W sztuce amerykańskiego dramatopisarza pisarz spotyka się kolejno z czterema byłymi partnerkami, które w przeszłości skrzywdził. Chce uporządkować swoje życie, naprawić relacje z kobietami, a przy okazji odnaleźć inspirację do napisania książki.
"Ten spektakl opowiada o skomplikowanych relacjach międzyludzkich. Interesowały mnie różnice w postrzeganiu świata przez kobiety i mężczyzn. Te punkty widzenia zderzają się. Żadna ze stron nie jest pewna, czy ta druga ma rację. Jest spotkanie, dyskusja, rozgrzebywanie starych, zabliźnionych ran tylko po to, żeby powiedzieć prawdę na swój temat" - powiedziała Suchocka PAP.
Reżyserka podkreśliła, że zawsze interesowała ją złożoność relacji międzyludzkich. "W tym spektaklu rzeczywiście jest to bardzo rozbudowane. To przede wszystkim stanowiło dla mnie punkt wyjścia. Jesteśmy przyzwyczajeni do tego, że jeżeli ktoś jest zły, to musi na koniec ponieść karę, a jeśli jest dobry to musi otrzymać nagrodę. Albo jego tragedia polega na tym, że jest dobry, a wszyscy go widzą złym. Ta przemiana jest zazwyczaj drastyczna, wyraźnie zaznaczona. W tym dramacie jest inaczej. Przemiana bohatera jest normalna, ale jednocześnie przenosi się na myślenie o naszym życiu, o tym, w jaki sposób traktujemy innych i na czym polega wzajemny szacunek" - wyjaśniła.
Według Beaty Ścibakówny, która zagra jedną z byłych partnerek pisarza - Lindsay - "Kilka dziewczyn" to "opowieść o tym, jakie powinny być rozstania i powroty i czy w ogóle warto wracać do przeszłości". "LaBute jest specyficznym pisarzem. W Teatrze Narodowym grany jest jego spektakl +W mrocznym mrocznym domu+. To bardzo intensywne przedstawienie. Nasze jest zupełnie inne. Ten tekst czyta się łatwo, ale jest w nim dużo +bebechów+. LaBute nie zostawia wszystkiego takim, jak by się na pierwszy rzut oka wydawało" - zwróciła uwagę.
W roli pisarza przeżywającego zastój twórczy zobaczymy Grzegorza Małeckiego. "Mój bohater, mężczyzna po 40-tce wybiera się w podróż do przeszłości. Okazuje się, że spotkania z byłymi dziewczynami troszeczkę go przerastają. On nie ma do końca świadomości, że pewne rzeczy, które dla niego przestały już mieć znaczenie, mają je w dalszym ciągu dla jego byłych. To rodzi serię różnych nieporozumień. Tak naprawdę jest to swego rodzaju rachunek sumienia, opowieść o tym, jak różnimy się w postrzeganiu seksu, przeszłości, miłości. Dość radykalnie Neil LaBute opisał te różnice damsko-męskie" - powiedział.
W przedstawieniu wystąpią także: Justyna Kowalska (Tyler), Anna Grycewicz (Sam) i Patrycja Soliman (Bobbi). Scenografię zaprojektowała Agnieszka Zawadowska, a za muzykę odpowiada Agnieszka Szczepaniak.
Premiera "Kilku dziewczyn" odbędzie się w sobotę o godz. 19.30 w Teatrze Narodowym w Warszawie. Kolejne spektakle zaplanowano na 25, 27 listopada oraz 8, 9 grudnia.
Bożena Suchocka jest absolwentką Wydziału Aktorskiego (1985 r.) i Wydziału Reżyserii (1991 r.) Państwowej Wyższej Szkoły Teatralnej w Warszawie. W 1984 r. zadebiutowała jako aktorka w Teatrze Ateneum w Warszawie, gdzie zagrała w sztuce "Złe zachowanie" Andrzeja Strzeleckiego w reż. autora. Reżyserowała na warszawskich scenach, m.in. w Teatrze Dramatycznym, Teatrze Rozmaitości, Teatrze Narodowym i Teatrze Polskim im. Szyfmana. Pracowała też m.in. w Teatrze im. Horzycy w Toruniu i w Teatrze im. Mickiewicza w Częstochowie. W 2011 r. została odznaczona Medalem Komisji Edukacji Narodowej.