Startuje serial o Eugeniuszu Bodo. Ukazały się też zestaw jego przebojów na płycie oraz książki. Przypominają, jak wyjątkowym był aktorem i artystą estradowym
Startuje serial o Eugeniuszu Bodo. Ukazały się też zestaw jego przebojów na płycie oraz książki. Przypominają, jak wyjątkowym był aktorem i artystą estradowym
/>
W niedzielę 6 marca TVP 1 pokaże pierwszy odcinek serialu o Eugeniuszu Bodo. W „Bodo” głównego bohatera gra dwójka aktorów: Antek Królikowski (młody Bodo) i Tomasz Schuchardt (starszy). Na ekranie pojawiają się też m.in.: Roma Gąsiorowska (Zula Pogorzelska), Filip Bobek (Aleksander Żabczyński) i Bartłomiej Kotschedoff (Adolf Dymsza). Trzynastoodcinkowa seria wypełniona jest szlagierami rozsławionymi przez Bodo przed II wojną światową.
Nie brakuje ich też na wydanej niedawno płycie „Już taki jestem zimny drań” (Warner Music). Są na niej tanga, fokstroty i walc pokazujące szerokie możliwości wokalne Eugeniusza. Ukazały się także trzy książki: wznowienie biografii „Eugeniusz Bodo. Już taki jestem zimny drań” Ryszarda Wolańskiego, „Bodo wśród gwiazd” Anny Mieszkowskiej oraz „Bodo i jego burzliwe romanse” Iwony Kienzler. Z kolei jutro (5.03) łódzkie Kino Bodo organizuje specjalny wieczór z jego filmami. Pokazane zostaną: „Za winy niepopełnione – Eugeniusz Bodo”, „Czarna perła” oraz „Pieśniarz Warszawy”.
Bodo zaczyna śpiewać
Zanim urodzony w 1899 roku Bogdan Eugene Junod został gwiazdą kina, był już uznanym mistrzem kabaretu i estrady. Już jako dziecko występował na deskach prowadzonego przez jego ojca kinoteatru Urania w Łodzi, jednego z pierwszych w Polsce. W wieku 18 lat przeniósł się (a właściwie uciekł z domu) do Poznania i występował w teatrze Apollo. Potem przez Lublin trafił do Warszawy.
Tu przyjął pseudonim Bodo i zaciągnął się do słynnego kabaretu Qui Pro Quo. Przyjmował go do niego kompozytor i dziennikarz Jerzy Boczkowski. Rozmowa obu panów wyglądała tak (za „Eugeniusz Bodo. Już taki jestem zimny drań”): „Pan Bodo, czy pan śpiewa?/ Tak jest, śpiewam./ Czy ma pan przy sobie nuty?/ Nie, nie mam./ No to może pan jutro przyniesie nuty i zaśpiewa cokolwiek./ Ja nie śpiewam piosenek./ Jak to pan nie śpiewa?/ Ja robię piosenki”. Faktycznie, jak wspominał w jednym z wywiadów kompozytor najczęściej współpracujący potem z Bodo, Henryk Wars: „Bodo uczył się piosenek, korzystając z pomocy pianisty, bo nie znał nut”.
Nie przeszkodziło mu to być gwiazdą Qui Pro Quo przez siedem sezonów (z przerwami). W kabarecie poznał takie gwiazdy, jak: Hanka Ordonówna, Mieczysław Fogg, Mira Zimińska, Zula Pogorzelska, Adolf Dymsza czy Tadeusz Olsza. Bodo z powodzeniem tańczył, śpiewał i parodiował, zawsze pełen wdzięku i elegancji. Jak twierdził Ludwik Sempoliński, Bodo był bardzo muzykalny, choć głosu nie miał nadzwyczajnego. Rozkwit kariery Bodo nastąpił jeszcze mocniej, po tym jak w połowie lat 20. trafił do kina.
Pieśniarz Warszawy
Jednym z jego pierwszych wielkich przebojów została piosenka „Titine”. Do francuskiego szlagieru polski tekst napisał Andrzej Włast. Miarą przebojowości „Titine” według Bodo były zeszyty z nutami, które szybko trafiły do sklepów. Takie wydawnictwa były wtedy naturalną formą promocji piosenki. Podczas II wojny z hitu skorzystał Sempoliński, przerabiając go w antyniemiecki song „Wąsik, ach, ten wąsik”. Najwięcej przebojów Bodo wylansował jednak w kinie. O jego początkach Ryszard Wolański mówił w Polskim Radiu: „W naszej świadomości Bodo funkcjonuje przede wszystkim jako aktor. Ale on najpierw był artystą kabaretowym, śpiewakiem operetkowym. Kino było rzeczą wtórną. Bodo pierwszy raz w filmie zagrał w 1925 roku. I to był film niemy. Kilka następnych filmów było także niemych. On nie traktował jeszcze wtedy kina jako swojej podstawowej muzy. Ta muza objawiła mu się wtedy, gdy mógł na ekranie zaśpiewać to, co mógł śpiewać na estradzie”.
A w filmach śpiewał na przykład przeboje „Sex appeal” i „Umówiłem się z nią na dziewiątą” (obraz „Piętro wyżej”). „Sex appeal” Bodo brawurowo wykonał w filmie w kobiecym przebraniu. Drugi numer przypomniał Roman Polański w „Pianiście”. W jednej ze scen w kawiarni podczas II wojny gra go na pianinie Władysław Szpilman.
Inny wielki przebój, „Już taki jestem zimny drań”, Bodo wylansował w filmie „Pieśniarz Warszawy” z 1934 roku, który też współprodukował i do którego napisał scenariusz (jak do wielu filmów, w których wystąpił). Doskonale wykonał go w jednej z pierwszych scen, grając upitego jegomościa. Nie gorzej zaśpiewał tę piosenkę też zresztą kilkadziesiąt minut później, w finale filmu, na scenie w towarzystwie grupy tancerek. „Już taki jestem zimny drań” wykonywał też później chociażby Mieczysław Fogg. Zresztą ówczesna prasa wiele razy porównywała obu śpiewaków. Cytowany przez Wolańskiego tygodnik „Świat” pisał: „Trudno któremuś z nich przyznać pierwsze miejsce. Dykcja obu jest nieskazitelna, a co Fogg zyskuje swym ładnym głosem, to Bodo wyrównuje subtelną interpretacją. Jednem słowem – Fogo śpiewa, Bodo się wczuwa”.
Niezapomniany duet w kinie tworzył z Adolfem Dymszą. Z nim też zaśpiewał słynne „Ach, śpij, kochanie” (w filmie „Paweł i Gaweł”). Jedną z najważniejszych piosenek napisanych dla Bodo była jednak „Dwa pocałunki” z filmu „Dwa dni w raju” ze słowami Jerzego Waldena. Utwór jest ważny, bo mówi o wielkiej miłości Bodo do matki (drugą część swojego pseudonimu zaczerpnął z pierwszych liter jej imienia Dorota). Fragment piosenki brzmi tak: „Dwa pocałunki, na które ceny żadnej nie ma/ Dwa pocałunki znam:/ Twój i mej matki/ Nic nie ma poza wami dwiema/ I dla was życie dam”.
Wielka rewia
Wiele przebojów Bodo wydawała wtedy na płytach największa polska przedwojenna firma fonograficzna Syrena Rekord. Jednym z szefów wytwórni był Henryk Wars, który napisał muzykę do ponad połowy filmów Bodo. Krążki sprzedawały się znakomicie, bo Bodo był wtedy, używając współczesnego języka, gwiazdą popkultury. Był rozchwytywany nie tylko na scenie, lecz także na rynku reklamowym. Chwalił buty, marynarki, krawaty, kapelusze, pastę do zębów, „Przegląd Sportowy”, nuty. W marcu 1939 roku otworzył własny lokal w Warszawie – Cafe Bodo. W czasie wojny kelnerką była tam m.in. Mieczysława Ćwiklińska.
Po wybuchu wojny Eugeniusz Bodo wyjechał do Lwowa. Na Wschodzie ponownie połączył siły z Henrykiem Warsem, dołączając do jego zespołu Tea-Jazz. Zjeździł z nim Kraj Rad, zdobył publiczność w Moskwie, puszczało go tamtejsze radio. W 1941 roku kariera Bodo się skończyła, został aresztowany przez NKWD we Lwowie. Zmarł w łagrze dwa lata później.
Po zakończeniu II wojny, w zasadzie do lat 70., niespecjalnie przypominano postać Bodo, przy okazji fałszując przyczyny jego śmierci. O prawdziwych jej okolicznościach zaczęto pisać w książkach dopiero w połowie lat 70. W 1977 roku ukazała się wreszcie jego muzyka, ale tylko w postaci skromnej pocztówki dźwiękowej z jego utworami „Tyle miłości” i „Złociste włoski”. Jego szlagiery przypominali po wojnie różni artyści sceny, m.in.: Zbigniew Kurtycz, Bohdan Łazuka, Anna Jantar, Barbara Rylska.
Dziś za sprawą serialu postać Bodo ponownie wraca do popkultury. Jego życie ktoś nazwał wielką rewią. Faktycznie mało która gwiazda polskiej muzyki i kina ma zarazem tak barwną i tak dramatyczną biografię.
Materiał chroniony prawem autorskim - wszelkie prawa zastrzeżone. Dalsze rozpowszechnianie artykułu za zgodą wydawcy INFOR PL S.A. Kup licencję
Reklama
Reklama