TEATR POLSKI | Jedni zerwali się do owacji, drudzy manifestowali niezgodę na przedstawienie Dana Jemmetta. „Szkoda, że jest nierządnicą” dzieli widzów. Ja jestem jak najbardziej za
Brytyjski artysta należy do cudzoziemskiego zaciągu reżyserów, którzy wraz z początkiem dyrekcji Andrzeja Seweryna zaczęli pracę w Polskim. Należy do nich choćby Ivan Alexandre – to jemu zawdzięczamy niedocenionego „Cyda” Corneille’a jako historyczną, a mimo to zaskakująco świeżą rekonstrukcję. No i Jacques Lassalle, tyle że on pracował wcześniej z wielkimi sukcesami w Narodowym. Najwcześniej jednak dał się poznać jako inscenizator „Mizantropa” i „Don Juana” Moliera z tytułowymi rolami polskiego aktora. Wiadomo zresztą, że Seweryna i Lassalle’a poza teatrem połączyła najprawdziwsza przyjaźń.
Dan Jemmett ma w tym zestawieniu szczególne miejsce. Najpierw pokazał Warszawie swoją wizję „Wieczoru Trzech Króli” Szekspira, brutalnie zderzając świat klasycznego kanonu z banałem pop współczesności. Wyostrzył i tak chwilami dosadny humor komedii autora „Hamleta”, kazał aktorom jak najmocniej akcentować emocje bohaterów. Potem zaś zmierzył się z „Burzą”, partię Prospera powierzając Sewerynowi. I sądząc po reakcji krytyków, przegrał, chociaż nie zgadzam się z tą oceną. W interpretacji Jemmetta wielki mag stał się zgorzkniałym, popijającym whisky z gwinta kloszardem, co to już dawno złamał czarodziejską różdżkę, o ile kiedykolwiek ją w ogóle miał. Świat tej „Burzy” został zdegradowany, pozbawiony obecnej w dziele Szekspira wiary w siłę iluzji. W „Burzy” z Polskiego została szara, skwiercząca rzeczywistość. Prawda, że czasem celowo przerysowana.
Pozostało
86%
treści
Materiał chroniony prawem autorskim - wszelkie prawa zastrzeżone. Dalsze rozpowszechnianie artykułu za zgodą wydawcy INFOR PL S.A. Kup licencję
Powiązane
Reklama