Komiksowa seria „Baśnie” odniosła ogromny sukces, co pociągnęło za sobą powstanie trzech zbliżonych tematycznie seriali i kilku zainspirowanych nią hollywoodzkich filmów.

W Polsce komiks pozostaje medium niszowym, stąd podczas gdy miłośnicy filmów i seriali jedynie obserwują wzmożone zainteresowanie wielkiego i małego ekranu motywami baśniowymi, fani historii obrazkowych doskonale zdają sobie sprawę z tego, co leży u podstaw tego nowego trendu. Bo że mamy do czynienia z pewnym kinowym i telewizyjnym nurtem, nie sposób zaprzeczyć. W 2010 roku kinami rządziła „Alicja w Krainie Czarów” Tima Burtona, rok później na mały ekran trafiły seriale „Dawno, dawno temu” oraz „Grimm”, w 2012 roku doszło do filmowego starcia dwóch Śnieżek: „Królewny Śnieżki i Łowcy” z Kristen Stewart i Chrisem Hemsworthem oraz „Królewny Śnieżki” w reżyserii Tarsema Singha z Lily Collins i Julią Roberts jako Złą Królową. W lutym tego roku z kolei oglądaliśmy krwawych Jasia i Małgosię, a więc „Hansela i Gretel: Łowców czarownic”, w marcu uwspółcześnioną historię o Jasiu i magicznej fasoli („Jack pogromca olbrzymów” Bryana Singera), na małym ekranie pojawił się zaś spin-off „Dawno, dawno temu” – „Once Upon a Time in Wonderland”.

Na tym nie koniec, kolejne obrazy są w produkcji, w 2014 roku zobaczymy między innymi Angelinę Jolie jako tytułową „Czarownicę”. U podstaw tego ogromnego poruszenia leży zaś niepozorny stosik komiksów, składających się na serię „Baśnie”. Ich bohaterami są Królewna Śnieżka oraz jej siostra Róża, Książę Uroczy, Pinokio, Muchołap, czyli były książę zaklęty w żabę, Wielki Zły Wilk, Piękna i Bestia, Sindbad, Sinobrody, Jaś od magicznej fasoli i wiele, wiele innych postaci znanych z bajek, baśni, rymowanek i ludowych podań. Pomysłodawca i scenarzysta cyklu, Bill Willingham nie wziął się jednak wyłącznie za uwspółcześnianie znanych wszystkim historyjek. Odniósł sukces, łącząc stare z nowym, a więc biorąc popularne postacie wraz z ich bogatą przeszłością i opisując ich losy po tym, gdy w książkach zazwyczaj czytamy: „Żyli długo i szczęśliwie”.

W tej wersji wprawdzie „długo” rzeczywiście oznacza setki czy tysiące lat, gorzej z drugą częścią cytatu. Baśniowe postacie nie żyją w swoich domach, a w dzielnicy Nowego Jorku zwanej Baśniogrodem, gdzie schronili się przed gnębiącym ich światy Adwersarzem – tyranem, który podbił wszystkie magiczne krainy, mordując miliony i wprowadzając okrutne rządy. W komiksach poznajemy ich jako zagubione, częstokroć przepełnione goryczą i tęsknotą za Stronami Rodzinnymi, a także strachem przed kolejnym atakiem cienie samych siebie, próbujące ułożyć sobie życie wśród Docześniaków, czyli nas, zwykłych ludzi. Dominuje atmosfera grozy, pierwszy album „Na wygnaniu” to w zasadzie opowieść kryminalna z brutalnym morderstwem w tle, czwarty i jak dotąd najlepszy tom serii „Marsz drewnianych żołnierzyków” opisuje zaś brutalny atak na Baśniogród. Trup ściele się gęsto, krew leje strumieniami, co rusz ktoś traci głowę, niekiedy zaś zmuszony jest zbierać swoje wnętrzności z ziemi. Willingham wyraźnie ciągnął w stronę horroru, wracając tym samym do pierwszych wersji baśni, w których Wielki Zły Wilk to nie zdmuchujący świnkom domki pocieszny futrzak, ale żądne krwi dzikie monstrum. W budowaniu atmosfery pomagały świetne rysunki Marka Buckinghama, łączące w sobie z jednej strony estetykę bajkową, w drugiej zaś grozę i realizm opisywanych historii.

Dzięki nim „Baśnie” to nie tylko jedna z najlepszych scenariuszowo, ale także wizualnie serii komiksowych na rynku. Kluczem do sukcesu było jednak co innego. Geniusz Willinghama nie objawia się w tym, co opowiada; tutaj bywało różnie, seria, jak każda dłużej trwająca historia obrazkowa, momentami nabierała cech telenoweli, gdzie zamiast posuwać akcję do przodu, skupiano się na mnożeniu romansów i konfliktów między bohaterami. Tym, co czyni „Baśnie” wartymi uwagi, od pierwszego aż do dwunastego opublikowanego właśnie w Polsce albumu, są postacie. Zbudowane na znanych nam fundamentach klasycznych opowieści, zostały ożywione i rozbudowane, stały się mniej jednoznaczne (najciekawszy jest zdecydowanie Bigby – czyli Wielki Zły Wilk), a dobro przemieszało się ze złem (prawdziwa tożsamość Adwersarza może niektórych zszokować) – wreszcie ci bohaterowie stali się bardziej ludzcy, a przez to ciekawi. Aż chce się wiedzieć, co się z nimi dalej stanie, choćby i seria miała się jeszcze ciągnąć przez trzydzieści tomów.

Co nie jest wykluczone, bo po latach starań i podchodów wreszcie ruszyć mają prace nad kinową wersją „Baśni”. Próbowano już wcześniej – seria Willinghama od lat podbija rynek komiksowy, w sumie zgarniając aż dwanaście prestiżowych Nagród Eisnera, co nie uszło uwadze kinowych i telewizyjnych producentów. Kilka razy projekt jednak nie wypalił, skutkiem ubocznym było powstanie choćby „Dawno, dawno temu”, który to serial oficjalnie dziełem Willinghama inspirowany nie jest, nie sposób jednak nie dostrzec podobieństw. Tym razem być może obejdzie się bez podróbek, a jeżeli taki film w końcu trafi do kin, a komiksowa seria z pewnością będzie rozwijać się długo i szczęśliwie. No, może nie dla bohaterów.

„Czasy mroku” , dwunasty tom serii „Baśnie” ze scenariuszem Billa Willinghama i ilustracjami Marka Buckinghmama, ukazał się właśnie nakładem wydawnictwa Egmont