- Nie całe zło, które unosi się nad Skid Row, wywodzi się oczywiście z tamtejszego społeczeństwa. Ludzie, którzy na co dzień stykają się z brutalnymi działaniami systemu czy bezprawnymi reakcjami policji, są po prostu postawieni pod ścianą - mówi Alina Skrzeszewska w rozmowie z DGP.
/>
W filmie „Game Girls” pokazuje pani społeczność Skid Row – niesławnej dzielnicy Los Angeles określanej mianem „bezdomnej stolicy” Stanów Zjednoczonych. Jak to się stało, że wyjechała pani z kraju i znalazła się akurat w tym miejscu?
Urodziłam się we Wrocławiu. Moi rodzice wyemigrowali z kraju w 1982 r. w czasie stanu wojennego. Miałam pięć lat i od tamtej pory wychowywałam się w zachodnich Niemczech. Następnie przeniosłam się do Stanów Zjednoczonych, co było już moją świadomą decyzją. Tym samym czuję się bardzo związana z predyspozycją Polaków do emigracji, a zarazem identyfikuję się z wielowiekową historią naszych emigrantów. Historią, która sięga przecież setki lat wstecz.
/>
Jak wyglądały pierwsze lata spędzone w USA?
Pierwszy raz zamieszkałam na Skid Row w 1994 r., kilka lat przed podjęciem decyzji o stałym pobycie w Stanach. Byłam wtedy nastolatką zakochaną w powieściach Charlesa Bukowskiego, która potrzebowała gwałtownej zmiany. W 2006 r., kiedy zdecydowałam się na realizację swojego pierwszego filmu, postanowiłam tam wrócić. W ślad za swoim idolem zamieszkałam w tanim śródmiejskim hotelu, gdzie w sumie spędziłam około półtora roku. Oczywiście Skid Row to bardzo wymagająca dzielnica i każdy, kto decyduje się zamieszkać tam choćby tymczasowo, musi się przygotować na zagrożenia czyhające za każdym rogiem. Będąc tam, doświadczyłam naprawdę wielu traumatycznych, przygnębiających chwil. W pewnym sensie Skid Row przypomina strefę działań wojennych. Z drugiej strony stanowi jednak rodzaj schronienia dla wielu wspaniałych ludzi, którzy nigdy nie mogli znaleźć swojego miejsca na ziemi – prawdziwego domu.
Nie przypomina to obrazu Los Angeles, który znamy z mediów głównego nurtu. Dlaczego tych historii nie było dotąd słychać?
Wynika to z tego, że media głównego nurtu, a zarazem kino mainstreamowe, skupiają się na niewielkich wycinkach tamtejszej społeczności. Prawda jest taka, że duża część mieszkańców Los Angeles to osoby, które żyją na obrzeżach społeczeństwa. Nikt w to nie wierzy. Niemniej samo Skid Row ma bardzo długą tradycję i jest miejscem unikatowym. Tak właściwie to termin, którym określa się centralne dzielnice w dużych amerykańskich ośrodkach miejskich, nie tylko w Los Angeles. Ale faktycznie Skid Row w L.A. jest o tyle wyjątkowe, że mówimy o ostatnim tego typu miejscu w skali całego kraju. Kiedyś był to raj dla wyrzutków: białych bezdomnych alkoholików, którzy zamieszkiwali tanie hotele przez kilka dni, miesięcy, a nawet dekady. Sytuacja zmieniła się w latach 80., kiedy doszło do tak zwanej epidemii cracku. Wówczas Skid Row stało się dzielnicą czarnych, co wynika z tego, że nałóg ogarnął głównie społeczność Afroamerykanów.
No właśnie: uzależnienia. Myśli pani, że coś w tej kwestii się zmieniło?
Oczywiście, że nie można naprawić wszystkiego w ciągu kilkudziesięciu lat, ale najważniejszy pozostaje fakt, że to miejsce wciąż ewoluuje. Nie bez powodu Skid Row jest uważane dziś za największą tego typu społeczność, która staje z powrotem na nogi. Wiele osób uzależnionych od narkotyków właśnie tam dostało drugą szansę – przeszło terapię, która pozwoliła im pozostać w rodzinnej dzielnicy. Co ciekawe, w Skid Row organizuje się ok. 120 spotkań terapeutycznych tygodniowo, w których skład wchodzą grupy wsparcia pokroju Anonimowych Alkoholików, a także biura i misje pokojowe.
Nie pierwszy raz zawitała pani z kamerą do Skid Row. Nie rozumiem, jak biała kobieta może wejść w tak zamknięty świat i skłonić tyle osób do opowiedzenia takich historii.
Faktycznie, Skid Row to dość hermetyczne miejsce, do którego niewielu ma wstęp. Stąd też bardzo często w przypadku moich filmów pojawiają się pytania, jak biała kobieta z Europy wtopiła się w otoczenie na tyle, że jego mieszkańcy pozwolili się filmować? Odpowiedź jest prosta: gdybym nie mieszkała w Kalifornii przez tyle lat, byłoby to oczywiście niemożliwe. Wejście z kamerą do Skid Row graniczy z cudem, jednak moje wieloletnie relacje z tą społecznością i kolejne projekty tam realizowane pozwoliły mi zaciągnąć ogromny kredyt zaufania. Nie chodziło mi nigdy ani o wywołanie moralnego szoku, ani o radykalny manifest polityczny, ale o nawiązanie kontaktu z bohaterami. W pewnym momencie ci ludzie stali się dla mnie rodziną.
Wtedy zdecydowała się pani wrócić do tej dzielnicy?
Mój pierwszy film, którego akcja rozgrywała się w Skid Row, skupiał się na mężczyznach. Tym razem chciałam odwrócić hierarchię i pokazać na ekranie społeczność tamtejszych kobiet, które nigdy nie doczekały się swojej reprezentacji. Głównym pytaniem było jednak, w jaki sposób stworzyć autentyczny portret, który będzie w stanie oddać im głos. Zdecydowałam się zacząć od organizacji warsztatów sztuki ekspresywnej, które byłyby formą terapii skierowanej do osób zamieszkujących Skid Row. Właśnie w ich trakcie poznałam Teri, główną bohaterkę filmu. Okazała się ona na tyle charyzmatyczną i otwartą osobą, że zgodziła się, aby osią filmu stała się jej homoseksualna relacja z Tiahną. Tym samym skupiłam się na warsztatach, które były bezpieczną przystanią, w której kobiety otrzymały szansę na wyrażenie samych siebie i odzyskanie podmiotowości. „Game Girls” stało się więc projektem z jednej strony istotnym dla mnie jako ich reprezentantki, natomiast z drugiej – szansą dla Teri i Tiahny na otworzenie się na innych ludzi i wzajemne opowiedzenie o swojej burzliwej codzienności. A także o kwestiach równie trudnych jak pobyt w więzieniu, alkoholizm czy handel narkotykami.
Mówimy o parze lesbijek, które otwarcie mówią nie tylko o problemach, ale również o swoim uczuciu. Czym jest dziś środowisko LGBT w Skid Row?
Gdy Donald Trump doszedł do władzy, wydawało się, że środowiska LGBT mogą mieć problem z utrzymaniem swojej autonomii. W Stanach Zjednoczonych panuje w tej chwili swoista wojna kulturowa, która stała się powodem narodzin silnej polaryzacji społeczeństwa. Trudno nie zauważyć dwóch opozycyjnych obozów, które charakteryzują się zupełnie różnymi spojrzeniami na kwestię związków homoseksualnych. Natomiast Skid Row jest pod tym względem miejscem zupełnie wyjątkowym. Relacje pomiędzy przedstawicielami tej samej płci czy działania grup LGBT są w pełni akceptowane. Tak naprawdę dla mieszkańców tej dzielnicy nie ma większego znaczenia, kto jest kim czy kto jest z kim. Tym samym to miejsce uchyla się przed atakami i staje się synonimem obyczajowej wolności.
W filmie opowiada pani jednak o trudniejszych do uniesienia ciężarach – o tym, że Skid Row ma swoją ciemną stronę, na którą składają na przemoc, gwałty, rozboje. Gdzie powinniśmy szukać przyczyn tej brutalnej codzienności?
Nie całe zło, które unosi się nad Skid Row, wywodzi się oczywiście z tamtejszego społeczeństwa. Ludzie, którzy na co dzień stykają się z brutalnymi działaniami systemu czy bezprawnymi reakcjami policji, są po prostu postawieni pod ścianą. W ostatnich latach jednym z takich traumatycznych wydarzeń dla społeczności Skid Row było zabójstwo młodego emigranta z Senegalu, znanego jako „Africa”. Został on zastrzelony przez policjantów w bardzo brutalnych okolicznościach i, jak się później okazało, zupełnie bezpodstawnie. Oczywiście o takich problemach zaczyna się mówić coraz częściej, media społecznościowe stają się platformą do takich dyskusji, jednak to nie zmienia faktu, że mniejszości Afroamerykanów wciąż są narażone na brutalne zachowania policji.
Wydaje mi się, że równie palącymi problemami są bezrobocie oraz problem z opieką zdrowotną. W jednej scenie Tiahna mówi, że nie może otrzymać właściwych leków, przez co faszeruje się przypadkowymi pigułkami.
To kolejny bardzo skomplikowany element tego pękniętego systemu, który od lat pozostaje zupełnie niewydolny. W jednej ze scen słyszymy, że Teri otrzymuje miesięcznie wynagrodzenie w wysokości 221 dol., za co nie jest w stanie przeżyć. Nie stać jej ani na jedzenie, ani na opłacenie rachunków, ani na wykupienie leków. Takie szokujące zaniedbania doprowadzają do sytuacji, w których coraz więcej osób – głównie kobiet – ląduje na bruku. Kiedy mieszkałam w Skid Row, niejednokrotnie byłam świadkiem, jak matki z dziećmi, niemające żadnych możliwości mieszkaniowych, decydowały się żyć na ulicy – koczowały w namiotach wzdłuż San Pedro. Władze Los Angeles od lat próbują rozwiązać problem bezrobocia, jednak do tej pory się to nie udało. I nie uda, jeśli nie będziemy brali pod uwagę zniwelowania tego zjawiska w skali globalnej.
Pojawia się pytanie: czy istnieje jednak jakieś rozwiązanie dla tych ludzi?
Szukanie rozwiązania jest jednym z mechanizmów, które naturalnie w nas się uruchamiają, trzeba jednak powtórzyć: to nie tylko problemy społeczności Skid Row, a zjawisko znacznie szersze, dotykające tak naprawdę ludzi na całym świecie. Wiele osób może odebrać to jako prosty slogan, jednak liczę, że świadomość i wiedza, które chciałam przekazać za pośrednictwem moich filmów, pozwolą na zupełnie inne spojrzenie na środowisko tych osób.
Czyli jakie?
To, że wielu z nich pozostaje bezdomnymi, wcale nie oznacza, że nigdy nie podniosą się z kolan, że nie ma już dla nich nadziei. Większość z nich przecież nie znalazła się w takiej sytuacji z własnej, nieprzymuszonej woli – ich korzenie sięgają często patologicznych rodzin, nieszczęśliwych związków czy opieki społecznej. Takie beznadziejne położenie nie świadczy również o tym, kim tak naprawdę są i jakie wartości reprezentują. Często tego nie zauważamy lub nie chcemy zauważać, co jest po prostu szalone. Rozumiem, że w każdym z nas odzywają się instynkty, które każą za wszelką cenę chronić własną skórę, ale odwracanie się plecami od drugiego człowieka prowadzi tylko do jednego – stopniowego oddalania się od człowieczeństwa.