Diagnoza współczesnych mediów w „Temacie na pierwszą stronę” Umberta Eco jest tyleż druzgocąca, ile dosyć banalna
Diagnoza współczesnych mediów w „Temacie na pierwszą stronę” Umberta Eco jest tyleż druzgocąca, ile dosyć banalna
/>
Czy nasi potomkowie będą mieli nam za złe, że w imię rynkowej wolności zarżnęliśmy wolną prasę? Że woleliśmy się karmić kretyństwem telewizji, a w internecie czytać o majtkach Dody i tłuc posty na Facebooku? Że wymusiliśmy naszymi wyborami na poważnych gazetach, by upadły albo zmieniły się w krzykliwe tabloidy? Nie, nasi potomkowie nie będą nam mieli tego za złe, bo to tak, jakbyśmy my mieli za złe naszym dziadom, że lokomotywę parową można dziś zobaczyć jedynie w muzeum kolejnictwa. Nie przypuszczam, by nasi potomkowie w ogóle wiedzieli, co to takiego – wolna prasa.
Najnowsza powieść Umberta Eco idzie śladem tego upadku. „Temat na pierwszą stronę” to złośliwa satyra na współczesne media. Cofamy się do roku 1992, gdy najwięksi pesymiści nie wyobrażali sobie, że gazety i tygodniki staną się kiedyś gatunkiem zagrożonym, na granicy wymarcia. Narrator powieści, Colonna, starzejący się nieudaczny dziennikarz, dorywczy ghostwriter, zapoznany intelektualista i erudyta („Przegrani, podobnie jak samoucy, wiedzą zawsze więcej od ludzi sukcesu – powiada. – Bo żeby odnieść sukces, musisz wiedzieć jedno, nie tracić czasu na poznawanie wszystkiego. Satysfakcja płynąca z erudycji zastrzeżona jest dla przegranych. Im więcej ktoś wie, tym bardziej nie powiodło mu się w życiu”), otóż ów sfrustrowany mediolańczyk dostaje niespodziewaną propozycję: ma wziąć czynny udział w zakładaniu nowego tytułu prasowego.
Bezpośredni zleceniodawca, redaktor Simei, wyjaśnia Colonnie istotę sprawy – gazeta o znamiennym tytule „Jutro” będzie się opierać na założeniu, że wczorajsze wiadomości nikogo już nie interesują, natomiast te jutrzejsze już owszem. A zatem nowy dziennik będzie zamieszczał wyłącznie artykuły oparte na domniemaniach i hipotezach, sprzedawanych naturalnie jako czysta prawda, tyle że jeszcze niezaistniała. Ale i to jeszcze nie jest clou owego przedsięwzięcia – Simei twierdzi bowiem, że ukażą się jedynie numery zerowe „Jutra”; potem przerażeni politycy, biznesmeni i mafiosi zapłacą wydawcy duże pieniądze, by zamknął tytuł. Colonna jako ghostwriter ma na wszelki wypadek całą historię tego przekrętu opisać w książce, której oficjalnym autorem zostanie oczywiście Simei.
Pomysł Eco miał przedni, ale go w pełni nie wykorzystał – dość szybko narracja „Tematu na pierwszą stronę” skręca w stronę teorii spiskowych głoszonych przez jednego z zatrudnionych w redakcji dziennikarzy, niejakiego Braggadocia. Ów Braggadocio (nazwisko mówiące, w angielszczyźnie znaczy tyle co „gaduła, fanfaron”) snuje wizję ogólnoświatowego neofaszystowskiego podziemia, mającego pomagać CIA w zwalczaniu komunizmu. Ma zresztą rację – tajna organizacja Gladio rzeczywiście istniała we Włoszech. W jego wersji jako bonus występuje Benito Mussolini, który przeżył wojnę i via Watykan schronił się w Ameryce Południowej.
Problem w tym, że Eco poddaje nam pod rozwagę raczej banalne wnioski. Wiemy, że prasa, zamiast opisywać wydarzenia, lubi je kreować i oceniać; wiemy, że w rzeczywistości wolnego rynku także działają ośrodki propagandowe, a mainstreamowe media często nie tyle odkrywają tajemnice, ile starają się roztoczyć nad nimi zasłonę dymną. Jak również to, że gazety bezczelnie formatuje się pod odbiorcę, jednocześnie głęboko nim pogardzając. Czy jednak w połowie drugiej dekady XXI wieku koniecznie trzeba pisać satyryczną powieść, by wyartykułować te niezbyt odkrywcze prawdy? Wydaje się, że „Temat na pierwszą stronę”, jakkolwiek miejscami bardzo zabawny, to rzecz wygrzebana przez bolońskiego profesora z głębokiej szuflady swego biurka – przed ćwierćwieczem istotnie mogłaby zrobić wrażenie. ©?
Umberto Eco – wzloty i upadki
Co trzeba przeczytać...
● „Imię róży” (1980) – Prawdopodobnie sam Eco nie miał pojęcia, jak wielką karierę zrobi jego debiutancka powieść, unikalne połączenie kryminału z traktatem filozoficznym i teologicznym. Niedościgniony wzór dla wszystkich klonów Dana Browna.
● „Zapiski na pudełku od zapałek” (1993) – Eco felietonista w niczym nie ustępuje swoim wcieleniom naukowym i prozatorskim. A historia o jedzeniu w samolocie to mistrzostwo świata.
● „Wyspa Dnia Poprzedniego” (1994) – Erudycyjna powieść o epoce baroku musi być barokowa – i jest. Jest też mądra i melancholijna, chociaż wymaga od czytelnika sporej cierpliwości.
...a co sobie darować
● „Cmentarz w Pradze” (2010) – O „Protokołach Mędrców Syjonu” napisano wiele ciekawszych i zwyczajnie lepszych książek. Zrobił to choćby Janusz Tazbir.
● „Historia piękna” (2004) – Odcinanie kuponów od własnej kariery, czyli ilustrowany groch z kapustą dla ludzi, którzy nie czytają, ale meblują ściany eleganckimi tomami.
● „Tajemniczy płomień królowej Loany” (2004) – Miało być o kolekcjonerstwie jako metaforze życia, wyszło przegadane nudziarstwo.
Temat na pierwszą stronę | Umberto Eco | przeł. Krzysztof Żaboklicki | Noir sur Blanc 2015
Materiał chroniony prawem autorskim - wszelkie prawa zastrzeżone. Dalsze rozpowszechnianie artykułu za zgodą wydawcy INFOR PL S.A. Kup licencję
Reklama
Reklama