Każde powojenne dziesięciolecie w Polsce naznaczone było inną muzyką taneczną. Obok wtórnych i płaskich muzycznie wykonawców nie brakowało tanecznych ambitnych tuzów. W latach 50. podczas prywatek bawiono się m.in. przy kompozycjach Orkiestry Tanecznej Polskiego Radia. W tym dziesięcioleciu narodziły się również pierwszy polski zespół rock’n’rollowy Rhythm & Blues oraz polska szkoła jazzu z Krzysztofem Komedą na czele. Lata 60. to już początki festiwali w Opolu oraz Sopocie. Podczas zabaw tanecznych puszczano więc artystów laureatów obu imprez, przede wszystkim tych z nurtu bigbitowego. Kolejna dekada to czasy zabawy przy muzyce Maryli Rodowicz, Krzysztofa Krawczyka i znakomitych Dżambli z Andrzejem Zauchą przy mikrofonie. W latach 80. na parkietach królowali Kombi i cukierkowy Papa Dance. Wtedy też narodziły się pierwsze kapele z nurtu, który przeżywał rozkwit dekadę później, czyli discopolowe Bayer Full (powstali już w 1984 roku) czy Top One (1986). W ostatnim czasie za sprawą m.in. takich zespołów jak Weekend muzyka disco polo, czy nazywana przez niektórych „dance”, wróciła do łask. Dowodem chociażby ogromna popularność kanału telewizyjnego Polo tv, prezentującego polski dance oraz disco polo właśnie. Warto jednak pamiętać, że dla takiego parkietowego grania mamy alternatywę. Jak grzyby po deszczu powstają bowiem bardzo ciekawe projekty działające na granicy muzyki klubowej, electropopu, synthpopu i innych odmian tanecznych dźwięków. Póki co działają na obrzeżach głównego nurtu muzycznego, ale na pewno warto wspomnieć przynajmniej o kilku z nich.
Spokojnie do rozgrzania parkietu możecie puścić ostatnią płytę doświadczonego na naszej scenie Tomka Makowieckiego, czyli przepełniony nawiązaniami do elektroniki lat 70. i 80. „Moizm”. Poza tym imprezę rozkręcą też niektóre numery uznanej Brodki czy istniejącego już ponad 10 lat duetu Plastic. Jednym z najciekawszych młodych wykonawców ostatnich lat na polu muzyki elektronicznej jest na pewno zespół Kamp! Ich ostatni materiał ukazał się w zeszłym roku. Epkę „Baltimore” zachwalał nawet brytyjski „Guardian” i słusznie, bo ich mieszanka melodyjnego grania á la lata 80. i mrocznego klimatu rodem z nowej fali rozpali najbardziej ambitne parkiety.
Podobnych pochlebstw nie doczekało się jeszcze kilka innych polskich młodych projektów elektronicznych, ale już warto zwrócić na nie uwagę. Jednym z nich jest na pewno projekt Adre’N’Alin. Jego twórcą jest wokalista, pianista, kompozytor, producent muzyczny Igor Szulc. Muzyk, który grał już m.in. na festiwalach Open’er, Audioriver i Before Tauron Nowa Muzyka na najnowszej płycie „Surface Tensions” połączył elektronikę ze smykami i trąbką.
Nowym materiałem zachwycili też debiutanci z zespołu Hot Months. Ostrowska grupa na pierwszym krążku zestawiła dźwięki z syntezatorów z elementami indie rocka i niespecjalnie wesołym wokalem Joanny Jackowiak. Klimatu dodaje tu trąbka Tomasza Barzęca. Wyszukajcie ich w sieci, zamówcie płytę, a przekonacie się, że polska elektronika może brzmieć na światowym poziomie. Nie gorzej na swoich długogrających krążkach wydanych w zeszłym roku poradzili sobie The Dumplings oraz Xxanaxx. Dzieło pierwszych, czyli duetu wokalistki Justyny Święs i odpowiedzialnego za muzykę Kuby Karasia, „No Bad Days” to zbiór przebojowej, bliskiej popowi elektroniki. Swoim materiałem z powodzeniem chwalili się już poza granicami kraju oraz na Open’erze i Spring Break Festivalu. Na obu tych imprezach zagrali też wokalistka Klaudia Szafrańska i odpowiedzialny za muzykę Michał Wasilewski a.k.a. Lance Flare, czyli Xxanaxx. Swój materiał „Triangles” zbudowali na onirycznym wokalu i przestrzennej elektronice.
Elektronicznymi debiutami zachwycili także Fair Weather Friends oraz We Draw A, który tworzą Radek Krzyżanowski z Kamp! i Piotr Lewandowski z nieistniejącego już zespołu Indigo Tree. Materiał „Moments” ich projektu We Draw A charakteryzuje się minimalizmem, ale nie brakuje też na nim transowych, klubowych hitów. Z kolei powstały w 2011 roku w Czeladzi Fair Weather Friends zadebiutował krążkiem „Hurricane Days”. Na płycie łączą elektronikę z gitarami i perkusją, czerpiąc z klubowych klimatów lat 80., 90., r’n’b, hip-hopu i wszystkiego, co kojarzy się z tańcem. Co charakterystyczne w przypadku młodych polskich zespołów grających podobnie, całość jest bardzo dobrze wyprodukowana, a do tego okraszona ciekawym angielskim wokalem. Interesujących wykonawców w różnych klimatach około elektronicznych można by wymieniać więcej, są jeszcze przecież chociażby Natalia Nykiel, ze swoim solidnym electropopowym „Lupus Electro” czy grający w klubach na całym świecie house’owy duet ze Szczecina Catz’N Dogz albo projekt Bokka. Za potwierdzenie dobrych słów o jakości polskiej muzyki nadającej się na parkiety niech posłuży wypowiedź Tomka Szpaderskiego z Kamp! z jednego z wywiadów: „Uważamy, że wszystko zmierza w dobrym kierunku. Jeszcze 10 lat temu nie znałem prawie żadnego polskiego zespołu. Trochę sam się wykluczyłem ze słuchania polskiej muzyki współczesnej. Nie odnajdywałem tam nic dla siebie. Teraz jest zupełnie inaczej. I nie jest to tylko skutek tego, że sam poniekąd stałem się częścią polskiej sceny. Istnieje coraz większa szansa, że polscy wykonawcy zaczną być szerzej rozpoznawalni za granicą, o czym jeszcze parę lat temu trudno było marzyć”. Oby się sprawdziły, bo mamy się czym pochwalić.