„Tysiąc i jedna noc” Miguela Gomesa najlepsza jest wtedy, gdy nie wstydzi się swojej ludyczności, dokonuje karnawałowego odwrócenia ról i jawnie kpi z możnych tego świata
„Tysiąc i jedna noc” Miguela Gomesa najlepsza jest wtedy, gdy nie wstydzi się swojej ludyczności, dokonuje karnawałowego odwrócenia ról i jawnie kpi z możnych tego świata
Tysiąc i jedna noc” Miguela Gomesa zyskała zasłużoną sławę jednego z największych wydarzeń zeszłorocznego festiwalu w Cannes, a potem zrobiła furorę na wrocławskim festiwalu Nowe Horyzonty. Eksperymentatorowi, znanemu w Polsce głównie za sprawą nakręconego w 2012 roku „Tabu”, z powodzeniem udało się połączyć baśniową niezwykłość z dokumentalną rejestracją rzeczywistości. W „Tysiącu...” snute przez Szeherezadę opowieści nie dotyczą świata arabskiego, lecz współczesnej, pogrążonej w kryzysie Portugalii. Reżyser oddaje głos zwykłym obywatelom cierpiącym z powodu błędnych decyzji polityków. Przyjęcie tej perspektywy sprawia, że „Tysiąc...” pozostaje przepełniony gniewem, który bywa jednak neutralizowany przez rubaszny humor i – współdzieloną z literackim pierwowzorem – wiarę w oczyszczającą moc sztuki.
Nietypowy pomysł Gomesa wyda się bardziej zrozumiały, gdy wpiszemy go w kontekst dotychczasowej kariery reżysera. Skłonność do przeplatania realizmu i groteski towarzyszy temu twórcy już od czasu pełnometrażowego debiutu. W „Twarzy, na którą zasłużyłeś” Portugalczyk opowiada historię trzydziestoletniego mężczyzny, który dezerteruje z urodzinowej imprezy i ucieka do odrealnionej krainy dzieciństwa. Już wówczas w kinie Gomesa zaznacza się także skłonność do zabawy archetypami i klasycznymi tekstami kultury. Nie bez powodu baśniowe fragmenty „Twarzy...” wydają się wyraźnie inspirowane „Królewną Śnieżką i siedmioma krasnoludkami”. Zapoczątkowaną w debiucie strategię reżyser rozwinął w kolejnym filmie – prezentowanym na festiwalu w Cannes – „Naszym ukochanym sierpniu”. Połączenie folklorystycznego dokumentu z wariacją na temat historii „Romea i Julii” z dzisiejszej perspektywy można czytać jako ćwiczenie stylistyczne stanowiące zapowiedź monumentalnego „Tysiąca....”. W międzyczasie Gomes zdążył jednak jeszcze odnieść ogromny sukces za sprawą wspomnianego „Tabu”. W nagrodzonym na Berlinale pastiszu klasycznego melodramatu rozpad pojedynczego związku został mistrzowsko zestawiony z upadkiem portugalskiego imperium kolonialnego.
W porównaniu z eleganckim „Tabu”, „Tysiąc...” wydaje się filmem znacznie trudniejszym do okiełznania. Złożona z części „Niespokojny”, „Opuszczony” i „Oczarowany”, trwająca około sześciu godzin trylogia bywa nużąca i manieryczna. Ma jednak swoje autentycznie wielkie momenty. Najnowsze filmy Gomesa są najlepsze wtedy, gdy nie wstydzą się swojej ludyczności, dokonują karnawałowego odwrócenia ról i jawnie kpią z możnych tego świata. Pierwszą z tego rodzaju scen odnajdziemy już na samym początku „Niespokojnego”. Widzimy w niej grono unijnych urzędników, którzy spotykają się, by porozmawiać o uderzających w Portugalię sankcjach. Początkowo decydenci są surowi i nieprzejednani. W pewnym momencie spotykają jednak tajemniczego szamana oferującego im środek na potencję. Pod wpływem specyfiku bohaterowie momentalnie zyskują dobry humor i są gotowi umorzyć portugalskie długi. Tego rodzaju rubaszny humor – budzący wyraźne skojarzenia z „Kwiatem tysiąca i jednej nocy” Pasoliniego – powraca również w „Opuszczonym”. W tej części prawdziwy majstersztyk stanowi sekwencja coraz bardziej absurdalnego procesu sądowego. Komplikująca się z każdą chwilą intryga stanowi celną i dowcipną metaforę panującego w Portugalii chaosu. W wieńczącym projekt „Oczarowanym” frywolny nastrój poprzednich części zostaje odrobinę stonowany, a ozdobę filmu stanowi klasyczna, pełna baśniowego uroku sekwencja z życia Szeherezady.
Mimo że wszystkie części „Tysiąca...” mocno różnią się od siebie nawzajem, spoiwo między nimi stanowi – widoczna już w poprzednich filmach twórcy „Tabu” – radość płynąca ze snucia narracji. W najnowszym projekcie reżysera wydaje się ona istotna tym bardziej, że pozwala jednostkom wykluczonym i zepchniętym na margines społeczeństwa odzyskać podmiotowość, wytworzyć poczucie wspólnoty i skorygować niesprawiedliwą rzeczywistość. Gomes zdradza się z głęboką wiarą, że Portugalczycy – niczym Szeherezada – będą w stanie przetrwać kryzysową sytuację właśnie dzięki umiejętności opowiadania historii.
Tysiąc i jedna noc, część 1. Niespokojny | Portugalia, Francja, Niemcy, Szwajcaria 2015 | reżyseria: Miguel Gomes | dystrybucja: Stowarzyszenie Nowe Horyzonty | czas: 125 min | w kinach od 26 lutego, premiery kolejnych części 4 i 11 marca
Materiał chroniony prawem autorskim - wszelkie prawa zastrzeżone. Dalsze rozpowszechnianie artykułu za zgodą wydawcy INFOR PL S.A. Kup licencję
Reklama
Reklama