Główną zagadką dotyczącą stanu wojennego jest kwestia przewidywanej liczby ofiar w zależności od wariantu rozwoju wydarzeń po jego wprowadzeniu – mówi PAP dr Grzegorz Majchrzak z Instytutu Pamięci Narodowej. 37 lat temu, w nocy z 12 na 13 grudnia 1981 r., został wprowadzony stan wojenny.

Jak uważa dr Grzegorz Majchrzak, główną zagadką dotyczącą stanu wojennego jest kwestia, ile ofiar przewidywali wojskowi planujący stan wojenny w zależności od wariantu rozwoju wydarzeń po jego wprowadzeniu. Jak wyjaśnił historyk, w czasie przygotowań do stanu wojennego pojawił się dokument („Notatka służbowa MSW dot. gotowości do wprowadzenia stanu wojennego w kraju ze względu na bezpieczeństwo państwa” z dnia 16 marca 1981 r.), w którym przewidywano trzy różne warianty rozwoju wydarzeń w zależności od reakcji społecznych. Wariantem najbardziej niekorzystnym dla rządzących była sytuacja, kiedy dojdzie do masowych strajków, ludzie wyjdą na ulice oraz zaatakują i zaczną niszczyć budynki rządowe i partyjne. Wówczas, jak głosił dokument, „nie wyklucza się pomocy wojsk Układu Warszawskiego”.

Jak podkreślił badacz, jest to oczywiste, że w tym wariancie ofiar śmiertelnych byłoby najwięcej. „Wiadomo, że poczyniono przygotowania, między innymi opróżniając przed 13 grudnia szpitale. Natomiast nie zachował się, a przynajmniej nie odnaleziono do dzisiaj, żadnego dokumentu mówiącego o tym, ile przewidywano ofiar w zależności od rozwoju wydarzeń” – powiedział Majchrzak.

Historyk wskazał, że swego czasu - bodajże w „Przeglądzie” - została opublikowana bardzo ciekawa notatka, mówiąca o ewentualnych kosztach interwencji sowieckiej w Polsce. Wynika z niej, że koszty polityczne, ekonomiczne i militarne byłyby bardzo duże. W tej ostatniej kategorii mieściła się m.in. konieczność kilkuletniej okupacji Polski, a wcześniej walki na jej terenie, a z drugiej strony zajęcie Kuby przez USA. W tym wariancie ofiar niewątpliwie byłoby najwięcej.

„To, czego mi osobiście brakuje, co wiemy jako historycy, ale czego jednak nie przeanalizowali chyba nigdy prawnicy, to kwestia prawodawstwa stanu wojennego" – powiedział dr Majchrzak. Historyk wskazał, że to, co opublikowano, czyli dekret o stanie wojennym i pozostałe dekrety z nim związane, które znalazły się w Dziennikach Ustaw nie są tymi dekretami, które uchwaliła Rada Państwa. „Nad tymi dekretami pracowali legislatorzy z URM, a także do 16 grudnia, czyli trzy dni po ich uchwaleniu, mogli zgłaszać uwagi jeszcze poszczególni ministrowie. Prawnicy z Urzędu Rady Ministrów zmieniali i poprawiali to prawo, ponieważ według nich było ono fatalnie napisane – drętwym, wojskowym językiem. Wręcz stwierdzili, że mogło ono powstać nie w Polsce, tylko w Związku Sowieckim” – wyjaśnił historyk.

Badacz wskazał dwie największe zmiany w dekrecie o stanie wojennym, z którego wypadły wówczas dwa przepisy dotyczące działalności Kościoła. W ocenie Majchrzaka, był to powrót do czasów stalinowskich, kiedy stanowiska kościelne mogły być obsadzane przez władze PRL.

Jak zauważył badacz, nikt nigdy nie porównał tych uchwalonych dekretów z tymi opublikowanymi. „To jest o tyle istotne, że nasuwa mi się w związku z tym pytanie: czy to prawo w ogóle obowiązywało? Jest to niezwykle ważne, jeżeli przypomni się liczbę około 10 tys. internowanych oraz kilkunastu tysiącach skazanych osób. Za chwilę może się okazać, że jakiejkolwiek podstawy prawnej do tego nie było. W myśl obowiązującego w każdym cywilizowanym kraju prawa, w tym, co zostało uchwalone, nie można nawet przecinka zmienić, a tutaj zmiany były o wiele dalej idące” – wyjaśnił historyk.

Historyczna ocena stanu wojennego, w opinii dr Majchrzaka, jest jasna. „Stan wojenny był wojną wypowiedzianą własnemu narodowi czy też tej części narodu, która dążyła do demokratyzacji PRL, w porozumieniu z innym państwem, ze Związkiem Sowieckim. Przygotowania do stanu wojennego były ściśle uzgadniane z Moskwą do tego stopnia, że to właśnie za wschodnią granicą wydrukowano najbardziej znany dokument stanu wojennego, czyli obwieszczenie o jego wprowadzeniu. Towarzysze z KGB mieli zastrzeżenia do takich rzeczy jak szata graficzna czy liternictwo. Ten dokument był gotowy już najprawdopodobniej w sierpniu albo na początku września 1981 r.” – mówił historyk.

Inną kwestią jest rzeczywista liczba ofiar stanu wojennego, która jest nieznana. „Są to nie tylko ofiary pacyfikacji zakładów pracy, demonstracji, ofiary brutalności funkcjonariuszy MO i SB, ponieważ – o czym trzeba przypomnieć – to jest czas, kiedy pojawiła się instytucja tzw. nieznanego sprawcy. Ofiarami są również te osoby, do których nie dojechała na czas karetka, bo wyłączono w stanie wojennym telefony. To również ofiary powodzi w województwie płockim, gdzie w związku z brakiem łączności telefonicznej, nie udało się części osób ewakuować. Tak naprawdę takiej listy nigdy nie stworzono. Można liczyć, że ona powstanie, ale jaka jest to perspektywa, trudno mi powiedzieć” – powiedział.

Dr Majchrzak zwrócił również uwagę na kwestię rozliczenie sprawców – zarówno funkcjonariuszy, jak i sędziów, prokuratorów. „Ktoś na podstawie prawa, którego nie było - oskarżał, skazywał ludzi. Tak naprawdę Sąd Najwyższy uniemożliwił rozliczenie sędziów” – ocenił badacz. Co prawda IPN podjął próbę, aby rozliczyć sędziów, którzy skazywali za strajki w pierwszych dniach stanu wojennego, kiedy prawodawstwa dotyczącego tego okresu jeszcze nie było, więc nie mogło ono obowiązywać, Sąd Najwyższy jednak uznał, że sędziowie absolutnie nie mieli takiej świadomości. „A wystarczyło zadać krótkie pytanie: +Co sędziowie mieli przed sobą w momencie, kiedy wydawali wyrok? Kiedy tak naprawdę trafił do nich Monitor czy Dziennik Ustaw z prawodawstwem stanu wojennego?+. Tę kwestię zresztą wielokrotnie zresztą po 13 grudnia 1981 r. podnosili adwokaci, opisywał to Komitet Helsiński w raporcie dot. pierwszego roku stanu wojennego, opisywali po 1989 r. naukowcy, jednak Sąd Najwyższy kompletnie to zignorował” – podkreślił Majchrzak.

W sprawie śledztw historyk wskazał na jeszcze jeden problem – żeby prowadzić śledztwo potrzebne są dokumenty. Jednym z pierwszych działań władz PRL było zacieranie śladów, było to np. przestrzelanie broni, z której funkcjonariusze strzelali w kopalni Wujek w pierwszych dniach stanu wojennego czy w Lubinie 31 sierpnia 1982 r. To uniemożliwiło później stwierdzenia, kto konkretnie strzelał.

W ocenie Majchrzaka problem ten jest szerszy i wiąże się także np. z tzw. wolą polityczną wymiaru sprawiedliwości, aby pewne kwestie rozliczyć. „Przez wiele lat nie można było rozliczyć tych, którzy zabili górników w kopalni Wujek, bo dysponując przestrzeloną bronią nie sposób tego udowodnić. Po kilkunastu latach nagle okazało się, że można było tych zomowców wskazać. W sprawie śmiertelnego pobicia Grzegorza Przemyka, co prawda, zapadły dwa wyroki skazujące, ale nie wiem, czy któryś ze sprawców trafił do więzienia. Pierwszy skazany funkcjonariusz za podżeganie do pobicia przez kilkanaście lat nie trafił do więzienia. Rzekomo jako chorego na depresję, nie można go było osadzić w zakładzie karnym” – przypomniał historyk.

Stan wojenny został wprowadzony w nocy z 12 na 13 grudnia 1981 roku. W niedzielę 13 grudnia, o godz. 6 rano, Polskie Radio nadało wystąpienie gen. Wojciecha Jaruzelskiego, w którym informował on Polaków o ukonstytuowaniu się Wojskowej Rady Ocalenia Narodowego (WRON) i wprowadzeniu na mocy dekretu Rady Państwa stanu wojennego na terenie całego kraju.

14 grudnia rozpoczęły się niezależnie od siebie strajki okupacyjne w wielu dużych zakładach przemysłowych. Strajkowano, według danych MSW, w 199 zakładach, w 50 utworzono komitety strajkowe. 16 grudnia w Kopalni Węgla Kamiennego „Wujek” w trakcie kilkugodzinnych walk milicjanci użyli broni palnej, zabijając 9 górników. 23 grudnia przy wsparciu czołgów i desantu ze śmigłowców udało się stłumić strajk w Hucie „Katowice”. Najdłużej trwały strajki w kopalniach „Ziemowit” (do 24 grudnia) i „Piast” (do 28 grudnia), w których zdecydowano się prowadzić protest pod ziemią.

W pierwszych dniach stanu wojennego internowano około 5 tys. osób, które przetrzymywano w 49 ośrodkach odosobnienia na terenie całego kraju. Łącznie w czasie stanu wojennego liczba internowanych sięgnęła ponad 9,7 tys., w więzieniach znalazła się znaczna część krajowych i regionalnych przywódców Solidarności, doradców, członków komisji zakładowych dużych fabryk, działaczy opozycji demokratycznej oraz intelektualistów związanych z Solidarnością. Gen. Jaruzelski nazwał to „inteligentną formą internowania”. Internowani nie trafili do więzień – przynajmniej formalnie – a do tzw. ośrodków odosobnienia, zwanych internatami.

Nieliczni przywódcy Solidarności, którzy uniknęli zatrzymań, rozpoczęli w wyjątkowo trudnych warunkach tworzenie struktur podziemnych.

Stan wojenny został zawieszony 31 grudnia 1982 roku, a 22 lipca 1983 roku odwołany, przy zachowaniu części represyjnego ustawodawstwa.