Uroczystości rozpoczęły się przed południem na Wojskowym Powązkach. W ostatnim pożegnaniu liderki zespołu Maanam uczestniczyli krewni i przyjaciele artystki, przedstawiciele nauki i kultury, dziennikarze, politycy, a także tłumy wielbicieli jej twórczości.
Wiele osób przyniosło kwiaty, część z przybyłych nosiła koszulki z wizerunkiem artystki. Z głośników popłynęły największe utwory Maanamu m.in. "Mówią, że miłość mieszka w niebie" i "Się ściemnia". Na scenie, wśród białych kwiatów i zapalonych świec, ustawiono portret Kory oraz urnę z jej prochami.
"Kiedy odchodzi artysta, to często jest okazja do przypomnienia jego osiągnięć, nagród, sukcesów. W przypadku Kory wydaje mi się to trochę zbędne, ponieważ wszyscy w którymś momencie swojego życia zetknęliśmy się z jej twórczością, z jej karierą - i nie tylko z jej muzyką, ale i z jej poglądami, wypowiedziami" - powiedział Wojciech Mann.
Podkreślił, że chce przypomnieć nie to, co Kora osiągnęła, ale jak. "Dane jej było żyć w okresie różnych faz naszego kraju. Na początku był komunizm, potem był komunizm z ludzką twarzą, potem były różne turbulencje, potem była Solidarność, stan wojenny, demokracja, a wreszcie parodia demokracji. I przez wszystkie te okresy Kora szła z podniesioną głową i z jasnymi poglądami" - powiedział, przypominając o niezależności artystki.
"Zawsze na swoim sztandarze miała napisane: +wolność+" - podkreślił Mann dodając, że Kora "była diamentem najczystszej wody".
Mąż wokalistki Kamil Sipowicz przyznał, że żaden człowiek nie chciałby stanąć w takiej sytuacji. "Ponad 40 lat wspólnego życia, tak silny związek ciał, dusz, świadomości, poglądów, że w pewnym momencie wydawało nam się, że jesteśmy jedną istotą, porozumiewaliśmy się właściwie już bez słów. Żadne z nas nie przypuszczało, że zostanie samo. Z drugiej strony cały czas mam wrażenie, że ona tutaj jest (...) docierają do mnie różne sygnały z tego internetowego świata, widzę wspaniałą, piękną kobietę, z którą spędziłam 40 lat. Dociera do mnie jej brak przez przedmioty, które zostawiła" - mówił.
Jak zaznaczył, ich miłość nie była prosta, a ich życie było "bardzo burzliwe, ciekawe, czasami skandaliczne". "Splatało się to wszystko z polityką polską, z historią muzyki rockowej (...) Kora była osobą z krwi i kości (...) nie była tylko osobą słodką, kochaną, wspaniałą, czasami była bardzo zaborcza, ostra, stawiała na swoim (...) miała zdecydowane poglądy" - podkreślił.
"Przez ostatni miesiąc, który był miesiącem wstrząsającym, był wspaniały, dramatyczny, tragiczny, Kora przeszła piekło. Ta choroba była czymś bardzo niszczącym, ale nigdy nie widziałem nikogo, kto miałby taką siłę życia (...) W ostatnim okresie robiła wszystko, by pokazać, że jest (...) do samego końca była bardzo aktywna, nie chciała się poddać, chciała żyć, kochała życie i nie bała się śmierci. Byliśmy z nią razem do końca" - powiedział Sipowicz.
W ocenie filozofki i publicystki prof. Magdaleny Środy Kora nigdy "nie była letnia, zawsze gorąca". "Trudno sobie wyobrazić, co stałoby się ze światem, gdyby jej potężna energia nie znajdowała ujścia w koncertach, w śpiewaniu, w pisaniu i wreszcie w walce z chorobą, bo na tym polu była naprawdę zaciekłą wojowniczką" - mówiła.
Jak podkreśliła, "Kora była radykalnie niezależna". "Śpiewała +Nie znoszę, kiedy ktoś się sili i chce układać życie moje+" - podkreśliła dodając, że artystka nie znosiła przeciętności, szarości, monotonii i rutyny.
"Była hipiską, celebrytką, babcią, przyjaciółką, scenicznym wampem, ironiczną liberałką, siostrą miłosierdzia, ekscentryczną gwiazdą. Jej osobowość skrzyła się wieloma barwami i rolami, a jednocześnie była wspólnotowa. Łączyła ludzi - całe pokolenia, środowiska" - powiedziała Środa. "Cieszmy się, że z nami była, i że z nami jest. Bo boginie nie umierają" - dodała.
B. przewodniczący Parlamentu Europejskiego Jerzy Buzek zaznaczył, że Kora budowała mozolnie, z uporem, ale i odważnie swój świat - "świat wolności", którym dzieliła się z innymi. "Wolność była dla ciebie kluczem do prawdy. I powtarzałaś, że tych dwóch (wartości): wolności i prawdy nie wolno nam nigdy utracić, bo są fundamentem naszego człowieczeństwa, urody życia. Są kluczowe dla każdego z nas" - mówił.
"Miałem takie przekonanie, że rozmowa z tobą zawsze była najbardziej emocjonująca, gdy mówiliśmy o dwóch sprawach: o miłości i o przemijaniu. Miłość i przemijanie... Lubiłaś się śmiać, uśmiechałaś się do każdego przelatująca ptaka, do napotkanego drzewa, do kwiatów i do ludzi, którzy cię otaczali; ale też diagnozy lekarskie, które trudno było zaakceptować przyjmowałaś jak to, że czasami rano bywamy głodni, a wieczorem senni" - opowiadał.
"Tak to odbieraliśmy, niezależnie od tego, co działo się w twoim wnętrzu. Uwielbialiśmy cię za to" - zaznaczył polityk, przypominając też, że Kora potrafiła być "ostra i bezceremonialna".
Dziennikarz muzyczny Piotr Metz podkreślił, że Kora uczyła na swoich tekstach mówić w najprostszych słowach o rzeczy najważniejszej, czyli miłości. "Stworzyłaś najpiękniejszy, jaki znamy antywojenny tekst o miłości +Jestem kobietą+. To wszystko to były swoiste tajne komplety, zapisywane w milionach zeszytów, wkuwane na pamięć i potem odśpiewywane na koncertach albo w domu do zdartej płyty" - mówił.
"Mówiłaś głośno i krzyczałaś. Uczyłaś nas w ten sposób odwagi mówienia prawdy czy choćby ścinania symbolicznego włosów. Pewnie pamiętasz te tłumy na twoich koncertach, gdzie wszystkie dziewczęta i część chłopców, były ogolone +na Korę+. Pamiętałaś zawsze o przyjaciołach, uhonorowałaś hołdem albumowym swojego krakowskiego brata Piotra Marka. I nagle +stanęłaś ze słońcem twarzą w twarz+. Jesteś nam potrzebna, zostań z nami, +po prostu bądź+" - dodał Metz.
Kora, która od kilku lat zmagała się z chorobą nowotworową, zmarła 28 lipca. Miała 67 lat. Była polską wokalistką rockową i autorką tekstów piosenek, w latach 1976-2008 liderką zespołu Maanam. Odeszła w gronie najbliższych w domu w Bliżowie.