PAP: Jak przed 1953 r. wyglądały stosunki między władzami PRL a Kościołem w Polsce?
Dr hab. Paweł Skibiński: Było kilka momentów przełomowych w rozwoju relacji państwo–Kościół bezpośrednio po roku 1945. Pierwszym z nich było wypowiedzenie w 1945 r. przez władze komunistyczne konkordatu ze Stolicą Apostolską zawartego w roku 1925, przy jednoczesnym tolerowaniu bieżącej działalności Kościoła.
Drugi taki kluczowy moment to przełom 1948/1949. W tym czasie pojawił się następca prymasa Augusta Hlonda, kard. Stefan Wyszyński. Kard. Hlond był człowiekiem jednoznacznie zdystansowanym do władz komunistycznych. Abp Wyszyński z kolei uważał, że należy aktywnie negocjować z władzami.
W 1949 r. zlikwidowana została większość stowarzyszeń katolickich – powinno się mówić właściwie o ich „samolikwidacji”, gdyż władze kościelne zostały poproszone przez komunistów o wydanie list członków tych organizacji, co uznały za zapowiedź ich aresztowań. Odmówiły, informując władze, że wszystkie stowarzyszenia zostały rozwiązane.
Od tego momentu zaczęła się nagonka na kościelne instytucje charytatywne – m.in. pojawia się sprawa największej z nich, Caritas, która osiąga punkt kulminacyjny w 1950 r., kiedy to Caritas stała się instytucją państwową. W tym samym czasie rozpoczęła się też walka o przetrwanie prasy katolickiej. Stopniowo tytuły katolickie zaczęły znikać z rynku prasowego w Polsce. Proces ten nie zakończył się w 1953 r., gdy zamknięty został „Tygodnik Powszechny” w formie związanej z kurią krakowską, ale trwał też w późniejszych latach.
Znaczącą rolę w relacjach państwo–Kościół odegrała również kwestia obsadzania stanowisk duchownych w diecezjach na ziemiach zachodnich i północnych – w Opolu, we Wrocławiu, w Gorzowie, Olsztynie i Gdańsku. Zdaniem władz był to dobry pretekst, żeby przejąć kontrolę nad częścią struktur hierarchicznych samego Kościoła. Udało się to po części poprzez narzucanie tzw. wikariuszy kapitulnych, czyli osób wybieranych przez kapituły dla tymczasowego zarządu diecezjami.
Próby przejmowania przez władze dotyczyły także takich diecezji jak Katowice, gdzie były regularne władze kościelne. Z Katowic został usunięty bp Stanisław Adamski z powodu oporu stawianemu usuwaniu lekcji religii ze szkół. Władze komunistyczne poszły tu – nawiasem rzecz biorąc – w ślad za wcześniejszymi poczynaniami nazistowskich Niemiec, które również usunęły Adamskiego z terenu jego diecezji.
Od 1950 r. istniał też Urząd ds. Wyznań, który był odpowiednikiem sowieckiej administracji wyznaniowej, i w rzeczywistości był organem podporządkowanym Urzędowi Bezpieczeństwa. Teoretycznie miał kontrolować wszystkie wyznania w kraju, tak naprawdę – prawie wszystkie departamenty tego organu zajmowały się Kościołem katolickim.
PAP: Jakie działania podejmowały władze komunistycznego państwa, aby osłabić autorytet Kościoła?
Dr hab. Paweł Skibiński: Były to przede wszystkim działania propagandowe, wykorzystujące organizacje młodzieżowe, prasę, radio, mające na celu skompromitowanie światopoglądu religijnego katolików i samego duchowieństwa.
Podejmowano też próby budowy społeczności bez kościołów, czego przykładem jest Nowa Huta, ogromne nowo powstałe miasto, które znajdowało się w całości na terenie wiejskiej parafii cysterskiej w Mogile. Okazało się, że parafia będzie musiała obsługiwać około stutysięczne miasto, co było oczywiście niemal niemożliwe.
Poza tym niszczono wszystkie pozaparafialne struktury katolickie, ograniczano w dużym stopniu oddziaływanie Kościoła na młodzież poprzez delegalizację wszelkich działań duszpasterskich młodzieży – również organizacji o zasięgu parafialnym, jak kół bielanek czy ministrantów.
Wzrastał też personalny nacisk na biskupów – byli już nie tylko usuwani z diecezji, lecz również aresztowani. Najwcześniej zatrzymany został bp Karol Maria Splett, który był aresztowany pod zarzutem kolaboracji z władzami niemieckimi, co było pewnym absurdem, bo nigdy nie był on obywatelem polskim. To nie było jednak kwestionowane przez episkopat.
Jednak na początku lat 50. nastąpiły kolejne aresztowania – w związku ze sprawą bp. Czesława Kaczmarka z 1951 r. czy procesem kurii krakowskiej z lat 1952–1953. W tym procesie aresztowano biskupa pomocniczego Stanisława Rosponda, natomiast chodziło przede wszystkim o podważenie autorytetu zmarłego w 1951 r. kard. Adama Sapiehy. W dodatku p.o. biskupa krakowskiego metropolita lwowski abp Eugeniusz Baziak został usunięty z diecezji krakowskiej.
Z przestrzeni publicznej zaczęli znikać ludzie o światopoglądzie katolickim; np. prof. Władysław Tatarkiewicz, jeden z najwybitniejszych polskich filozofów, po wojnie przez prawie 30 lat nie mógł wygłaszać wykładów na swej uczelni, chociaż formalnie pozostał pracownikiem Uniwersytetu Warszawskiego, a całe pokolenia Polaków uczyły się z jego podręczników do historii filozofii.
PAP: Czym było Porozumienie Państwo–Kościół z 14 kwietnia 1950 r.?
Dr hab. Paweł Skibiński: W 1950 r. zawarto Porozumienie Państwo–Kościół, które było rodzajem modus vivendi, czyli tymczasowego ułożenia stosunków między państwem a Kościołem. Regulowało sposób porozumiewania się w sprawie nominacji biskupich czy funkcjonowania instytucji kościelnych. Najbardziej kontrowersyjne była zawarta w nim krytyka podziemia niepodległościowego – ze strony Kościoła było to jasne odżegnanie się od jakiegokolwiek wsparcia podziemia. Wprawdzie w roku 1950 tego podziemia praktycznie już niemal nie było, pozostały pojedyncze ukrywające się osoby.
Postawę Kościoła w tym aspekcie można zrozumieć z punktu widzenia pragmatycznego, natomiast był to poważny wyłom w postawie moralnej. Prymas Wyszyński uważał to za rodzaj taktycznego ustępstwa względem komunistów i przedłużenia okresu ich względnego przyzwolenia na istnienie instytucji kościelnych. Prognozował, że polska rzeczywistość zmierza w stronę rzeczywistości sowieckiej, co było równoznaczne z zupełną likwidacją Kościoła w państwie, ubezwłasnowolnieniem episkopatu i uwikłaniem go w zupełności we współpracę z organami bezpieczeństwa państwa.
Porozumienie z 1950 r. było wyjątkowe – w innych krajach komunistycznych takiego nie zawarto, gdyż tam władze były w stanie rozbić instytucję Kościoła bez konieczności dogadywania się z nim. Jednak było to porozumienie bardzo krótkotrwałe. Stolica Apostolska bardzo je krytykowała: jako przejaw współpracy z komunistami.
Sytuacja zmienia się drastycznie, gdy wyszło na jaw, że same władze komunistyczne gwałcą modus vivendi. To, co Wyszyński uważał za bardzo dalekie ustępstwo, okazało się niewystarczające z punktu widzenia komunistów. 9 lutego 1953 r. Bolesław Bierut wydał dekret dotyczący nominacji kościelnych. Była to próba objęcia kontrolą nie tylko nominacji biskupich, lecz właściwie wszystkich nominacji w ramach struktur Kościoła katolickiego, co skutkowałoby jego całkowitym ubezwłasnowolnieniem. To była granica, której prymas Wyszyński nie mógł przekroczyć.
PAP: I 8 maja 1953 r. kard. Wyszyński przesłał Bierutowi memoriał „Non possumus”, który był odpowiedzią episkopatu na ten dekret…
Dr hab. Paweł Skibiński: W tym momencie prymas Wyszyński zdał sobie sprawę, że wszelkie porozumienia z władzami są już niemożliwe. Kard. Wyszyński był jednak twardym przeciwnikiem. Nawet tak elastyczny biskup okazał się zdecydowanie zbyt stanowczy dla norm wyznaczanych przez państwo komunistyczne.
PAP: Co zawiera memoriał z 8 maja 1953 r.?
Dr hab. Paweł Skibiński: Zawiera listę skarg Kościoła polskiego na nadużycia administracyjne władz. Wyszyński zwracał uwagę na niedotrzymywanie postanowień z 1950 r. przez państwo pomimo dotrzymywania ich przez Kościół. Zaznaczał, że w takim razie Kościół odmawia autoryzowania dalszych posunięć władzy.
PAP: Jakie były konsekwencje złożenia memoriału?
Dr hab. Paweł Skibiński: Bezpośrednim skutkiem było uwięzienie prymasa, właściwie internowanie, choć był przetrzymywany w skrajnie trudnych warunkach. Bp Michał Klepacz autoryzował aresztowania kard. Wyszyńskiego i jego bliskiego współpracownika, gnieźnieńskiego biskupa pomocniczego Antoniego Baraniaka, który był torturowany w więzieniu na Mokotowie w celu wymuszenia na nim zeznań przeciwko prymasowi. Bp Baraniak konsekwentnie opierał się jednak naciskowi władz. Jego postawa spowolniła przygotowania do procesu Wyszyńskiego, potem władze zrezygnowały z tego pomysłu.
Kiedy prymas Wyszyński znalazł się w więzieniu, można było odnieść wrażenie, że poniósł porażkę, ponieważ jego taktyka polegająca na negocjowaniu z władzami komunistycznymi okazała się zawodna. Jednak w szerszej perspektywie uwięzienie przyczyniło się do zbudowania jego ogromnego autorytetu.
Temu okresowi zawdzięczamy najprawdopodobniej wszystkie dalsze posunięcia prymasa – czyli wypowiedzenie walki komunistom na płaszczyźnie moralnej. Po wyjściu z więzienia stał się symbolem walki o „rząd dusz”, która wynikała z przekonania, że zmiana moralnych postaw w społeczeństwie może położyć kres komunizmowi. Co trudno było zrozumieć z punktu widzenia komunisty…
PAP: Jakie znaczenie miał sprzeciw polskich władz Kościoła wobec władzy komunistów?
Dr hab. Paweł Skibiński: Był to znak, że Kościół nie jest w stanie pogodzić się z każdym działaniem władzy komunistycznej, mimo wykazywanej – zdaniem samego Kościoła – dobrej woli. Memoriał był momentem zwrotnym, ale sam w sobie nie przyniósł poważniejszych skutków – władze nie wycofały się ze swojej polityki, a prymas trafił do więzienia. Opór wobec bezprawia zaowocował jednak zbudowaniem autorytetu Prymasa Tysiąclecia.
PAP: Jednak nie wszyscy w Kościele walczyli z systemem komunistycznym. Po stronie władz stał ruch księży patriotów…
Dr hab. Paweł Skibiński: Ruch księży patriotów nie miał jednorodnego charakteru. Jedną z takich organizacji była Główna Komisja Księży przy Zarządzie Głównym ZbOWiD, w której pierwsze skrzypce grali kapelani wojskowi Ludowego Wojska Polskiego – środowisko księży wyjątkowo prymitywnych i niewiarygodnych moralnie. Byli łatwym celem do zmanipulowania i jemu też się poddawali, ponieważ szły za tym konkretne apanaże i wpływy w strukturach administracji państwowej. Apogeum ich wpływów to lata uwięzienia prymasa – 1953–1956.
Z punktu widzenia Kościoła znacznie poważniejsze skutki miała działalność Komisji Intelektualistów i Działaczy Katolickich, powstała przy Polskim Komitecie Obrońców Pokoju. Składała się nie tylko z duchowieństwa, ale też z działaczy świeckich, chociaż skupiała zdecydowanie bardziej wpływowych duchownych niż Główna Komisja Księży. W przypadku Polski do ruchu księży patriotów nie należeli jednak biskupi, co było ewenementem w skali bloku państw komunistycznych. W innych krajach w takie struktury najczęściej wikłano któregoś z biskupów i taka struktura stawała się rodzajem Kościoła alternatywnego, a często jedynego oficjalnego Kościoła w kraju. W Polsce – jak to wdzięcznie mówili komuniści – był to ruch „kleru dołowego”.
Niemniej w skład komisji wchodziły całkiem znaczące postacie, jak np. warszawski proboszcz ks. Eugeniusz Dąbrowski, wybitny znawca i tłumacz Biblii. Natomiast większość tych duchownych to byli ludzie z pokomplikowanymi życiorysami, nierzadko złamani w czasie II wojny światowej albo po wojnie przez organa bezpieczeństwa.
PAP: Na czym polegała ich działalność?
Dr hab. Paweł Skibiński: Na próbie opanowania struktur kościelnych i propagandowego uwiarygodniania posunięć władz poprzez wystąpienia publiczne, zjazdy, wydawane oświadczenia. Ludzie ci zarządzali Caritasem wraz z koncesjonowanymi katolikami świeckimi, z czego czerpali bardzo duże korzyści finansowe.
PAP: Jaki procent księży w Polsce stanowili księża patrioci?
Dr hab. Paweł Skibiński: Podaje się, że w różnych formach z ruchem księży patriotów związane było ok. 10 proc. duchowieństwa.
PAP: Co Stolica Apostolska wiedziała o sytuacji Kościoła w Polsce? Czy miała jakikolwiek wpływ na decyzje władz PRL?
Dr hab. Paweł Skibiński: Stolica Apostolska nie miała żadnego bezpośredniego wpływu na sytuację Kościoła w Polsce, ponieważ konkordat nie obowiązywał. To prymas Wyszyński był oficjalnym przedstawicielem Stolicy Apostolskiej, ale został aresztowany.
Jednak Stolica Apostolska o sytuacji Kościoła w Polsce wiedziała sporo. Co prawda z kilkudniowym opóźnieniem zareagowała na aresztowanie prymasa Polski, nakładając ekskomunikę na wszystkie osoby w nie zaangażowane. Uwięzienie Wyszyńskiego wywołało protesty katolików i hierarchów Wspólnoty na całym świecie. Uważano go za męczennika sprawy wolności Kościoła. Jego autorytet urósł zatem do rangi globalnej. To spowodowało, że był później najbardziej wpływowym biskupem z bloku wschodniego do czasu wyboru na papieża Karola Wojtyły.
Rozmawiała Aleksandra Beczek (PAP)