników
Magazyn DGP z dnia 1 marca 2019 r. / Dziennik Gazeta Prawna
Zdarzyło się, że dwaj ludzie, gospodarze pańszczyźniani ze wsi Wola Pogroszewska, młodzi, żonaci i dzietni, w nocy po żniwach 1863 r. wzięli po kilka snopków zboża z pola dworskiego i przenieśli do swoich stodół. To się wydało, dziedzic zwołał gromadę i tak oskarżonym powiedział: (…) »kto ukradł i zostanie złapany, będzie wisiał, skazuję was obu na szubienicę, karbowy daj postronki«” – opis takiego zdarzenia znajduje się w pamiętniku Tomasza Nocznickiego, posła i senatora w II RP. I dalej: „Gromada struchlała, osądzeni, ich żony z małymi dziećmi rzucili się z lamentem na ziemię, zaczęli prosić, błagać o zmiłowanie, pan nie ustępował. Wtedy najstarsi ludzie (…) powszechnie szanowani uklękli przed dziedzicem na kolanach, poczołgali się do stóp jego i te stopy całując, błagali (…). To pomogło. Obwinieni zostali obnażeni do pasa, musieli wziąć na plecy po snopie zboża i wobec całej gromady prowadzeni na postronkach, którymi powiązano im ręce; następnie byli kładzeni pod każdym z trzech krzyżów (…) i dostali na gołe ciało pod każdym krzyżem po 50 razów. Dwóch karbowych biło, a pan pilnował i wołał: »lepiej bijcie, bo wy będziecie bici«. Toteż pod trzecim krzyżem całe ciała tych ludzi były od nóg poprzez pośladki tak zbite, że krew została na ziemi, a bici już sami wstać nie mogli. Podniesiono ich i musieli na klęczkach ucałować pańskie nogi w podzięce za darowanie im kary śmierci”.
Ledwie kilkanaście miesięcy później, 2 marca 1864 r., car Aleksander II wydał ukaz, który znosił pańszczyznę w Królestwie Polskim. W ten sposób chłopi polscy, po 400 latach trwania w systemie półniewolniczym, symbolicznie stali się ludźmi wolnymi.
Ale czym była pańszczyzna? Odpowiednikiem współczesnego podatku? Na pewno wiązała się z wieloma praktykami, od postrzegania chłopa jako gorszego – także rasowo – po wykształcenie się stosunków władzy, których jeszcze nie przepracowaliśmy.

Feudalizm

Pańszczyzna jest instytucją kojarzoną z systemem feudalnym, jaki panował w Europie do XIII–XIV w.: chłopi godzili się na utrzymywanie rycerzy, licząc na ich ochronę. Wraz z rozwojem systemu własności ziemskiej zmieniła się w pracę świadczoną w zamian za użytkowanie ziemi. Po przemianach gospodarczych i rozwoju rynków w XIV–XVI w. na Zachodzie powszechnie odchodzono od pańszczyzny na rzecz efektywniejszego oczynszowania – chłopi w zasadzie pracowali na siebie, a im większy mieli zysk, tym więcej zostawało dla nich po uiszczeniu opłat. Jednak w Polsce system ten wyglądał inaczej. W XVI w. wprowadzono wtórne poddaństwo, czyli zwiększono pańszczyznę z kilku dni rocznie do kilku dni tygodniowo. Faktycznie więc chłopi stali się niewolnikami – sytuacja ta trwała aż do uwłaszczenia w XIX w.
Szlachta stanowiła w tym okresie ok. 5,5 proc. ludności terytorium Polski, chłopi powyżej 70 proc. To znaczy, że zdecydowanie większa część ludności, jaka dzisiaj mieszka w Polsce, pochodzi od chłopów pańszczyźnianych. Co więcej, oznacza to, że w większości jesteśmy potomkami niewolników.

Pańszczyzna

„W pewnym tygodniu odrobiwszy już pańszczyznę, nie był nic winien (ojciec) panu Jabłkowskiemu, przychodzi włodarz i nakazuje ojcu, aby z parobkiem szedł do robienia piwa. Ojciec mu odpowiada, że pańszczyznę już odrobił i do robienia piwa ani sam nie pójdzie, ani parobka nie pośle. (…) Pan Jabłkowski rozkazuje wołać do siebie mego ojca (…). Pan Jabłkowski zwołuje ekonoma Telś, woźnego ekonomicznego Lembke i Sobka Kubiaka, włodarza, zamyka się w tymże salonie, a pan Jabłkowski każe rozciągnąć na ziemię mego ojca (…), a tak pan Jabłkowski całą siłą obydwiema rękami za długie włosy mego ojca ciągnąć raz, drugi, trzeci przez salon rozkazuje Lembce i Kubiakowi trzymać jeszcze nogi (…) a ekonom bije batem po grzbiecie (…) Gdy już zbili mojego ojca tyle, ile im się podobało, puścili go do domu, a do roboty piwa innego chłopa zmusili”. Tak pańszczyznę wspominał Kazimierz Deczyński, pamiętnikarz pochodzenia chłopskiego, najbardziej znany z burzycieli chłopów (burzyciele m.in. reprezentowali włościan w sądach).
W Polsce pańszczyzna pojawiła się w XII–XIII w. i na początku nie była czymś bardzo obciążającym dla chłopów. Do XVI w. mieli obowiązek odpracowywania kilku dni w roku na pańskich polach. Reformy i rozwój kraju za panowania Kazimierza Wielkiego spowodowały, że raczej zamieniano pańszczyznę na o wiele efektywniejsze czynsze.
Sytuacja zmieniła się w XVI w., kiedy to zaszło kilka zasadniczych zmian na świecie. Do takich wydarzeń należy z pewnością odkrycie Ameryki i idąca razem z tym eksploatacja kolonialna. Do Europy napływać zaczęły bogactwa, rozwijały się żegluga i handel. Znalazło to swoje rozwinięcie w rynku konsumenckim, dzięki czemu coraz większego znaczenia nabierał handel. Postępowała ewolucja miast, coraz więcej osób przestawiało się na drobną wytwórczość, obsługę handlu, zajęcia związane z eksploatacją nowych ziem. Rynek w Polsce zareagował na te zmiany skokowym wzrostem eksportu dóbr: drewna i zboża. W 1470 r. przez Gdańsk przechodziło ok. 4 mln ton zboża rocznie, w 1530 r. było to już 22 mln.
Rozkwit handlu spowodował rozwój folwarków, które potrzebowały rąk do pracy – a tych brakowało. Polska była słabo zaludnionym krajem, a jedną ze strategii chłopów radzenia sobie z nielubianymi panami była ucieczka. Szlachta chciała temu przeciwdziałać – w zamian za poparcie wyprawy na Mołdawię udało jej się w 1496 r. uzyskać u króla Jana I Olbrachta przywilej piotrkowski. Od tego czasu do XIX w. chłop nie miał prawa opuszczać wsi bez zgody pana.
Dostęp do darmowej pracy chłopów szlachta zabezpieczyła sobie na dobre w 1520 r. Zmieniono wtedy zakres pańszczyzny z kilku dni rocznie na kilka dni tygodniowo, a do końca XVI w. szlachta uzyskała jeszcze możliwość dowolnego zwiększania liczby dni pańszczyźnianych i w końcu praktycznie niczym nieograniczoną władzę nad chłopami.

Niewolnicy i chamy

W XVI w. ludzi pracujących na roli zaczyna się określać mianem „chłopów”. Wyraz ten współcześnie oznacza mężczyznę, czasem rolnika. Jego pierwotne znaczenie jest inne – wywodzi się z języka rosyjskiego i oznacza niewolnika (chłopem mógł zostać każdy, także szlachcic, który popadł w niewolę za długi). Od XVI w. za pomocą tego wyrazu określa się u nas całą zróżnicowaną grupę ludności zajmującą się pracą rolniczą. „Każdy gospodarz musiał przede wszystkim we dworze swoją powinność odrobić zaprzęgiem lub pieszo, a dopiero prawie nocami swój grunt obrabiał, obsiewał i plon z niego zbierał. Nie było wymówki, że ma w domu pilną robotę, bo jak nie wyszedł do odrabiania pańszczyzny, przychodził zaraz polowy” – jak opisywał to Jan Słomka, chłop z Galicji.
W tym samym czasie powstał osobliwy mit odmiennego pochodzenia szlachty i chłopów. Maciej Miechowita w 1518 r. wydał dzieło „Traktat o dwu Sarmacjach azjatyckiej i europejskiej i ich zawartości”, w którym porządkuje wyobrażenia o Sarmacji. Szlachta miała wywodzić się z plemienia Sarmatów, które w różnych wersjach albo wywodziło się ze starożytnego Rzymu, albo przywędrowało na ziemie polskie z terenów dzisiejszego Iranu. Chłopi w tych opowieściach mieli być ludem zamieszkującym terytorium, który Sarmaci podbili, a z jego mieszkańców uczynili swoich niewolników.
Co ciekawe, genealogii chłopów nie próbowano wywodzić od „jakiegoś ludu”. Mieli być oni potomkami biblijnego syna Noego – Chama, który ze względu na przewinienie względem ojca został przeklęty i skazany na bycie niewolnikiem. Potomkowie Chama mieli nosić w sobie „czarność”(stąd wzięło się określenie „czerń”) oznaczającą skazę. Pierwsze użycia określenia „cham” względem jakiejś grupy ludności w Polsce pojawiają się w XVI w., a więc w tym samym okresie, w którym wprowadzono zaostrzoną pańszczyznę.
Wszystko to prowadzi nas do osobliwego postrzegania kwestii chłopskiej w Polsce. Pomiędzy chłopami a szlachtą na pewnym poziomie wykształca się tak radykalna różnica, że szlachta tworzy nawet coś w rodzaju koncepcji rasowej. Mikołaj Rej pisał: „To dziw, kiedyby kto puchacza sporośnego białorzyta w sokolem gnieździe znalazł”. Mikołaj Sęp Szarzyński: „Mężna orlica gołębi nie rodzi”. Z kolei Jan Chryzostom Pasek: „W paragon nie wchodzi z orłem puchacz”. Najdalej w tym względzie idzie jednak Walerian Nekanda Trepka, który w dziele „Liberum chamorum” pisze: „I ona szlachcianka, co za chłopa idzie, już chłopówną staje się, bo kto rzecz cudną w plugawą wtrąci, już się i ona społu z nią plugawą staje, jak balsam, gdyby do smoły włożono, już nie balsam, ale smoła będzie, bo ona materyja górna plugawa oszpeca owę cudną”.
Jeżeli ktoś się zastanawia, dlaczego chłopów starano się pokazać jako ludzi gorszego pochodzenia, głupszych, prymitywniejszych, to właśnie dlatego, że łatwiej było wtedy czerpać zyski z ich pracy niewolnej.

Tragedia

Każda szlachecka własność rządziła się własnymi prawami i w zasadzie życie chłopów zależało od woli pana. Z jednej strony mamy więc przykłady takie jak Republiki Pawłowskiej, zarządzanej przez ks. Pawła Ksawerego Brzostowskiego. Ten oświecony szlachcic zamienił pańszczyznę na czynsze, wprowadził nowoczesne modele zarządzania własnością, wychodząc z założenia, że dobra sytuacja chłopów polepszy sytuację jego majątku.
Na drugim biegunie znajdują się sytuacje pokazujące inną stronę pańszczyzny, dużo bardziej rozpowszechnione. W przeważającej większości przypadków starano się chłopa eksploatować ponad miarę. Sześć dniówek w tygodniu, a nawet dziesięć (wtedy pańszczyznę musiała odrabiać też rodzina) nie było niczym szczególnym. W 1739 r. na ziemiach wieluńskich zanotowano jedną z wielu klęsk głodu, spowodowaną powodzią i gradobiciem, jakie nawiedziły te rejony dwa lata wcześniej, wzmaganą dodatkowo przez nadmierny wyzysk chłopa. W jej wyniku zmarło 200 osób, wiele chorowało z niedożywienia. W tym czasie najwyższy rangą dostojnik kościelny w okolicy znany był z wystawiania trzy razy w tygodniu „ansambli przy muzykach i kolacji, obiadach i balach”, jak opisywało to źródła z epoki.
Podobne klęski głodowe na wsi zdarzały się dość często, zwłaszcza na przednówku, w okresie, kiedy już kończą się zapasy zimowe, a nic nowego nie zdążyło urosnąć. Wielu naszym przodkom widmo śmierci głodowej zaglądało wtedy do chat. Największy taki kataklizm nawiedził Galicję w 1845 r. i 1847 r. – notuje się wtedy przypadki kanibalizmu, ofiary głodu i zarazy z nim związanych liczone były w tysiącach. Przez Galicję szły tabuny wygłodzonych dzieci, których rodziny pomarły.

Handel

Chłopi polscy bywali także przedmiotem handlu. Ich sprzedaż prowadzono za pomocą donacji (donation manualis) – spisywano taki akt między stronami i zgłaszano w odpowiednim urzędzie grodzkim. Chłopów sprzedawano w różnej liczbie, np. wojewoda smoleński Piotr Sapieha oddał Barbarze Kwileckiej 37 rodzin, a w wyniku ugody zawartej między Marianną Radońską i Janem Przebendowskim ten drugi uzyskał 68 ludzi za kwotę 4000 zł. Najczęściej dokupowano chłopów, kiedy w danych dobrach brakowało rąk do pracy, w cenie byli fachowcy, wtedy traktowano ich jako inwestycję.
Ciekawe sytuacje zdarzały się podczas sporów dziedzicznych. Bracia Kasper i Maciej Skrzydlewscy odziedziczyli w 1593 r. nieparzystą liczbę chłopów. Po wielu dyskusjach uradzono, że bracia odziedziczą jednego chłopa po połowie, po czym Kasper zrzekł się swojej połowy w zamian za poręczenie długu na 130 zł.
Sprawa handlu chłopami była na tyle poważna, że przeciwko temu procederowi wypowiadali się Andrzej Frycz Modrzewski, Stanisław Leszczyński czy Wacław Potocki. Pomstowano na traktowanie chłopów jako bydła i przegrywanie ich w karty. Z innej strony piętnowano brak jakiejkolwiek regulacji tego procederu, w związku z tym ks. Józef Pawłowski w korespondencji z Antonim Lewandowskim wspominał, że od połowy XVIII w. istniała ustalona cena za chłopa i wynosiła 120 grzywien za mężczyznę i 60 grzywien za kobietę.

Strażnicy

Na straży pracy pańszczyźnianej stali zarządcy dóbr, tacy jak ekonomowie i karbownicy. Ich zadaniem było pilnowanie porządku, odpowiedniego wykonywania pańszczyzny, ustalania, co zostało zrobione i co jeszcze należy zrobić. Przede wszystkim jednak mieli pilnować dyscypliny. W pamiętnikach chłopów możemy znaleźć taki opis: „Do dziś pamiętam, jak opowiadali, jak to dawniej bywało. Opowiadali o czasach pańszczyźnianych, jak to czasem dziedzicowi na nos wlazło, to bili, względnie ich służba biła czasem na trzy zawody, nawet nie mówili za co. (…) Mówili, że mojego pradziada to tak obito we dworze, że ten jak przyszedł do chałupy i legł, to leżał dwa miesiące i już nie wstał. Obito go za to, że nie chciał swojej żony dać za mamkę dla dziecka dziedzica. Ta jego żona, a moja prababka była młoda i ładna i jak dziedzic się ucinał do niej, a widocznie i pradziad ją kochał i przypłacił to życiem”. Inny chłop wspominał pańszczyznę tak: „Za spóźnienie się do pracy lub niedbałe jej wykonywanie była chłosta, którą przeprowadzano w ten sposób, że skazanego kładziono na ławę specjalnie do tego celu sporządzoną i odmierzano mu 25 pałek. To była kara zwyczajna. W przypadku cięższych przewinień wyliczano karę podwójnie. (…) Za odebraną chłostę skazaniec musiał podziękować przełożonemu, a gdy nie chciał tego uczynić, kładziono go na ławie powtórnie”.

Bunty

Jeden z dość popularnych mitów dotyczących pańszczyzny w Polsce głosi, że nie była ona zła dla chłopów, bo nie buntowali się tak jak np. czerń w Niemczech, Francji czy Anglii. Mit ten wynika ze złej perspektywy. W krajach Europy Zachodniej dominował model monarchii absolutnej – król sprawował władzę nad całym krajem. Polska w okresie pańszczyźnianym była de facto zlepkiem mniejszych i większych udzielnych państewek. Chłopi nie sprzeciwiali się więc państwu i władzy, tym bardziej że do króla raczej nie mieli pretensji – w dobrach monarszych istniały sądy referendarskie, do których mogli się zwracać ze skargą na panów.
Chłopi buntowali się w sposób mało spektakularny także dlatego, że w zasadzie do XX w. była to działalność samobójcza – i nie chodzi tylko o kary. Pan mógł bezkarnie zrobić z chłopem, co chciał, z zabójstwem włącznie. Chłopi stosowali więc wiele innych praktyk oporu: uciekali, zdarzały się podpalenia, sabotowanie pracy, kradzieże, np. zboża lub drewna pańskiego, tajemnicze pobicia urzędników dworskich, wreszcie, kiedy nic już nie pomagało, strajk chłopski. Ten polegał na tym, że cała wieś odmawiała pracy w okresie intensywnych prac polowych, co groziło poważnymi stratami – jednak takie akcje najczęściej kończyły się pacyfikacjami.
Zdarzały się też w historii rzadkie momenty, kiedy chłopi występowali zbrojnie przeciwko panom. W XV w. wybuchło w rejonach dzisiejszej wschodniej Polski powstanie Muchy, który na czele kilku tysięcy chłopów mierzył się z ówczesnym rycerstwem. Bunty chłopskie miały też miejsce też w okresie powstań Bohdana Chmielnickiego na Ukrainie. Największą chłopską rebelią, nawet w skali europejskiej, była rabacja galicyjska.

Pamięć

Pańszczyzna została zniesiona przez zaborców w Królestwie Kongresowym w 1864 r. ukazem z 2 marca. W Galicji właściwie chłopi znieśli sobie pańszczyznę sami w trakcie rabacji, choć formalnie została zlikwidowana dopiero w 1848 r. Z kolei w zaborze pruskim był to dłuższy proces, który rozpoczął się w 1810 r. i zakończył w 1870 r.
Uwłaszczenie nie rozwiązało jednak problemu. Nadal zdecydowana większa część ziemi pozostawała w rękach właścicieli ziemskich, a chłopi cierpieli na jej niedostatek. Do II wojny światowej domagali się reformy rolnej, dzięki której mogliby wreszcie zacząć gospodarować na warunkach, które umożliwiłyby im coś więcej niż tylko trwanie na granicy głodu. Ta reforma została dopiero przeprowadzona przez władze PRL, dramatycznie poszukujące spokoju na wsi.
Historia polskiego niewolnictwa i pańszczyzny została wyparta z pamięci, podręczników historii, nie obchodzi się w związku z tym żadnych uroczystości, nie ma dyskusji. Przez 400 lat 80 proc. mieszkańców Polski żyło w stanie półniewolnictwa. Możemy oczywiście myśleć, że to zamierzchła przeszłość, ale czy naprawdę ta historia nie wpływa na to, kim jesteśmy, ani jak sobie układamy stosunki w naszym kraju?
Autor jest antropologiem i kulturoznawcą. Pracuje na Uniwersytecie Warszawskim. Zajmuje się badaniami nad buntem, oporem i rewolucjami. Obecnie kończy książkę o buntach chłopskich pt. „Bękarty pańszczyzny”.