Odkrywanie pisarstwa Stanisławy Przybyszewskiej może być fascynującą, choć ekstrawagancką i niebezpieczną podróżą. Zacznijcie od „Cyrografu na własnej skórze”
Odkrywanie pisarstwa Stanisławy Przybyszewskiej może być fascynującą, choć ekstrawagancką i niebezpieczną podróżą. Zacznijcie od „Cyrografu na własnej skórze”
/>
Wlistach Franza Kafki („Listy do rodziny, przyjaciół, wydawców”, W.A.B. 2013), układających się w osobliwą opowieść o jego życiu, można odnaleźć pewien dość szokujący punkt przełomowy. Oto pisarz dowiaduje się, że jest chory na gruźlicę, chory nieuleczalnie. Jak reaguje? Wybuchem radości. Wreszcie zyskuje niepodważalne alibi dla swojego pisarstwa, uwalnia się z więzów. Jako człowiek skazany na śmierć nie musi robić już nic więcej poza tworzeniem literatury: nie musi pracować zarobkowo, nie musi podporządkowywać się rodzinie, nie musi kochać.
Ta (nie)wesoła historia towarzyszyła mi gdzieś z tyłu głowy, gdy czytałem „Cyrograf na własnej skórze”, zbiór nigdy wcześniej niepublikowanych opowiadań Stanisławy Przybyszewskiej (1901–1935), jednej z najciekawszych, najważniejszych (i zarazem najskuteczniej zapomnianych) polskich pisarek XX wieku. Przybyszewska – trochę jak Kafka – również stopniowo wyzbywała się kontaktów ze światem, w konsekwencji własnych decyzji żyła w biedzie i niemal pustelniczo w Wolnym Mieście Gdańsku, z zakonnym, metodycznym uporem (przerywanym wszelako morfinistycznymi snami na jawie) pisząc dramaty, powieści, opowiadania i setki listów. A że – znowu podobnie jak Kafka – była perfekcjonistką narzucającą sobie prawie niedosiężne standardy twórcze, rzadko kończyła to, co zaczęła. Praktycznie jedynym dużym tekstem, który sfinalizowała, był dramat „Sprawa Dantona” (1929), drobiazgowa, wyrafinowana psychologicznie rekonstrukcja kluczowych dla rewolucji francuskiej wydarzeń związanych z kulminacją jakobińskiego terroru. Znamy tę sztukę głównie z ekranizacji w reżyserii Andrzeja Wajdy („Danton”, 1983) – film to znakomity, ale przesuwający akcenty wbrew intencjom autorki.
Przybyszewska – nieślubna córka findesieclowego skandalisty Stanisława Przybyszewskiego i najbardziej utalentowane z jego sześciorga rozsianych po Europie dzieci – miała predyspozycje, by zostać królową życia i obywatelką świata: biegle znała języki, była świetnie wykształcona, uderzała inteligencją i urodą. Miała też jednak świadomość swobody wyboru swojego losu – i z tej swobody skorzystała. Odrzuciwszy zbędny balast, obsesyjnie poświęciła się literackim studiom nad nowoczesną cywilizacją, a przede wszystkim nad tym, co uważała za owej cywilizacji moment krytyczny: nad rewolucją.
Wybitna angielska pisarka historyczna Hilary Mantel napisała kiedyś o Przybyszewskiej, że „umarła na Robespierre’a”. W lapidarnym skrócie – to chyba prawda. Autorka „Sprawy Dantona” wbrew tradycji, która przypisała mu rolę zbrodniarza i terrorysty, darzyła tego drobnego człowieczka o ospowatej twarzy głęboką miłością. Ale jej stosunek do rewolucji nie był apologetyczny, raczej paradoksalny – widać to zarówno w słynnym dramacie, jak i w tych opowiadaniach: Przybyszewska doskonale rozumiała mechanizmy społecznych przewrotów, które bez litości pożerają własne potomstwo. Fascynował ją jednak ten mesjanistyczny motyw poświęcenia dla sprawy – uważała go raczej perwersyjnie za najczystszy przejaw człowieczeństwa uwolnionego od praw natury. Rozumiała również, w jaki sposób działał konserwatywny kapitalizm jej epoki – i gdzie w tym systemie było miejsce dla wykształconej, niezależnej kobiety. Nigdzie, o ile cynicznie nie znalazła dostępu do portfela będącego własnością bogatego mężczyzny.
Trzeba naturalnie pamiętać, że „Cyrograf na własnej skórze” zawiera teksty niedokończone – pełne idiosynkrazji, manieryzmów, błędów, które byłyby zapewne usunięte w wersjach ostatecznych. Niemniej jest to pisarstwo fascynujące. Jednocześnie awangardowe i zdyscyplinowane, przenikliwe i gorzko fatalistyczne, przesycone niepokojącym duchem europejskiego, nie zaś siermiężnego polskiego modernizmu. Ze wszech miar warte odkrycia.
Mam jeszcze uwagę na koniec: skoro nad tą edycją pracował cały zespół redaktorek, mogły się one pokusić o wyczerpujący krytyczny wstęp albo posłowie. Bardzo brakuje bowiem „Cyrografowi...” tekstu towarzyszącego, który próbowałby osadzić te opowiadania w jakimś szerszym kulturowym i biograficznym kontekście.
Cyrograf na własnej skórze | Stanisława Przybyszewska | red. Dagmara Binkowska z zespołem | Fundacja Terytoria Książki 2015
Materiał chroniony prawem autorskim - wszelkie prawa zastrzeżone. Dalsze rozpowszechnianie artykułu za zgodą wydawcy INFOR PL S.A. Kup licencję
Reklama
Reklama