Historyk przypomniał, że Haller pochodził z Galicji - z terenu zaboru austriackiego, a jego rodzina była związana z ziemią krakowską od XVI wieku.
"Była to rodzina zasłużona w walce o Niepodległą. I ze strony matki, i ze strony ojca przodkowie brali udział w powstaniach listopadowym i styczniowym w XIX wieku. Haller urodził się w drugiej połowie XIX wieku w okresie pozytywizmu i początkowo jego życie związane było ze zwykłą karierą. Wstąpił do wojska austriackiego, z którego odszedł tuż przed wybuchem I wojny światowej" - powiedział prof. Kłaczkow.
Dodał, że kariera zawodowa nie przeszkadzała przyszłemu generałowi w rozwijaniu polskiego patriotyzmu.
"Po stronie państw Ententy pojawił się w roku 1918. Do tego czasu walczył po stronie państw centralnych, m.in. był dowódcą II Brygady Legionów. Od października 1918 roku dowodził Błękitną Armią. Była to bardzo dobrze wyposażona przez Francję polska armia, która w 1919 roku została przetransportowana do państwa polskiego i liczyła blisko 68 tys. żołnierzy - posiadających artylerię, broń ciężką, lotnictwo, czołgi. Ona wniosła bardzo istotny wkład w rozwój polskich sił zbrojnych po zakończeniu I wojny światowej" - wyjaśnił ekspert.
Naukowiec wspomniał także, że gen. Haller w szczególny sposób upamiętniany jest na Pomorzu, które po zakończeniu I wojny światowej przywracał do granic RP. Kłaczkow przypomniał, że naczelnik państwa Józef Piłsudski mianował Hallera dowódcą Frontu Pomorskiego, który miał przejąć przyznany Polsce przez traktat wersalski teren Pomorza, czyli dawnego zaboru pruskiego.
"To przejęcie nastąpiło tak późno z prostego powodu - Niemcy dopiero w styczniu 1920 roku ratyfikowały traktat wersalski. Dopiero tydzień później wojska polskie mogły wkroczyć na ten teren. Haller dowodząc Frontem Pomorskim - najpierw do Skierniewic, a później stopniowo przemieszczając się przez teren Pomorza od 17/18 stycznia 1920 roku do lutego tego roku praktycznie odwiedził większość miast Pomorza - witając ten region i rozentuzjazmowanych Polaków z powrotem w graniach RP" - wyjaśnił prof. Kłaczkow.
Dodał, że on sam, ale i inni historycy bardzo dobrze oceniają gen. Hallera jako wojskowego - doceniając zarówno jego zasługi w trakcie I wojny światowej, jak i wojny polsko-bolszewickiej, gdy dowodził jednym z oddziałów rozstrzygających o sukcesie bitwy warszawskiej w 1920 roku.
"Widzimy jego ewidentny talent wojskowy. Na gruncie politycznym był on bardzo mocno związany z określoną opcją polityczną. Był ideowym przeciwnikiem Piłsudskiego, politykiem związanym z Ruchem Narodowym. Dlatego był też bardzo popularny na terenie Pomorza i Poznańskiego, gdzie popularność miała przede wszystkim Narodowa Demokracja, ale kariery politycznej nie zrobił. Jego kariera wojskowa i polityczna skończyła się wraz z zamachem majowym w 1926 roku, kiedy to został odsunięty z wojska" - stwierdził prof. Kłaczkow.
Wskazał, że gen. Haller na gruncie politycznym nie osiągnął pierwszoplanowych sukcesów.
"Tuż przed wybuchem II wojny światowej związał się z Frontem Morges, czyli ze środowiskiem Ignacego Paderewskiego i Władysława Sikorskiego przesuwając się w stronę centroprawicy. W okresie II wojny światowej pełnił dość istotne funkcje w rządzie emigracyjnym, wspierał też rozwój harcerstwa na emigracji w Wielkiej Brytanii. Pierwszoplanowych stanowisk politycznych nigdy nie pełnił" - dodał historyk z UMK.
Przypomniał także, że gen. Haller przed I wojną światową był związany z ruchem skautingowym, a w okresie międzywojennym kontynuował zainteresowania i związki z harcerstwem - zwłaszcza do 1926 roku.
"Swój wpływ na struktury harcerskie odrodził w okresie emigracyjnym - w ostatnim okresie swojego życia. Pamięć o jego związkach z harcerstwem przetrwała. To sprawiło m.in. to, że po 1989 roku właśnie z kręgów harcerskich wyszedł impuls odnośnie sprowadzenie szczątków generała do Polski (gen. Haller zmarł w 1960 r. w Londynie - PAP). Wrócił do Polski w 1993 roku. W maju tego roku odbył się uroczysty pochówek w Krakowie. Wrócił do miejsca, z którego wyszedł - z powrotem na ziemię krakowską. Historia zatoczyła w jego przypadku koło" - zakończył prof. Kłaczkow.