„Pewnego razu byłam ja, Weronika” – oryginalny tytuł filmu Marcelo Gomesa sugeruje, że mamy do czynienia ze współczesną baśnią. Polski – „Wszyscy mężczyźni Weroniki” – kładzie nacisk na uczuciowe życie bohaterki. Oba punkty widzenia w filmie łączą się bezkolizyjnie.

Tytułowa Weronika zbliża się do trzydziestki, pracuje jako lekarz w klinice w Recife, ale swojej pracy szczerze nienawidzi. Nie jest w stanie pomagać ludziom, gdy sama musi mierzyć się z własnymi problemami. Nie umie zaangażować się emocjonalnie ani w związki z mężczyznami oparte niemal wyłącznie na pożądaniu i seksie, ani w relacje z przyjaciółkami. Jedyną osobą, którą kocha prawdziwie, jest jej starzejący się, schorowany ojciec. Swoje zwierzenia Weronika nagrywa na dyktafon, trochę tak, jakby sama sobie stawiała lekarską diagnozę. „Jestem niepewna życia” – mówi – „przerażona przyszłością”. Szuka swojego miejsca na świecie, na oślep, po omacku, nie do końca przekonana, czy na zmiany nie jest już za późno.

Część krytyków zobaczyła w filmie Gomesa opowieść o kryzysie kobiecości, ale historia Weroniki jest zdecydowanie bardziej uniwersalna. Rzecz wszak nie w płci czy wieku – rozterki Weroniki i to bolesne uczucie, gdy oczekiwania i wyobrażenia mijają się z rzeczywistością, zna przecież każdy. Zresztą mimo ambicji brazylijskiemu reżyserowi nie udało się opowiedzieć na ten temat nic nowego – Weronika mogłaby zgubić się w tłumie inteligentnych looserów zaludniających kolejne sundance’owe produkcje. I choć filmowi Gomesa nie sposób odmówić specyficznego wdzięku, przed banałem ratuje go wyłącznie świetna tytułowa rola Hermili Guedes.

Wszyscy mężczyźni Weroniki | Brazylia, Francja 2012 | reżyseria: Marcelo Gomes | dystrybucja: AP Manana | czas: 91 min | Recenzja: Jakub Demiańczuk | Ocena: 3 / 6