„Most szpiegów” to hollywoodzkie widowisko w starym stylu: szlachetne i eleganckie. Nikt dziś nie kręci podobnych filmów lepiej niż Steven Spielberg
Dziennik Gazeta Prawna
Nowojorski prawnik James B. Donovan zapisał się na kartach historii, gdy podjął się – z urzędu – obrony radzieckiego szpiega Rudolfa Abla: nieskutecznej, choć ocalił go wówczas od kary śmierci. Kilka lat później obaj mieli odegrać ważną rolę w zimnowojennej wymianie jeńców. Donovan prowadził we wschodnim Berlinie negocjacje z Sowietami w sprawie uwolnienia pilota samolotu szpiegowskiego U-2 zestrzelonego nad ZSRR w zamian właśnie za Abla. „Myślę, że od kiedy pracuję w tym sądzie, nikt nie podjął się zadania równie trudnego i wymagającego poświęcenia”, komplementował Donovana prezes Sądu Najwyższego Earl Warren.
Rzeczywiście, misja Donovana – choć jej opis brzmi niczym streszczenie powieści Johna le Carrégo – nie jest szarpiącą nerwy agenturalną rozgrywką. To żmudna, czasochłonna, niewdzięczna praca. „Most szpiegów” ma w związku z tym raczej spokojne tempo, akcja rozgrywa się przede wszystkim w salach sądowych i gabinetach komunistycznych aparatczyków. W końcu główny bohater karierę zaczynał jako prawnik od ubezpieczeń, w szpiegowską aferę zaangażowany został właściwie wbrew swojej woli. To klasyczny amerykański everyman postawiony w skrajnej sytuacji, podejmujący się trudnego zadania, dlatego że uważa je za słuszne, a nie dlatego, że głęboko wierzy w jego powodzenie. Spielberg nie mógł do tej roli znaleźć lepszego aktora niż Tom Hanks. Jego Donovan jest niemal doskonale przeciętny, przez większość czasu wydaje się zagubiony w politycznej rozgrywce – a już z pewnością zagubiony na brudnych, odpychających ulicach podzielonego właśnie murem Berlina – ale w chwili próby emanuje siłą i spokojem.
Elegancki, starannie wystylizowany i z pięknymi zdjęciami Janusza Kamińskiego „Most szpiegów” ma wdzięk i siłę hollywoodzkiego kina w starym stylu, takiego, jakie niegdyś sygnowali Stanley Kramer, Sidney Lumet, a jeszcze wcześniej Frank Capra. Spielberg po mistrzowsku łączy dramat sądowy, szpiegowski i polityczny, a także – co w jego przypadku nie dziwi – zręcznie wplata w fabułę wątki familijne. Na dodatek w tej poważnej skądinąd opowieści odkrywa, dzięki podrasowanemu przez braci Coen scenariuszowi, spore pokładu humoru, w znacznej mierze wynikającego z absurdów życia w komunistycznym reżimie.
„Most szpiegów” idealnie wpisuje się w poważną część filmografii Spielberga. Reżyser niemal od samego początku kariery konsekwentnie buduje mit Człowieka: szlachetnego, niezłomnego, skłonnego do poświęceń. Wierzy, że nie wszystkie wartości zostały jeszcze sprzedane i sprofanowane – nawet jeśli po przykłady musi sięgać, jak tutaj, do czasów zimnej wojny. Ta wiara może nam wydawać się naiwna, ale przecież czasami potrzebujemy kogoś, kto przypomni, że nawet w najpodlejszych czasach znajdą się ludzie pokroju Donovana.
Most szpiegów | USA 2015 | reżyseria: Steven Spielberg | dystrybucja: Imperial-Cinepix | czas: 141 min