Grzechów głównych jest siedem, ale są oklepane. Zamiast się więc zastanawiać, na ile mieścimy się jako Polacy w uniwersalnym kanonie wad i słabości, przemnóżmy tę starą siódemkę przez trzy. W końcu żyjemy w III Rzeczpospolitej. Ile wychodzi? Właśnie 21.
Pamiętajmy też, że tamta siódemka (chciwość, gniew, lenistwo itd.) powstała w zupełnie innych okolicznościach historycznych (wczesne chrześcijaństwo) i geograficznych (św. Paweł nie pisał do Polan i Lędzian, lecz do Koryntian). Stąd więc pomysł Piotra Stankiewicza, by zdobyć się na filozoficzny namysł nad zestawem czołowych wad ludzi i społeczności. Ale osadzić go we współczesnym polskim kontekście. Więcej nawet. Autor postanowił nazwać zjawiska, które do tej pory swoich precyzyjnych nazw nie miały. A nawet jeśli miały, to nie zdołały się one jeszcze przesadnie mocno zakorzenić w naszych zbiorowych imaginariach.
Powstał lekki i figlarny traktat filozoficzny. A jednocześnie refleksja na temat współczesnej polskości. Nie jest to propozycja ani pro-, ani antyrządowa. Nawet gdy Stankiewicz dotyka takich tematów jak katastrofa smoleńska. Jego 21 grzechów to opowieść o Polsce widzianej oczami współczesnego myślącego trzydziestoparolatka. Bardzo dobrze, że takie książki powstają.