Niedawno ponownie sięgnęłam po płytę z filmem Lynn Shelton "Siostra Twojej siostry" ("Your Sister’s Sister"). Zaskoczeniem był dla mnie fakt, że liczy on już sobie 7 lat (2011). Przeważnie każdy film oglądam co najmniej dwa razy, i to w znacznie krótszych odstępach czasu, zatem tak długa przerwa skłoniła mnie do wnikliwszej lektury i uważniejszego zbadania tematu, co stało się przyczynkiem do niniejszych rozważań.
"Siostrę Twojej siostry" zalicza się do filmowego nurtu określanego mianem mumblecore. Termin mumblecore nie jest tłumaczony na polski, z uwagi na brak dobrze brzmiącego odpowiednika w naszym języku. Swoją nazwę wziął od angielskiego czasownika mumble, oznaczającego mamrotać, bełkotać, mówić niewyraźnie. Nie brzmi to zachęcająco, prawda? I nic dziwnego, gdyż sformułowanie to zostało użyte dla żartu, ale przyjęło się i tak już pozostało. Jak głosi legenda, miało to miejsce podczas festiwalu South by Southwest w 2005 r. Zwrot ten padł w kierunku Andrew Bujalskiego (reżysera filmów niezależnych) i jego prezentowanego tam filmu. Wtedy też zaczęto mówić o narodzinach, kształtowaniu się pewnego ruchu, skupionego wokół młodych reżyserów indie. Obok "Z wzajemnością" (Mutual Appreciation) Bujalskiego, premierę na tej odsłonie festiwalu miały też m.in. " The Puffy Chair, braterskiego tandemu Jaya i Marka Duplassów oraz "Całowanie w usta" ("Kissing of the Mouth") Joe Swanberga. Spostrzeżono pewne podobieństwo między tymi, a także kilkoma wcześniejszymi produkcjami, po czym podpięto je pod wymyśloną markę. Tym sposobem narodziło się nowe zjawisko w amerykańskim kinie współczesnym - nurt mumblecore.
Za pierwszego przedstawiciela rodziny mumblecore przyjmuje się debiut Bujalskiego z 2002 roku, o wdzięcznym tytule "Funny Ha Ha", któremu zresztą początkowo nie udało się uzyskać dystrybucji kinowej (dopiero po kilku latach, retrospektywnie). Co kryje się pod tym lekko ironicznym pojęciem? Filmy z tego podgatunku kina niezależnego charakteryzują się niskim budżetem, naturalnością, kameralną atmosferą, intymnym klimatem, rozbudowanymi, nadrzędnymi wobec fabuły, dialogami, często improwizowanymi. Tematycznie oscylują wokół relacji międzyludzkich i ich złożonej natury, najczęściej związków miłosnych. Daleko im do doskonałości technicznej (dźwięk, oświetlenie). Dotyczą zwykłych bohaterów (najczęściej w przedziale wiekowym od dwudziestu kilku do trzydziestu kilku lat) i ich codziennych perypetii, zmagań z codziennością. Najczęściej utrzymane są w komediowo-dramatycznym tonie. Początkowo mumblecore obsadzane były naturszczykami, co dodatkowo potęgowało wrażenie autentyzmu. Z czasem zaczęli się w nich pojawiać bardziej znani aktorzy.
Nie mogłabym nie wspomnieć o prekursorach, duchowych ojcach mumblecore. Są nimi John Cassevetes i Eric Rohmer. Wskazuje się także na Richarda Linklatera, jako inspiratora ruchu, a znając jego wczesne filmy, nie sposób się z tym nie zgodzić.
Przejdę teraz do punktu wyjścia. Siostra Twojej siostry to czwarty (a dla mnie drugi) film reżyserki Lynn Shelton. Pierwszym z jej filmografii, który udało mi się zobaczyć był "Humpday" z 2009 r. Jak można się domyślić, nie miał on regularnej dystrybucji kinowej (co jest dosyć typowe dla produkcji spod znaku mumblecore, zwłaszcza w pierwszych latach od zaistnienia jego fenomenu), natomiast był pokazywany podczas krakowskiego festiwalu Off Camera. Tam właśnie został przez mnie odkryty sam film, jak i mumblecore. Od razu spodobała mi się ta konwencja, no i humor. W "Humpday", podobnie, jak w "Siostrze" wystąpił Mark Duplass, sam reżyserujący (razem z bratem) mumblecorowe filmy (występy przed kamerą w projektach własnych i swoich znajomych, to też powszechna praktyka). Obok Duplassa i Rosemarie DeWitt, aktorki kojarzonej z nurtem, w "Siostrze swojej siostry" zagrała Emily Blunt (przypominam, że odkryta dla kina przez Pawła Pawlikowskiego i jego "Lato miłości"). Jej nazwisko z pewnością przysłużyło się promocji filmu i pomogło „wyjść” z obiegu jedynie festiwalowego.
"Siostra Twojej siostry", to intymna opowieść rozgrywającą się w przeciągu kilku, może kilkunastu dni, ograniczona w zasadzie do jednego miejsca i trójki bohaterów. Są nimi Hannah (Rosemarie DeWitt) i jej młodsza siostra Iris (Emily Blunt) oraz jej wieloletni przyjaciel, brat ex-chłopaka, Jack (Mark Duplass). Pobyt ich wszystkich w letnim domku ojca sióstr, przyniesienie im wiele komplikacji i zmian, momentów gorzkich i zabawnych. Być może historia jest odrobinę naiwna, a sylwetki bohaterów nie są szczególnie pogłębione, jednakowoż na tak skromny film dawka humoru i emocji jest wystarczająca. "Siostra Twojej siostry", nawet jeśli nie znalazłaby się na liście 100 najważniejszych filmów w moim życiu, czy w innym podobnym zestawieniu, bez wątpienia daje powody, by do niej wracać.
W tym momencie przyjrzyjmy się obecnemu położeniu omawianej tendencji w kinie. "Siostrę Twojej siostry" od pierwszego filmu spod znaku mumblecore dzieli prawie dekada. Co zmieniło się w przeciągu tych dziewięciu lat, i w jakiej kondycji, na jakim etapie zastaniemy mumblecorowych twórców dzisiaj? Doskonałą ilustrację drogi, którą przeszedł ten odłam kina niezależnego i jaką postać prezentuje obecnie, stanowi ścieżka kariery Grety Gerwig, artystki silnie związanej z nurtem.
Greta Gerwig znana jest przede wszystkim, jako aktorka, ale przed "Lady Bird" (2017), swoim samodzielnym reżyserskim debiutem, była współodpowiedzialna za kilka scenariuszy, z których powstały produkcje zaliczane właśnie do mumblecore. I, jako aktorka, zadebiutowała też w kinie tego typu, filmem "Hannah wchodzi po schodach" (2007) Joe Swanberga (jednego z naczelnych twórców mumblecore). Oprócz niej (zgodnie z mumblecorowym zwyczajem występów przed kamerą w filmach zaznajomionych kolegów po fachu), w "Hannie" pojawili się Mark Duplass i Andrew Bujalski (jak pamiętamy, odpowiedzialny za pierwszy mumblecore). Rok później Gerwig zagrała ponownie
u Swanberga (podobnie jak i on sam), ale scenariusz i reżyseria "Nocy i weekendów" były już jej współudziałem. Oprócz tandemu reżyserskiego w Nocach i weekendach zagrali także Lynn Shelton (przypominam, autorka "Siostry Twojej siostry") i, tym razem, Jay z braci Duplass.
Prawie tak samo wyglądała współpraca aktorki z Noahem Baumbahem. Zaczęła od roli w jego "Greenbergu" (2010) (obok m.in. Bena Stillera, Rhysa Ifansa, Jennifer Jason Leigh, Brie Larson i, kolejny raz, Marka Duplassa), po czym napisała z nim scenariusz oraz wystąpiła w tytułowej roli, przebojowej "Frances Ha" (2012). Następnie był jeszcze jeden scenariusz wespół z Baumbahem do "Mistress America" (plus występ przed kamerą). Po czym przyszedł czas na niezależny start. Oczywiście nie jest to pełna filmografia Gerwig. Skupiłam się na jej współpracy z twórcami mumblecore. Ale trochę się rozpędziłam, musimy się cofnąć do, zdaniem wielu, przełomowego dla mumblecore momentu pojawienia się "Frances Ha". Panuje pogląd, że to wspólne dzieło Baumbacha i Gerwig, dzięki uzyskanej popularności, odmieniło status omawianego rodzaju kina. Ta zmiana wiąże się ze zwiększeniem budżetu, zatrudnianiem zawodowych aktorów, a także rosnącą publicznością. Niektórzy krytycy posługują się określeniem post-mumblecore w stosunku do "Frances" i filmów powstałych po 2012 r. Są też tacy, którzy początki post-mumblecore lokują już wcześniej (od "Siostry Twojej siostry", 2011). Idąc tym tropem, "Lady Bird" musielibyśmy prawdopodobnie zaklasyfikować jako post post-mumblecore. Jednakowoż, przecież ciągle wiele nowych produkcji spod znaku mumblecore nie jest promowanych przez znane nazwiska, ani nie wchodzą one do regularnej dystrybucji kinowej, pozostając w niszy festiwalowej. Jak zawsze w takich przypadkach (śledzenie pewnych tendencji), nic nie jest proste jednoznaczne, a raczej bardzo umowne, by ułatwić nam wszystkim poruszanie się pośród tak różnorodnego i nieustannie ewoluującego pejzażu kina współczesnego. Wspomnę przy tej okazji o niemieckim (sic!) filmie, który można by uznać za europejski odpowiednik kina mumblecore. Mam na myśli czarno-biały "Oh, Boy!" (Jan Ole Gerster, 2012). Wracając jeszcze do bardziej znanych nazwisk pojawiających się w rodzinie mumblecore, przywołam Kumpli od kufla ("Drinking Buddies", 2013) Joe Swanberga z Oliwią Wilde i Anną Kendrick (nazwisko tej ostatniej możemy łączyć z rzeczonym fenomenem). Za twarz mumblecoru należałoby też uznać Jenny Slate i Jasona Schwartzmana.
Tak oto dotarliśmy do momentu, kiedy mumblecore znalazł się w oscarowej rozgrywce. Mowa o "Lady Bird" (pięć nominacji, dwa Złote Globy). Pytaniem pozostaje, czy dzieło Gerwig to jeszcze mumblecore? Na pewno wyrosło z tej tradycji, ale jednoznacznej odpowiedzi na to pytanie nie ma. Aliści mumblecore pozostał tylko etykietą, metką przypiętą niektórym twórcom, co więcej metką niechcianą. Reżyserzy skarżyli się na tę „szufladkę”, do której zostali wrzuceni nie z własnej woli. Przecież nie stworzyli żadnego ugrupowania, fali, nie wydali manifestu, zatem mumblecore nigdy nie stał się zorganizowanym ruchem. I jeszcze ta nazwa, w najlepszym razie o pejoratywnym wydźwięku, nie przysparzała powodów do radości. Jednakowoż ten subgatunek zdobył dużą popularność, zwłaszcza wśród publiczności festiwali, i mimo zauważalnego wyczerpywania się formuły, jego wpływ na współczesne kino niezależne jest nie do przecenienia.
Ja z niecierpliwością czekam na kolejne „mamroczące” produkcje, bowiem zawsze dają dużą przyjemność odbiorczą.