Zachęty dla producentów fundamentalnie zmienią sytuację przemysłu filmowego w Polsce. Pojawią się na rynku polskim środki finansowe i inwestycje, których dotąd nie było - mówi PAP dyrektor PISF Radosław Śmigulski, odnosząc się do wchodzącej w życie ustawy o wspieraniu produkcji audiowizualnej.

PAP: W poniedziałek, 11 lutego, wchodzi w życie ustawa o finansowym wspieraniu produkcji audiowizualnej. Na jakiej zasadzie będą przyznawane środki producentom filmów?

Radosław Śmigulski: Ogólna zasada jest taka, że producent czy też koproducent filmu bądź serialu musi sam realnie ponieść koszty realizacji produkcji w Polsce. Natomiast 30 proc. kosztów z puli poniesionych kosztów kwalifikowanych będzie zwracanych przez Polski Instytut Sztuki Filmowej. Taki mechanizm jest obecny praktycznie we wszystkich państwach europejskich, my byliśmy jednym z ostatnich krajów, gdzie takiego wsparcia nie było. Dodam, że wszędzie tam, gdzie ono się pojawia, następuje rozwój sektora branży filmowej. Istotne jest to, że mechanizm ten jest skierowany nie tylko do twórców filmów artystycznych, którymi statutowo do tej pory zajmował się PISF, ale szanse na zwrot kosztów mają także produkcje komercyjne, mniej ambitne artystycznie.

PAP: Jaką maksymalnie kwotę będzie można otrzymać?

R.Ś.: Maksymalna wysokość wsparcia finansowego przyznanego na jeden projekt nie będzie mogła przekraczać 15 mln zł, a maksymalna wysokość łącznego wsparcia przyznanego jednemu przedsiębiorcy w roku kalendarzowym nie może być większa niż 20 mln zł. Jeżeli przedsiębiorca przedstawi dwa projekty i będzie się domagał 20 mln zł na każdy z projektów, nie otrzyma takiego zwrotu. Chodzi o to, żeby pieniądze nie trafiały do pojedynczych producentów, którzy mają bardzo duży potencjał finansowy. To są obostrzenia wynikające z doświadczenia innych państw, w których takie mechanizmy funkcjonują i pomagają uniknąć monopolizacji środków.

PAP: Co w praktyce oznacza, że koszty zostały realnie poniesione w Polsce?

R.Ś.: Po pierwsze przedsiębiorca dostarczający towary lub usługi na rzecz produkcji objętej wsparciem musi działać na terenie Polski. Jeśli chodzi o wynagrodzenia dla członków ekipy to, co do zasady powinny być opodatkowane w Polsce. Jeśli zaś chodzi o samą kategorię kosztów to są to koszty związane bezpośrednio z produkcją filmową, czyli np. wynagrodzenia dla ekipy, wynajem sprzętu, usługi post produkcyjne. Katalog polskich kosztów kwalifikowanych, czyli tych, które podlegają częściowej refundacji, szczegółowo określa jakiego rodzaju to mogą być wydatki. Jest to katalog zamknięty, dzięki czemu beneficjent ma jasność co do zgodności wydatku z wymaganiami ustawowymi.

PAP: Jakie warunki musi spełnić producent, żeby móc złożyć wniosek o zwrot zapisanych w ustawie 30 proc. kosztów?

R.Ś.: Wnioskować może nie tylko producent, ale również koproducent utworu albo firma świadcząca usługi w zakresie danej produkcji, dlatego lepiej mówić o wnioskodawcy. Wnioskodawca musi wiedzieć ile pieniędzy zamierza wydać w Polsce i sprawdzić czy spełnia określony w rozporządzeniu do ustawy wymóg związany z progiem minimalnego wydatkowania na terenie RP. Progi te są różne w zależności od gatunku utworu audiowizualnego oraz od tego czy wnioskodawcą jest koproducent utworu czy właśnie usługodawcą. Np. dla filmu fabularnego, w przypadku, gdy o wsparcie ubiega się producent, minimalny wydatek polskich kosztów kwalifikowanych to 2,5 mln. złotych. Dodatkowo przyszły beneficjent musi spełniać wszystkie wymogi formalno-prawne, które są zawarte w ustawie. Wnioskować o zwrot pieniędzy może tylko i wyłącznie podmiot, który jest zarejestrowany w Polsce. Jego właścicielem może być spółka zagraniczna, natomiast wnioskować musi polski oddział, który będzie odpowiedzialny za dalszą realizację projekt. Wymogiem jest też posiadanie doświadczenia w produkcji lub zatrudnianie osoby o takim doświadczeniu. Kluczowym elementem przyznania wsparcia jest pozytywny wynik w teście kwalifikacyjnym, tzw. teście kulturowym, który wypełnia się w oparciu o treść utworu oraz założenia produkcyjne. Po pozytywnym rozpatrzeniu całego wniosku, PISF będzie zawierać umowę o wsparcie finansowe. Ona będzie podstawą przekazania pieniędzy na powierniczy rachunek bankowy, gdzie poczekają aż beneficjent skończy prace objęte wsparciem i rozliczy wszystko raportem. Po zaakceptowaniu raportu, PISF odblokuje środki i trafią one do beneficjenta.

PAP: Co jeszcze powinien wiedzieć producent, który składa wniosek o zwrot kosztów?

R.Ś.: Przede wszystkim to, że wnioski są rozpatrywane w kolejności złożenia aż do wyczerpania puli środków na dany rok. Wyniesie ona między 100 a 200 mln zł. My, jako PISF, będziemy prowadzić rejestr przyznanego wsparcia i publikować co tydzień informację o tym, ile środków z rocznej alokacji pozostało w tej puli.

Wnioski można składać najwcześniej na 6 miesięcy a najpóźniej na 2 miesiące przed rozpoczęciem prac objętych wsparciem, czyli przed rozpoczęciem tego etapu produkcji, za który zwrócimy 30 proc. wydatków. Co więcej, przed złożeniem wniosku istnieje możliwość pozyskania nieobowiązkowego, ważnego przez 4 lata certyfikatu poświadczającego, że projekt wstępnie kwalifikuje się do przyznania wsparcia. Wyobraźmy sobie, że ktoś przez taki właśnie czas może szukać partnerów, koproducentów do swojego projektu. Certyfikat nie gwarantuje mu, że finalnie otrzyma pieniądze, bo wszystko zależy od kolejności zgłoszeń, ale daje taki sygnał: ten projekt, o ile będzie realizowany na podstawie przedstawionego scenariusza i z pewnymi założeniami produkcyjnymi, ma bardzo wysokie szanse na to, żeby dostać pieniądze. To jest o tyle ważne, że pomaga zbierać fundusze na film, a dopiero później, przed rozpoczęciem produkcji składa się wniosek o przyznanie pieniędzy.

Ważne jest także to, że ustawa nie przewiduje tzw. selekcji artystycznej projektów. My, jako PISF, weryfikujemy tylko formalno-prawne podstawy zwrotu środków oraz wiarygodność informacji zawartych w teście kwalifikacyjnym, nie dokonujemy natomiast oceny artystycznej dzieła. W teście projekt otrzymuje punktu za spełnienie określonych kryteriów, np. za to, że nawiązuje do ważnych wartości kulturowych lub za udział twórców pochodzących z Polski lub innych państw Unii Europejskiej.

PAP: Na ile ta ustawa zmienia sytuację przemysłu filmowego w Polsce?

R.Ś.: Zmienia fundamentalnie. Pojawią się na rynku polskim pieniądze, których nigdy wcześniej nie było. Ta ustawa wchodzi w życie późno w porównaniu do innych państw, np. na Węgrzech, we Francji czy Wielkiej Brytanii taki mechanizm funkcjonuje od ponad dekady. Od kilku lat jest obecny m.in. w Czechach czy Chorwacji, gdzie przyczynił się do bardzo dużego wzrostu inwestycji w infrastrukturę filmową, która w Polsce też na pewno mogłaby być lepiej rozwinięta.

Wynikająca z tej ustawy obecność międzynarodowych podmiotów na naszym rynku filmowym, wymusi przyjęcie pewnych rozwiązań i mechanizmów związanych z finansowaniem przemysłu filmowego, które są obecne w krajach Europy Zachodniej, czy w Stanach Zjednoczonych. W związku z tym, że producenci filmów nie otrzymują pieniędzy od razu, tylko po zakończeniu produkcji, będą potrzebowali środków na sfinansowanie prac, np. dedykowanych produkcji filmowej kredytów. Jestem po bardzo obiecujących i ważnych, z perspektywy polskich filmowców, rozmowach z prezesem Agencji Rozwoju Przemysłu panem Cezariuszem Lesiszem, który zadeklarował chęć współpracy przy udzielaniu kredytów na produkcje filmowe, mówię o kredytach obrotowych, nie kredytach związanych z inwestowaniem. Mechanizmy kredytowania pomostowego, czy gwarancji ukończenia filmu to są te instrumenty finansowe, których w Polsce nie ma albo są bardzo ograniczone, a są dostępne dla filmowców z Zachodu. Osiągnięcie zachodnich standardów produkcji będzie naturalną konsekwencją istnienia tego typu mechanizmów.

PAP: Czemu wcześniej nie udało się wprowadzić takich rozwiązań w Polsce?

R.Ś.: Teorii jest wiele na ten temat. Uważam, że to jest kwestia podejścia samego państwa do tego zagadnienia. Chodzi o ustalenie, czy państwo jest w stanie w sposób nowoczesny myśleć o stymulacji przemysłu, czy nie. Rozumiem, że zawsze największe obawy przy tego typu rozwiązaniach zgłasza Ministerstwo Finansów, bo to jest ryzyko związane z wydatkowaniem pieniędzy publicznych, natomiast determinacja MKiDN była tak duża, że resort finansów został przekonany do tego, żeby taki mechanizm wprowadzić. Silnym argumentem "za" były doświadczenia z innych krajów, gdzie po wprowadzeniu mechanizmów "zachęt produkcyjnych", zwanych "cash rebate" przemysł się rozwijał i de facto państwo na tym zarabiało. W każdym kraju, w którym są takie przepisy, jest to opłacalne mniej lub bardziej, nie znam żadnego przypadku, w którym by dopłacano do tego.

Pozytywnym efektem tych przepisów będzie także turystyka związana z realizacjami filmowymi. Na rynku krajowym mamy przykład tego, jak jeden serial zmienił całą rzeczywistość pewnego regionu, mówię tu o serialu "Ojciec Mateusz" i o ziemi sandomierskiej oraz samym Sandomierzu, mieście, które miało gigantyczny, ale niewykorzystany potencjał. Ten serial wszystko zmienił.

PAP: Czy ktoś już się zgłosił z wnioskiem do PISF o zwrot kosztów?

R.Ś.: Nie, nie ma takiej możliwości z dwóch powodów. Po pierwsze, ustawa dopiero wejdzie w życie (11.02.2019 r.), a po drugie wciąż czekamy na rozporządzenie ministra kultury i dziedzictwa narodowego w tej sprawie, które doprecyzuje pewne kwestie. Podkreślę, że sam Instytut jest już w pełni gotowy i jak tylko pojawi się rozporządzenie będziemy mogli uruchomić nabór wniosków.

Rozmawiała Katarzyna Krzykowska (PAP)