Polska Agencja Prasowa: W ubiegłym roku wydał pan album "L", związany ze swoim jubileuszem, bowiem skończył pan 50 lat. Czym z tej perspektywa dla muzyka, kompozytora, poety śpiewającego jest poezja?
Grzegorz Turnau: Wydaje mi się, że to jedna z form, bez których trudno się żyje. Takich, w które angażujemy umysł, żeby nie zwariować. Skrót, który trzyma w pionie. Niczym ta "zbawienna poręcz" w jednym z wierszy pani Szymborskiej. Ale proszę zapytać o to jakichś poważnych ludzi. Ja jestem tylko czytelnikiem.
PAP: Grzegorz Turnau jest powszechnie odbierany jako kompozytor, poeta śpiewający, który jednoczy odbiorców, łączy pokolenia. W zasadzie trudno znaleźć poetkę lub poetę, do którego twórczości pan by nie sięgnął. Obok swoich utworów, śpiewa pan wiersze innych poetów polskich i zagranicznych. Czy czyjaś twórczość jest panu najbliższa?
G. T.: Moje pierwsze próby piosenkarskie miały miejsce w szkolnym teatrze, który istniał przy V liceum w Krakowie. Poziom literacki tych przedsięwzięć był wysoki. Zacząłem od adaptacji "Białych nocy" Dostojewskiego z muzyką Jerzego Maksymiuka. Wtedy odkryto, że byłem po szkole muzycznej i umiem grać na fortepianie. I tak, zamiast brnąć w aktorstwo, zostałem kierownikiem muzycznym. Na szczęście.
PAP: Ale w końcu, od 2016 r., pracuje pan w warszawskim Teatrze Lalka.
G. J. Tak, jestem kierownikiem muzycznym tego teatru, zaproszony do współpracy przez dyrektora Jarosława Kiliana. 2 czerwca w Teatrze Lalka odbyła się premiera przedstawienia "Karampuk. Baśń o króliku z cylindra" na podstawie książki Ludwika Jerzego Kerna. Przygotowałem adaptację, jestem autorem muzyki i tekstów piosenek w tym spektaklu. Po raz pierwszy podjąłem się też reżyserii. Wydaje mi się, że od początku byłem kimś w rodzaju swojego własnego kierownika muzycznego w wyimaginowanym teatrze. A literaturę, jako tworzywo, podpowiadali mi przyjaciele. Nagle miałem przed sobą młodzieńcze wiersze Joyce'a, równocześnie ktoś wprowadzał mnie w świat Gałczyńskiego, potem skręcałem w stronę Ewy Lipskiej. Tak jest do dziś. W pewnym momencie pojawiły się utwory Michała Zabłockiego — mojego rówieśnika. Był to już rodzaj więzi towarzyskiej, pokoleniowej. Razem napisaliśmy najbardziej rozpoznawalne (do dziś) piosenki — takie jak "Bracka", "Cichosza", "Między ciszą a ciszą". Cieszyłem się też ze współpracy z Leszkiem Aleksandrem Moczulskim czy Bronisławem Majem. To — można powiedzieć — kierownicy literaccy mojego teatrzyku.
PAP: Wspomniał pan o Leszku Aleksandrze Moczulskim. W lecie da pan koncert w leśniczówce w Praniu poświęcony jego twórczości.
G. T.: Tak, 4 sierpnia. Już po raz kolejny (może nawet i "nasty"?), po kilkuletniej przerwie zostałem zaproszony do Muzeum Konstantego Ildefonsa Gałczyńskiego w Praniu. Pan Wojciech Kass, dyrektor muzeum i uznany poeta, prowadzi tam od lat - wraz z żoną - imponującą działalność kulturalną. Tym razem program mojego występu będzie zbudowany wokół twórczości L. A. Moczulskiego, który kiedyś poświęcił temu miejscu jeden ze swoich wierszy. Był mi bardzo bliski jako artysta i niezwykły człowiek. Zaszczycał mnie swoją uwagą.
PAP: Najbliższym pana koncertem ma być występ 30 czerwca w Grochowicach na "Stachuriadzie". Czy sięgnął pan także po utwory Edwarda Stachury?
G. T.: Ta impreza ma otwartą formułę i wydaje mi się, że organizatorzy uwierzyli w związek moich piosenek z atmosferą, jaka towarzyszy "Stachuriadzie". Nie będę śpiewał Stachury. To twórczość bardzo osobna; zajmują się nią od lat ludzie bliżsi temu nurtowi. Nie będę się sztucznie do tego przymierzał. Z szacunkiem i z wdzięcznością przyjąłem zaproszenie. Zaśpiewam utwory ze swojego repertuaru.
PAP: A jakie są pana najbliższe plany muzyczne, wydawnicze?
G. J.: W czasie wakacji będę - wraz z zespołem - miał sporo występów, m.in. w Białymstoku, Wrocławiu, Sopocie. Przygotowujemy się też do jesiennej premiery nowej płyty. Jest ona poświęcona moim fascynacjom z czasów licealnych. Bo tak naprawdę najpierw uczyłem się śpiewać po angielsku, a dopiero potem zacząłem komponować muzykę do wierszy pisanych lub wydawanych po polsku. Spędziłam jakiś czas w Anglii i moimi pierwszymi fascynacjami były utwory Paula McCartneya, Queen, a także Steely Dan czy Billy'ego Joela. Dlatego zdecydowałem się na nagranie płyty po angielsku. Ukaże się w listopadzie. Być może nie wszyscy będą chcieli słuchać Turnaua, który śpiewa McCartneya, ale to naprawdę ładne piosenki. Spróbuję ich nie zepsuć.
Rozmawiał: Grzegorz Janikowski (PAP)