„Hamlet-komentarz” w reżyserii Grzegorza Brala, to spektakl o niemożności bycia sobą, o hipokryzji, ograniczaniu wolności i o toksycznych relacjach rodzinnych, które zawsze prowadzą do tragedii. Istotne miejsce dano w nim także słowu - jedynej broni młodego Hamleta, pozwalającej na zaklinanie rzeczywistości, walkę, ucieczkę. Do czasu.
W Teatrze Pieśń Kozła znowu Szekspir. Uważnych obserwatorów działań twórczych Grzegorza Brala nie powinno to jednak dziwić. Szekspir, to jeden z tych autorów, do których reżyser wraca niemal obsesyjnie, z nieustającym zaciekawieniem, pytaniami, odkryciami. Był „Macbeth”, były „Pieśni Leara”, w 2016 roku premierę miała „Wyspa” inspirowana „Burzą”, a w 2017 „Hamlet-komentarz”.
Reżyser z teatrem postdramatycznym kojarzony jest od lat. Eksperymentuje, stawia pytania o granice, o miejsce spotkania muzyki z teatrem. Co ważne jednak: jego eksperyment nie oznacza prostej dekonstrukcji tekstu, ale inspirację, w której mnożą się toposy, tropy, skojarzenia, często dla tzw. zwykłego widza niedostępne. Wtedy zawsze pozostają emocje. I te nie zawodzą.
Także w przypadku „Komentarza” mamy do czynienia z efektem poszukiwań sensów ukrytych przez Szekspira i rezultatem wnikliwej analizy dramatu. „Hamlet-komentarz” jest refleksją nad treścią i nad tym, czego w tej treści nie ma. Dla Grzegorza Brala Szekspir i „Hamlet” to uniwersalne i nieustające źródła wiedzy o człowieku, a do tego kwintesencja teatru, zamykająca znaczenie słów i muzyczność w jednym.
„Hamlet-komentarz” to spektakl o niemożności bycia sobą, o hipokryzji, ograniczaniu wolności i o toksycznych relacjach rodzinnych, które zawsze prowadzą do tragedii. Istotne miejsce dano w nim także słowu - jedynej broni młodego Hamleta, pozwalającej na zaklinanie rzeczywistości, walkę, ucieczkę. Do czasu.
Spektakl rozgrywa się na dwa miesiące przed właściwą akcją dramatu, czyli w noc zabójstwa starego króla. To takie szekspirowskie dziady-wypominania; lamentacje, posadowione na styku świata widzialnego i niewidzialnego, życia i śmierci. Na scenie pojawiają się postaci obecne oraz nieobecne na kartach dramatu Szekspira, bo jak twierdzi reżyser, Szekspir, który był wyjątkowej inteligencji autorem, z premedytacją nie napisał o postaciach, które pojawić się powinny, np. o matce Ofelii. Ich nieobecność jest znacząca, a BRAK jest w tym spektaklu słowem kluczowym.
- Tak jak istotą tragedii antycznej jest jakiś rodzaj klątwy czy hybris (pycha rodowa, której konsekwencją jest kara od bogów – red.), tak u Szekspira pojawia się rodzinna trauma, będąca jej odpowiednikiem, której źródło trzeba poznać. To właśnie roztrząsamy, zastanawiając się co doprowadziło do tragedii – mówi Grzegorz Bral w rozmowie z gazetaprawna.pl. - Przypomina to ustawienia rodzinne Hellingera – dodaje reżyser. - Na powierzchni relacji niby nic się nie dzieje, ale w ludziach tkwią głęboko skrywane tajemnice. W „Hamlecie” też mamy do czynienia z toksyczną rodziną, w której kłamstwo narasta, aż w końcu eksploduje. To jest dramat o energii, która domaga się ujawnienia, a Hamlet jest jej medium.
Zaczyna się od przejmującej muzyki granej na sierszeńkach przez Macieja Rychłego. Tak wchodzimy w mroczny klimat spektaklu, a potem napięcie tylko rośnie.
Gdy wybrzmią sierszeńki, swoją rolę przejmuje 14 aktorów, interpretujących postaci, zdarzenia i emocje z pomocą dźwięków. Są ubrani w nienaganne, bardzo współczesne kostiumy, podkreślające ascezę i perfekcję. Tylko król Hamlet (Bogdan Koca) wlecze na sobie ciężki płaszcz, który bardziej przypomina wojskowy szynel niż królewskie okrycie. Jakby na wieki miał ciągnąć za sobą ciężar obowiązków władcy.
Grzegorz Bral nieustannie szuka tego momentu, w którym muzyka staje się teatrem; tak jest i w tym spektaklu. - Chcę w jeszcze większym stopniu eksplorować muzyczność teatru – przyznaje reżyser. – Dlatego i tym razem nie mamy do czynienia z literalną i linearną sztuką Szekspira. Ludzi i dramat interpretujemy muzyką i jesteśmy jedynym chyba zespołem na świecie, który pracuje taką metodą – dodaje.
Jak zawsze korzystają z wypracowanych przez siebie metod; teksty, muzyka, pieśni, rodzą się w trakcie prób – treningów. I nie chodzi w nich o przyswojenie słów i brzmień, ale o wejście w postać, o jedność między recytacją, śpiewem, ruchem i płynne przechodzenie pomiędzy tymi formami. Udźwiękowione słowa, harmonie zamiast narracji - opowiadają wewnętrzną strukturę postaci i całej rodziny.
W spektaklu „Hamlet-komentarz” za dramaturgię odpowiada Alicja Bral, która napisała 15 pieśni i opracowała fragmenty oryginału Szekspira. To one są energetycznym „kołem zamachowym” dla wyobraźni kompozytorów.
- W teatrze muzyka nie jest autonomiczna – podkreśla Maciej Rychły. - Jako kompozytor jestem obecny przy stwarzaniu świata, jakim staje się przedstawienie. Szukając tego co uniwersalne, muszę zrozumieć do czego reżyserowi potrzebne są dźwięki. Grzegorz Bral w trakcie tworzenia spektaklu szuka mocnego strumienia energii, można powiedzieć, ofiary z energii i wyobraźni. Teatr Pieśń Kozła stwarza formę w ogniu uczuć, a muzyka staje się wtedy doskonałym medium – dodaje.
Przedstawienie Brala oparte jest na polifonicznej strukturze pieśni. - Polega to na równoczesnym prowadzeniu indywidualnych głosów, które respektując się wzajemnie, tworzą harmonię – wyjaśnia Maciej Rychły. - Może stać się źródłem akcji teatralnej, bo ludzie śpiewający wspólnie, są ze sobą w relacji (i tak właśnie dzieje się w spektaklu – red). Oczywiście taka sytuacja zamazuje klarowność słowa. W rozwoju muzyki europejskiej zjawisko to stało się nawet problemem teologicznym i doprowadziło do zakazu śpiewów polifonicznych w świątyniach chrześcijańskich – dodaje kompozytor. - Czy słowo stwarza świat? Czy teatr jest stwarzany przez słowo? W naszej epoce słowo traci swój ciężar i znaczenie, a muzyka nie – mówi Maciej Rychły.
I tak, z ducha muzyki, rodzi się tragedia.
Przesłanie pieśni Alicji Bral zdeterminowane jest przez wspomniany już wcześniej BRAK, który ujawnia się przede wszystkim w relacjach postaci. Brak porozumienia ojca z synem, niespełnienie oczekiwań ojca-władcy przez syna, brak zrozumienia pomiędzy Ofelią a Poloniuszem, itd. To wszystko rodzi dojmującą samotność postaci i człowieka pozbawionego tożsamości.
Budowanie Hamleta na obraz i podobieństwo władcy okupione jest cierpieniem młodego człowieka. Pierwsza pieśń, z parafrazą Herbertowskiego „Trenu Fortynbrasa”, buduje tezę spektaklu. „Były królu, dzisiaj możemy porozmawiać jak ojciec z synem”[…]Nigdy nie byłem mężczyzną, prawda?”.
To pierwszy być może moment w relacjach ojca z synem, gdy z twarzy młodego Hamleta (Łukasz Wójcik) opadła maska (król Hamlet - Bogdan Koca - jeszcze ją ma, nie tak łatwo po latach się jej pozbyć, nawet po śmierci).„Czy widziałeś jak uginam się pod twoim osądem, tato?”. […] Potęga rządzenia i samotność władcy, widziałem twe cierpienie , gdy ćwiczyłeś się w kłamstwach. […] I oto jestem sam. Choć dzisiaj jesteś mi najbliższy”.
Hamlet to jeden z tych, którym nie pozwolono być sobą; którzy w imieniu źle pojętej więzi rodzinnej i obowiązku wobec tronu, zostają wtłoczeni w schemat. Frustracja i świadomość, że władza opiera się na hipokryzji, jeszcze bardziej osłabiają Hamleta. Po śmierci ojca nie pojawia się jednak ulga, lecz żal, wynikający ze świadomości, że spotkanie nigdy nie będzie już możliwe, a dany czas został zaprzepaszczony. Jest taka niezwykle wymowna scena w spektaklu, gdy idący do siebie syn i ojciec, ostatecznie mijają się. Na zbudowanie więzi jest za późno, potem ten brak determinuje życie.
– Jest jeszcze coś – dodaje reżyser. - Hamlet nie miał szansy dowiedzieć się, kim naprawdę jest. Ma silną osobowość, może nawet nie jedną, ale nie wie, która jest jego.
Człowiekowi bez tożsamości nie jest łatwo odnaleźć się w świecie; „Uciec w obłąkanie to wciąż nie dość daleko, /by uzyskać wolność. / Umrzeć, usnąć, śnić /[…].
Czy śmierć króla da Hamletowi wolność? Raczej nie, tak bardzo skostniały jest ten schemat zależności. „Wracasz jak sen/drwiąc z mojego życia/Nie zabieraj mnie ze sobą tato” – lamentuje Hamlet, który teraz ma się stać mścicielem i strażnikiem schedy, nadal rezygnując ze swego życia. Przypominają o tym nieustannie rekwizyty: żelazne łoże, żelazne krzesła/tron, miecze, które mogą być symbolem siły, ale też niewoli i męki. I to chyba w takim kontekście należy odczytać ich obecność w spektaklu.
W „Wyspie” Grzegorz Bral pokazywał, że próba formatowania ludzi wg jakiegoś wzorca powoduje, iż człowiek stara się uciec na swój „archipelag”, na którym może być prawdziwy i kreatywny. Poezja Alicji Bral, głęboko pesymistyczna, pokazuje, że ratunku nie ma.
Bo czy można mieć nadzieję, gdy świat „wypadł z Formy” i pozbawiony wyższej idei chyli się ku zagładzie? BRAK. Tym razem zabrakło „zasady" - duchowości, miłości, zrozumienia. „Nie ma Kaina po detronizacji boga” – pisze Alicja Bral. Wszystko wolno i nie należy igrać ze złem w człowieku. A skoro „Bog umarł”, to jego idea przestała być źródłem kodeksu moralnego. To dlatego Klaudiusz (Kelvin Chan) nie czuje się winny morderstwa, dlatego Gertruda (Julianna Bloodgood) tłumaczy się, że wzrastała „według logiki tego miasta”. Wyrzuty sumienia w jakimś odruchu ludzkim pojawiają się jedynie na wspomnienie małej Gertrudy (to jedna z tych postaci, której w oryginale nie ma), którą gra Natalia Voskoboynikow.
Bez miłości, matki i ukochanego mężczyzny, jak „obumarły konar” umiera też Ofelia. Nieszczęśliwa, uzależniona od woli ojca i brata, „stawała się jak wierzba pochyła, powoli spadała, widzieliśmy wszyscy”. Jedną z najbardziej przejmujących pieśni w tym spektaklu śpiewa Magda Wojnarowska, grająca rolę matki Ofelii (Duch). To kolejna jej kreacja po roli w „Wyspie”, która nie pozwala przejść obojętnie wobec jej talentu muzycznego i aktorskiego. To też jeden z najlepszych głosów, jakie pojawiły się w zespole Teatru Pieśń Kozła w ostatnich latach.
By oddać sprawiedliwość, trzeba napisać, że z posiadania większości aktorów/śpiewaków grających w tym spektaklu, mogłyby być dumne najlepsze sceny operowe. Chór, kierowany przez Kelvina Chana brzmi w małej sali przy ul. Purkyniego tak, jakby miał zburzyć mury refektarza. Ten perfekcyjnie brzmiący głos, złożony z wielu, wywołuje wibracje i jest niczym element kosmosu czy przyrody (kto pamięta Koncert wieczorny z VIII księgi „Pana Tadeusza” Mickiewicza, także i tam odnajdzie skojarzenie z kosmogoniczną koncepcją szkoły pitagorejskiej i harmonią sfer czyli muzyką wszechświata).
A płonąca tkanina jest najlepszym bezsłownym finałem. I już nie czytajcie, Państwo, po prostu obejrzyjcie i wysłuchajcie.
Teatr Pieśń Kozła
Hamlet – komentarz
reżyseria: Grzegorz Bral
dramaturgia: Alicja Bral
muzyka: Jean Claude-Acquaviva, Maciej Rychły
przygotowanie chóru: Kelvin Chan
kostiumy: Alicja Gruca
scenografia: Robert Florczak
obsada: Kelvin Chan, Peyman Fallahian Sichiani, Dimitris Varkas, Rafał Habel, Julien Touati, Łukasz Wójcik, Bogdan Koca, Julianna Bloodgood, Anu Almagro, Jenny Kaatz, Olga Kunicka, Natalia Voskoboynikow, Magda Wojnarowska, Volodymyr Andrushchak, Maciej Rychły.
premiera: 2.07.2017