Polscy dokumentaliści Aneta Kopacz i Tomasz Śliwiński, autorzy filmów – „Joanna” i „Nasza klątwa” – mają szansę na Oscara w kategorii krótkometrażowego dokumentu
O kinie mówi się, że jest narzędziem do opowiadania historii. Historii, które mają wywoływać emocje. Filmowcy często boją się tych najprostszych, drzemiących w biografiach ludzi dookoła. To tam odnaleźli je dokumentaliści Aneta Kopacz i Tomasz Śliwiński, których filmy – „Joanna” i „Nasza klątwa” – mają szansę na Oscara w kategorii krótkometrażowego dokumentu. Rozdanie statuetek już w niedzielę
To nominacje wyjątkowe, bo konkurencja jest tutaj niezwykle silna. Nie ulega wątpliwości – oba filmy zasługują na statuetkę, trudno właściwie je wartościować, wyróżnić lepszy. W ogóle próba oceny tych obrazów wymyka się standardowym kategoriom. Narzędzia krytyczne w tym wypadku nie wystarczają, bo jak właściwie oceniać pracę dokumentalistów, którzy portretują chorobę i powolne odchodzenie ze świata? Na pewno przez wrażliwość, której nie zabrakło ani Kopacz, ani Śliwińskiemu. Twórcy pokazali światu niezwykle intymne opowieści, uchwycili na ekranie istotę człowieczeństwa, chciałoby się patetycznie powiedzieć. Oboje pokazali walkę ludzi z tym, co nieuniknione.
Kopacz w „Joannie” przybliża postać tytułowej bohaterki, która dowiedziawszy się, że ma przed sobą jedynie trzy miesiące życia, pragnie wykorzystać je do cna. Mierząc się z upływającym czasem, nie pozwala sobie na stratę nawet chwili. Każdą wykorzystuje, by zostawić dla swojego małego synka jak najwięcej z siebie. Pisze dla Jasia bloga, na którym w każdej kolejnej notce zostawia swoją schedę. Mówi mu to, czego nie będzie mogła powiedzieć w przyszłości, kiedy syn wkroczy w kolejne etapy życia.
Z kolei „Nasza klątwa” to osobista wypowiedź reżysera, którego syn Leo przyszedł na świat z klątwą Ondyny (zespół wrodzonej ośrodkowej hipowentylacji, CCHS). Choroba ta sprawia, że chorzy podczas snu przestają oddychać i wymagają dożywotniego wspomagania czynności oddechowych za pomocą respiratora. Na świecie cierpi na nią około 300 osób, w Polsce – 17. Śliwiński pokazuje, jak choroba wpływa na życie rodziny i jej funkcjonowanie. Powolny proces oswajania się z nią, czerpanie małych radości ze skomplikowanej codzienności sprawiły, że film staje się cennym doświadczeniem dla widzów pod każdą szerokością geograficzną. Bo zamiast zabierać nadzieję, daje ją.
Oba filmy mają zresztą to do siebie, że dają odbiorcom siłę. Reżyserzy obchodzą się z trudnymi tematami bez litości, niczego nie upiększają, rzadko wyłączają swoje kamery. Ale i „Joanna”, i „Nasza klątwa” stoją na antypodach telewizyjnych reportaży, które ludzkie nieszczęścia przekształcają w łzy i wzruszenie widzów. U Kopacz i Śliwińskiego to nie one wychodzą na plan pierwszy, tylko ludzka walka. Jeśli ich filmy łapią za serce, to właśnie dzięki niespotykanej determinacji bohaterów, którzy na oczach widza próbują ujarzmić swoje lęki. Uśmiech na ich twarzach jest jednym z najcenniejszych doświadczeń w tych dramatycznych okolicznościach.