„Molier na rowerze” to emocjonalne Tour de France. Na przemian szlachetna i nikczemna rywalizacja dwóch gigantów ma w sobie dynamikę znaną z „Wyścigu” Rona Howarda. Różnica polega na tym, że w tym pojedynku słowa liczą się bardziej niż czyny, a stawkę konfrontacji stanowi powodzenie sztuki Moliera.

Spierający się o inscenizację „Mizantropa” bohaterowie bardzo szybko zdradzają przed nami swoje strategie. Inicjator projektu Gauthier Valence pozuje na sentymentalnego idealistę, podczas gdy jego przyjaciel Serge Tanneur doskonale czuje się w skórze cynika. Świadkujący tej skomplikowanej relacji Le Guay potwierdza reżyserską formę. „Molier…” to film jeszcze lepszy niż znane z naszych ekranów „Kobiety z 6. piętra”. Oba tytuły łączy ze sobą choćby wątek przychylnego spojrzenia na postacie imigrantów. W „Kobietach…” hiszpańskie pokojówki wprowadzały odrobinę zamętu w życie paryskiego burżuja.

W „Molierze…” pojawienie się włoskiej piękności zmusza bohaterów do zrzucenia masek i odsłonięcia swej prawdziwej natury. Za sprawą Franceski spór o klasykę literatury przeistacza się w konflikt dwóch drapieżnych samców. Le Guay – wzorem autora „Mizantropa” – obserwuje emocjonalną kraksę bohaterów z mieszaniną rozbawienia i współczucia. Przy okazji zręcznie omija dramaturgiczne pułapki i umieszcza metę filmowego wyścigu z dala od słodkiego happy endu.

Molier na rowerze | Francja 2013 | reżyseria: Philippe Le Guay | dystrybucja: Against Gravity | czas: 104 min | Recenzja: Piotr Czerkawski | Ocena: 4 / 6