17 września 1939 roku, łamiąc polsko-sowiecki pakt o nieagresji, Armia Czerwona wkroczyła na teren Rzeczypospolitej Polskiej, realizując ustalenia zawarte w tajnym protokole paktu Ribbentrop-Mołotow. Konsekwencją sojuszu dwóch totalitaryzmów był rozbiór osamotnionej Polski.
"Polski plan obrony nie zakładał walki z dwoma wrogami, przygotowaliśmy się do walki z Niemcami, uważaliśmy, że Rosja pozostanie neutralna" - powiedział prof. Wiesław Wysocki. Przypomniał również, że sojusznicy nie ostrzegli Polski. "Nasi sojusznicy wiedzieli, tuż po podpisaniu porozumienia pomiędzy Hitlerem i Stalinem (PAP - traktat Ribbentrop-Mołotow), ale nam nie przekazali tych informacji. Stąd 17 września był wielkim zaskoczeniem. To było przerażenie i też dezorientacja na początku. Ale bardzo to szybko minęło i zorientowano się, że są to dwaj okupanci, dwaj agresorzy" - mówił.
Historyk wspominał, że gdyby nie sowiecka agresja Polska mogłaby dłużej stawiać czoła Niemcom. "Na pewno moglibyśmy przedłużyć nasz opór, ale pewnie i tak byłby on ostatecznie złamany, nie mniej jednak to wkroczenie sowieckie przekreślało wszystko. Określenie „nóż w plecy” jest najlepszym wyrazem tej sytuacji, jaka była. Byliśmy w stanie walczyć, dalej prowadzić wojnę z agresorem niemieckim, natomiast uderzenie sowieckie z tyłu całkowicie anulowało ten opór" - podkreślił.
Profesor Wysocki zaznaczył, że Rosja nadal ma zupełnie inne spojrzenie na to wydarzenie historyczne. "Proszę pamiętać, że do dziś Rosjanie nie uważają, z Putinem na czele, że dokonano jakiejkolwiek agresji. Oni nie byli nigdy w stanie wojny z Polską, oni przyszli tutaj na pomoc ludności białoruskiej i ukraińskiej. To jest do dziś obowiązujący schemat w propagandzie rosyjskiej" - powiedział.
Historyk zaznaczył również, że nie można zapomnieć o obronie przed sowiecką agresją. "Mimo braku centralnego dowodzenia na tym wschodnim obszarze działań wojennych dochodzi do pojedynczych obron poszczególnych miast. Broni się Grodno przede wszystkim" - opowiadał profesor. Przypomniał także najbardziej dramatyczne momenty tej obrony, gdy "do czołgów Sowieci przywiązali nieletnie dzieci. Takim przykładem jest Tadzio Jasieński, który zdjęty z czołgu, poraniony, umierał w ramionach matki. Dwunastoletni chłopiec. Rzucił się z butelką na czołg, ale nie bardzo wiedział, jak to trzeba zrobić, złapali go Sowieci, przywiązali do pancerza, jako osłonę i tak do Grodna wjechali" - mówił.
Broniło się również Wilno, jednak według historyka "obrona była improwizowana, ale stoczono walki, które dzisiaj są chlubą - dwa tygodnie broniło się zgrupowanie Korpusu Ochrony Pogranicza gen. bryg. Wilhelma Orlika–Ruckemanna, które wycofując się dotarło aż na tereny lubelskie".
Wspominał również o bitwie pod Jabłonią i o bitwie pod Wytycznem, która była ostatnią walką generała Franciszka
Kleeberga, który, jak opowiadał profesor Wysocki "na przemian walczył z Niemcami i z Sowietami, podrzucając obu stronom jeńców, żeby się nie obarczać samemu. I pamiętajmy, że w ostatniej walce wiadomo było, że amunicji jest na jeden bój, że więcej walczyć nie można".
Prof. Wiesław Wysocki opowiedział też historię jeńców sowieckich, którzy zgłosili się, by walczyć po stronie polskiej. "Około stu pięćdziesięciu zostało przyjętych do wojska i oni walczyli. I do dziś nie wiemy, co się z nimi stało. Bo jeżeli dostali się do niewoli niemieckiej, to zostali na pewno odesłani Sowietom. Natomiast jeżeli trafili bezpośrednio do Sowietów, to ten sam los ich pewnie czekał. W każdym razie do dziś nie wiadomo, co stało się z tymi żołnierzami – ochotnikami, którzy pod naszymi rozkazami w ostatniej bitwie walczyli" - tłumaczył.
Zdaniem historyka nie można też nie wspomnieć o obronie Lwowa, którą dowodził gen. Władysław Aleksander Langner. Generał poddał się Rosjanom, a jego żołnierze, według historyka "zapłacili najwyższą cenę, bo Sowieci nie respektowali żadnych układów i ostatecznie wszyscy skończyli jak większość oficerów w Sowietach, czyli na sposób katyński, w tych wielkich dołach śmierci".