PAP: "Cicha noc" to trochę film w filmie. Nakręciłeś go ty i kręcą go filmowe postaci: Adam, główny bohater, i jego siostra Kasia. Ich wspólny ojciec pyta, kto to będzie oglądał, przecież wszyscy mamy w domu tak samo. Niby mamy, a jednak postanowiłeś o tym opowiedzieć. Dlaczego?
Piotr Domalewski: To, że wszyscy mamy tak samo, potraktowałem jako wyzwanie. Chciałem, żeby każdy mógł się w tym filmie odnaleźć, znaleźć w nim coś swojego. I tak się działo, jeszcze kiedy pokazywałem ludziom scenariusz. Ci, którzy mieli kontakt z "Cichą nocą", może niekoniecznie jeden do jeden utożsamiali się z bohaterami, ale którąś z filmowych relacji definiowali jako swoją: ojciec-syn, matka-córka, siostra-brat. Moim zdaniem właśnie na tej płaszczyźnie każdy może w tym filmie znaleźć coś swojego, w tym sensie każdy w domu ma tak samo.
Gdy rozmawialiśmy z agentem na temat sprzedaży filmu za granicą, mieliśmy wątpliwości, czy ta historia w ogóle może się spodobać poza Polską. Usłyszeliśmy, że to właśnie pokazanie uniwersalnej sytuacji - uroczystości rodzinnego zjazdu i napięć, które wynikają z takiego spotkania - jest siłą tego filmu. To jest właśnie to, co rozumie każdy człowiek na świecie, niezależnie od wiary czy kultury.
Obrazy świata, które rejestrują na kamerce Adam i jego siostra Kasia, są zupełnie różne. Ona jest jeszcze nastolatką, a on dorosłym mężczyzną. Pierworodnym, który wraca na święta z emigracji z zestawem zadań do wykonania. Ma swój plan na przyszłość i chce go zrealizować, dlatego musi zająć się interesami. Dlatego jego święta to pertraktacje i układanie się z członkami rodziny, przez to nie może uczestniczyć w Wigilii w niewinny sposób. Święta Kasi i Adama różnią się, ona jest w centrum wydarzeń - najpierw w kuchni, potem przy stole. Adam w tym czasie załatwia sprawy - jest za domem i rozmawia z bratem o planie, negocjuje z ojcem, próbuje się dogadać ze szwagrem. Robi to i jednocześnie filmuje, żeby to wszystko, od czego chce uciec, móc zabrać ze sobą.
PAP: "Cicha noc" to obraz życia mieszkańców regionu, w którym niezmiennie nie ma perspektyw, gdzie ludzie żyją w niedostatku, gdzie emigracja za chlebem jest powtarzającym się, pokoleniowym doświadczeniem i gdzie centrum życia kulturalnego stanowi - jak zresztą mówi jeden z twoich bohaterów - okoliczny kościół. Podobnie nieprestiżowy świat pokazałeś w krótkometrażówce "60 kilo niczego", także pokazywanej na Festiwalu Filmowym w Gdyni. Czy pokazywanie takiego odrapanego świata to coś, co cię kręci?
P.D.: Chciałbym, żeby widz po obejrzeniu mojego filmu - nawet jeśli zauważy niedostatek, brak perspektyw i ponurość świata - przypomniał sobie, że to rodzina jest najważniejsza. To wartość nadrzędna w życiu, więc właśnie brak porozumienia i zrozumienia między członkami rodziny jest najbardziej dotkliwy. Wokół tej obserwacji rozgrywa się cały dramat bohaterów "Cichej nocy"; właśnie rodzinne relacje chciałem pokazać. Okoliczności, w których się znajdujemy, są tam jedynie tłem. Chciałem opowiedzieć o czymś, co znam. Ja się znam na rodzinie, więc o niej opowiedziałem. Trudno byłoby mi skonstruować historię, przynajmniej na tym etapie kariery, o wigilijnej kolacji w rodzinie artystów czy arystokratów. Nie chciałem zmyślać żadnego świata. Myślę, że nie odnalazłbym się w takiej konfabulacji. Dlatego pokazałem coś, co znam ze swojego doświadczenia, po prostu. "Cicha noc" to mój debiut, więc zwróciłem się w stronę rzeczy, które mam już przepracowane i sam dla siebie, i we wcześniejszych produkcjach - w tym właśnie filmach krótkometrażowych.
PAP: W świecie, który pokazujesz, sukces jednego staje się sukcesem wszystkich. Ogromną ekscytację wzbudza w rodzinie samochód, którym Adam wraca z saksów.
P.D.: Członkowie tej rodziny - zresztą jak każdej innej - pozyskują rzeczywistość osobno przez każdego z jej członków, ale ich status materialny jest wspólny. Samochód jednego staje się samochodem wszystkich, gdy wszyscy członkowie rodziny wiedzą, że on jest na stanie. Filmowy dziadek, już trochę podpity, mówi, że chce spędzić święta po ludzku przynajmniej raz i ładuje się na siedzenie lexusa wypożyczonego z komisu przez wnuka. Jedna rzecz w rodzinie automatycznie wpływa na samopoczucie wszystkich. Każdy traktuje bogactwo jednego trochę jako swoje.
PAP: Zastanawiam się, czy można jasno określić, w jakich czasach dzieje się "Cicha noc". Bohaterowie twojego filmu znają wszystkie nowinki współczesności, mają wszystkie współczesne wynalazki: telefon komórkowy, kamerkę, wieżę, mikrofalówkę. Przy tym wszystkim ich świat wygląda jak z siermiężnych lat 90. Czy filmowe postaci aż tak rozmijają się z teraźniejszością, aż tak nie nadążają?
P.D.: Zapraszam do miejscowości Pęglity, w której kręciliśmy. Tak mniej więcej wygląda tam świat dzisiaj, amerykańskie gadżety pojawiają się w nim powoli. Wszystkie rzeczy, o których mówisz - kamera, telefon, mikrofalówka - nie zostały kupione na miejscu, każda została przywieziona, żeby nie powiedzieć pozyskana albo złupiona. Tak jak Wikingowie przywozili do osad zagrabione przedmioty, żeby podnieść status swoich domów, tak Adam - podobnie jak lata wcześniej jego ojciec - zostaje wyprawiony na Zachód. Po pieniądze i po rzeczy.
Ten film to dość wiarygodny obraz Polski z której ja pochodzę. Jego akcja dzieje się mniej więcej tu i teraz, maksymalnie kilka lat wcześniej. To się może wydawać nieprzystające do jakiejś prawdy o samych sobie, którą mają mieszkańcy dużych miast. Ciężko jest opowiadać o rzeczywistości jeden do jeden, w chwili gdy się dzieje. Mimo to myślę, że to najwyżej kilkuletnie przesunięcie jest wystarczające, bo na rubieżach Polski niewiele się dzieje. Niby pięć lat, ale tam świat zmienia się w sposób mało dynamiczny.
PAP: Hasłem reklamowym filmu jest, że z rodziną najlepiej wychodzi się na zdjęciach. Bohaterowie "Cichej nocy" są skłóceni, ale jednocześnie łączą ich bliskie i szczere relacje.
P.D.: Sam pochodzę z dużej rodziny, mam pięcioro rodzeństwa. Jakkolwiek by się między nami działo, tak zawsze istotność i waga naszych relacji jest zupełnie niepodważalna. Okazujemy sobie wzajemnie troskę i zainteresowanie, jak bohaterowie filmu, choć czasami jesteśmy w tym nieudolni. Tylko osoby z najbliższego kręgu nie muszą bawić się w kurtuazję, w small talk. Wszystkie słowa w mojej rodzinie padają od razu, szczerze, mocno. Członkowie najbliższej rodziny nie muszą mieć dla siebie litości. I nie mówię tu o okrucieństwie, o podłości. Mówię o szczerości. To właśnie nieudolność wynikająca ze szczerej troski, połączonej z nieumiejętnością poprowadzenia i utrzymania relacji, powoduje, że najbardziej ranimy siebie nawzajem. W jednej ze scen ojciec Adama pyta go, czy dużo w tej swojej Holandii odłożył. To zdanie może się wydawać nieprzyjemne, bo interesowne i od razu o pieniądzach, ale nie o to chodzi. Ojciec Adama myśli tylko o przyszłości własnego syna. Czy będzie miał za co ją zbudować.
PAP: Adam kręci film dla swojej nienarodzonej jeszcze córeczki. "Pokazuję ci ten świat, zanim ty jesteś" - mówi jej.
P.D.: Pochodzę ze Wschodu Polski, który jest wydrenowany z ludzi. Tysiące stamtąd wyemigrowały, jak chociażby mój brat, który obecnie pracuje i żyje w Edynburgu. Scenariusz zacząłem pisać na kanwie jego opowieści o innych ludziach, którzy chcą nowego, ale nie umieją zerwać ze starym. Mają plan na półtora roku emigracji, chcą pojechać, zarobić, nakupić, a zostają dziesięć lat. Nie osiągnęli tak widowiskowych rzeczy, o jakich marzyli, więc wciąż mają te same plany, wciąż mają tam dużo do zrobienia. Dom w Polsce już dawno stoi, ale oni już nigdzie nie są u siebie. Zawsze mogą mieć więcej, zawsze w Polsce chcą mieć lepiej. Już dawno Polska nie jest ich domem, choć wciąż tak o niej myślą.
Gdzieś pomiędzy tym jest Adam, który ma plan na swoje życie, chce je zmienić. Właśnie w oderwaniu się widzi jakiś pomysł na siebie, choć emigrując na stałe niejako odetnie się od korzeni i tradycji. Dąży do lepszego życia, ale to skąd jest, jaką ma przeszłość i jaki jest jego dom chce zabrać ze sobą, chce zabrać jego obraz - właśnie zarejestrowany podręczną kamerą. Nie mówi do małej "zobacz, z czego uciekliśmy", tylko "zobacz, jak to wszystko wyglądało kiedyś".
PAP: Gdy Adam oświadcza ojcu, że chce się wyprowadzić i zostać w Holandii, ten pyta go, co mu nie pasuje. Czy "Cicha noc" to film o tym, co ci nie pasuje - na przykład w Polsce?
P.D.: Nie nazwałbym tego tak. Staram się nie wartościować rzeczy, tego jestem nauczony z domu. Jedyne, co mogę i chcę ofiarować rzeczywistości, to jej zrozumienie. Ktoś może powiedzieć, że bohaterowie mojego filmu są tacy i tacy. A ja mogę odpowiedzieć jedynie, że są tacy, jakimi się ich odczytuje. Nie powiem, czy jego ocena jest dobra lub zła lub czy bohaterowie filmu są dobrzy lub źli. Nie chcę tego robić, wolę opowiadać, dlaczego te postaci są jakie są. Staram się zrozumieć okoliczności, dlaczego im nie wychodzi.
Bardzo lubię Sławomira Mrożka, u którego zabawa zawsze jest gdzie indziej. W jego tekstach wyraźnie lepiej jest gdzieś tam, nie tu. Z pamięcią o tym zrobiłem "Cichą noc" - z myślą o tych na miejscu, w Polsce, którzy niezależnie od statusu społecznego mają w sobie to same piętno narodowe, funkcjonujące zresztą nawet w popkulturze, że majacząca gdzieś zagranica, jakieś indziej, jest zawsze lepsza i atrakcyjniejsza. U nas dobre płyty są na amerykańskim poziomie, na europejskim. Nigdy nie są na polskim. Gdzie jest polski poziom, co to jest polski poziom? To mnie zastanawia.
PAP: Filmowe rozmowy przy stole wigilijnym są płytkie, fasadowe - podobnie jak realizowane rytuały, chociażby czytanie fragmentu z Ewangelii czy łamanie się opłatkiem. Ta scena została wymyślona, czy jest obrazem faktycznej wieczerzy?
P. D.: Ta scena nie tyle wydarzyła się, co wydarza się naprawdę. Co roku, w wielu polskich domach. Za chwilę kolacja, a wciąż jest za dużo rzeczy do zrobienia, ktoś się obija, ktoś się gubi, ktoś się kłóci. W kuchni jest gwarno i tłoczno, coś się do ostatniej chwili gotuje, a potem wszyscy jedzą. Tak zresztą było na planie, my też jedliśmy. Mieliśmy barszcz z uszkami, świetne pierogi, rybę i rodzinną atmosferę. Zależało mi, żeby tak było, żeby poczuli to wszyscy członkowie ekipy. Z każdym dublem było na planie coraz więcej naturalności, aktorzy wręcz zaczynali się w swoich scenach rozpychać. To, co ostatecznie widz zobaczy na ekranie, naprawdę się tam wydarzyło, wyniknęło z prawdziwego życia, ponieważ uczestnicy filmowej kolacji na planie naprawdę zdefiniowali się przy stole. Pracowaliśmy nad tym jeszcze przed rozpoczęciem zdjęć - nad stworzeniem atmosfery i żeby każdy znalazł tam miejsce dla siebie.(PAP)
"Cicha noc" to pełnometrażowy debiut Piotra Domalewskiego, nagrodzony Złotymi Lwami podczas ubiegłorocznego 42. Festiwalu Polskich Filmów Fabularnych w Gdyni. Oprócz głównego wyróżnienia do twórców filmu powędrowała także m.in. Nagroda Dziennikarzy oraz Nagroda Jury Młodzieżowego. Do Dawida Ogrodnika, odtwórcy głównej roli - Adama, który wraca z Holandii na święta - trafiło wyróżnienie indywidualne, za najlepszą pierwszoplanową rolę męską.
W poniedziałek Piotr Domalewski otrzymał statuetki Polskich Nagród Filmowych Orły 2018 w kategoriach: Najlepszy Film, Najlepszy Scenariusz, Najlepsza Reżyseria oraz Odkrycie Roku. "Cichą noc" doceniono także za najlepszy dźwięk (Jerzy Murawski, Kacper Habisiak, Marcin Kasiński).
Rozmawiała Martyna Olasz (PAP)