Najważniejsza część "Kroniki życia i twórczości Stanisława Ignacego Witkiewicza" to ułożony chronologicznie obszerny przegląd wydarzeń z jego życia prywatnego i twórczego opracowany przez Annę Micińską i Janusza Deglera. Kronika została uzupełniona o eseje witkacologów uwzględniające aktualny stan badań nad życiem i twórczością autora "Szewców".
Tomasz Pawlak przybliża czytelnikom edukację Witkacego, który nigdy nie chodził do szkoły, a maturę zdał eksternistycznie po latach nauki w domu. Jego ojciec Stanisław Witkiewicz uważał, iż szkoła niszczy indywidualność i zabija ducha artystycznego, zatrudniał więc jako domowych korepetytorów swych przyjaciół artystów. Młody Staś pobierał zatem nauki z literatury, siedząc na kolanach u Stefana Żeromskiego, przedmiotów ścisłych zaś uczyli go profesorowie uniwersyteccy. Wszyscy pedagodzy: artyści i uczeni podążali za zainteresowaniami ucznia. Witkacy po latach domowej nauki zdał maturę eksternistycznie we Lwowie i zaczął studia w krakowskiej Akademii Sztuk Pięknych wbrew woli ojca, który nie zmienił swojego zdania na temat instytucjonalnej edukacji.
W innym eseju zawartym w "Kronice..." Stefan Okołowicz pisze o związku, który zaciążył na całym życiu uczuciowym Witkacego - narzeczeństwie z Jadwigą Janczewską, młodą dziewczyną, która w 1912 roku przyjechała do Zakopanego dla poratowania zdrowia i zamieszkała w pensjonacie prowadzonym przez matkę Witkacego. Witkacy chciał się z Jadwigą żenić, ale równocześnie zadręczał dziewczynę swoimi obawami, że nie udźwignie odpowiedzialności za rodzinę, a stały związek oznacza dla niego śmierć artystyczną. Wciąż się kłócili, rozstawali i wracali do siebie. W lutym 1914 roku, po kolejnej kłótni, być może scenie zazdrości o Karola Szymanowskiego, którą Witkacy urządził narzeczonej, Janczewska wynajęła dorożkę, pojechała do Doliny Kościeliskiej i tam odebrała sobie życie strzałem z pistoletu. Sekcja zwłok wykazała, że młoda kobieta spodziewała się dziecka. Witkacy był zdruzgotany jej samobójstwem i do końca życia nie otrząsnął się z poczucia winy.
W stosunkowo dobrze udokumentowanej biografii Witkacego jest okres, o którym dotąd wiadomo było niezwykle mało. To czas I wojny światowej, kiedy Witkacy walczył na froncie jako żołnierz rosyjskiej armii, a potem znalazł się w centrum rozlewającej się po kraju rewolucji. Krzysztof Dubiński, autor eseju "Stanisław Ignacy Witkiewicz w Lejbgwardii Pawłowskiego Pułku", po kwerendzie w archiwach rosyjskich przybliża ten tajemniczy czas w życiu autora "Szewców". Na wieść o wybuchu I wojny światowej Witkacy wrócił z antypodów, gdzie przebywał z Bronisławem Malinowskim i wstąpił do armii rosyjskiej, jak wielu innych, m.in. Władysław Anders, przekonanych obietnicami cara, że możliwe będzie utworzenie w ramach rosyjskiego wojska polskich jednostek narodowych. Tymczasem został przyjęty do elitarnego Pawłowskiego Pułku Lejbgwardii.
Już w lecie 1916 r. trafił na front - jego jednostka wzięła udział w wielkiej bitwie z Niemcami nad rzeką Stochod, która wije się wśród bagien Wołynia. Była to jedna z największych i najkrwawszych bitew I wojny światowej. Dowódcą Rosjan był generał znany z alkoholizmu, a bodaj jedyne precyzyjne rozkazy, jakie wydawał podczas bitwy, dotyczyły dostarczenia mu wódki. Tymczasem żołnierze wpadli w niemiecki kocioł i zostali zmasakrowani. Pułk Witkacego wchodząc do walki, liczył 4 tys. żołnierzy, po bitwie zostało ich zaledwie około 800. Witkacy razem z innymi deptał po trupach, żeby wydostać się z bagien pod ogniem broni maszynowej. Został ranny, ale też został odznaczony orderem św. Anny za odwagę. Bitwę nad Stochodem, jak wielu jej uczestników, wspominał jako największy koszmar swego życia.
Witkacy nie wrócił już na front, w Petersburgu doczekał lutego 1917 roku. "Pułk mój Lejb-Gwardii Pawłowski Połk, zaczął pierwszy Wielką Rewolucję Rosyjską" - napisał potem w "Niemytych duszach". Zbuntowana armia znalazła się w stanie rozkładu, wielu oficerów padło ofiarą samosądów. Witkacego żołnierze oszczędzili, co tłumaczył po latach następująco: "nie biłem po mordzie, nie wymyślałem po matiuszkie i karałem względnie słabo". Konstanty Puzyna twierdził nawet, że Witkacy został wybrany przez swoich żołnierzy na komisarza politycznego, Dubiński rozwiewa jednak ten mit. Witkacy, wbrew plotkom, nie znalazł się też wśród delegatów żołnierskich do Piotrogrodzkiej Rady. Witkacy pisał po latach, że obserwował rewolucję "jak z loży", z dystansu, nie angażując się po żadnej ze stron i Dubiński potwierdza prawdziwość tego wyznania.
Janusz Degler pisze o małżeństwie Witkacego, który przyszłą żonę poznał jako niespełna 40-latek. Ona - pochodząca z arystokratycznej choć biednej rodziny Unrungów - dobiegała 30-stki i uchodziła już za starą pannę. Oświadczył się jej przy drugim spotkaniu. Pisał do swojego przyjaciela, że choć nie jest piękna i majętna, rozumie "czym jest fantastyczność w życiu". Jadwiga, zwana Niną, piękna, inteligentna i wrażliwa, znała biegle cztery języki, była pierwsza czytelniczką tekstów Witkacego. On sam twierdził, że ukształtował jej osobowość jak Pigmalion Galateę. "Jesteś moim tworem – nie istniałaś w ogóle (im allgemeinen), Koteczko, dopóki nie spotkałaś mnie, mnie, mnie" – pisał do niej, dodając: "wychowałem Cię na wspaniałą, panie, kobitę".
Witkacy zdradził ją pierwszy raz trzy miesiące po ślubie. Przepraszał, obiecywał poprawę, ale nie był w stanie dotrzymać słowa. Potem podjął wieloletni trud przekonania żony do własnego modelu związku opartego na wolności. W końcu przyjęli zasadę, że mieszkają osobno, dają sobie całkowitą swobodę, nie zrywając przyjaźni i zażyłości, która była dla nich najważniejsza.
W ostatnich latach życia najważniejszą kobietą w życiu Witkacego była Czesława Oknińska, młodsza o siedemnaście lat, z którą związał się w 1929 roku. Urzędniczka, drobna blondynka, o dość pospolitej urodzie, była pierwszą kobieta, która w pewnym sensie podporządkowała sobie Witkacego. Gdy ją zdradzał m.in. z młodszą o 34 lata manikiurzystką, którą odbił zakopiańskiemu fryzjerowi, bez wahania zerwała związek odsyłając obrazy, podarunki, a nawet wyrwane z książek dedykacje. Witkacy szalał z rozpaczy tak bardzo, że nawet żona dała się namówić na telefon do kochanki z prośbą, aby wróciła do Witkacego i "nie niszczyła człowieka". Nina nie zgodziła się natomiast na pomysł Witkacego, aby wspólnie adoptowali Czesię.
To właśnie Czesława wyjechała z Witkacym w ostatnią podróż we wrześniu 1939 roku i to właśnie jej wspomnienie o ostatnich dniach Witkacego zamyka książkę. Jak pisze Oknińska, dotarli z Witkacym do wsi Jeziory, gdzie po wiadomości, że Armia Czerwona wkroczyła do Polski, postanowili wspólnie popełnić samobójstwo. Wybrali miejsce pod rozłożystym dębem w pobliskim lesie. Tam Witkacy rozpuścił w garnuszku z wodą tabletki luminalu, co wypiła Czesława, on zaś zażył pastylki efedryny na pobudzenie krążenia krwi. Oknińska zasypiając, widziała jeszcze, że Witkacy podcina sobie żyletką żyły, najpierw na przegubach rąk, potem na nogach, ale ponieważ krew nie płynęła, przeciął sobie też tętnicę na szyi. Czesławę po pewnym czasie znaleziono nieprzytomną, Witkacego następnego dnia, 19 września 1939 r., pochowano na małym prawosławnym cmentarzyku w Jeziorach.
"Kronika życia i twórczości Stanisława Ignacego Witkiewicza" ukazała się nakładem Państwowego Instytutu Wydawniczego.