Na szczęście wciąż całkiem przyzwoita. W polskim serialu irytują niedociągnięcia, na które nie pozwoliłyby sobie zachodnie oddziały stacji. Scena rozgrywająca się na porodówce mogłaby uchodzić za antyprzykład pisania dialogów. Kiedy jeden ze strażników granicznych (Bartłomiej Topa) biegnie na oddział, na którym rodzi jego żona, zatrzymuje go salowa, która piękną, literacką polszczyzną, zdaniami wielokrotnie złożonymi, z wyuczoną intonacją informuje go, że nie może wejść do środka. Podawanie prostych komunikatów w skomplikowanej formie to niestety główny problem scenariusza. Konsekwencje są takie, że świat przedstawiony trudno jest kupić. Potęguje się poczucie sztuczności i tworzy się dystans w stosunku do tego, co w tym serialu najbardziej cieszy, czyli lokalnego kontekstu, podanego w nieoczywisty sposób.
Fabuła koncentruje się na jednostce straży granicznej, która działa na terenie Bieszczad, przy granicy z Ukrainą. Są tu utwierdzane przez współczesne kino stereotypy: Bieszczady znów jawią się jako kraina bimbrowników, cerkwi i pięknych okoliczności przyrody, ale jest też jednocześnie tych stereotypów przełamanie. Przyroda okazuje się bowiem dzika i niebezpieczna, nierzadko staje się dla strażników większym wrogiem niż zorganizowani przemytnicy. Bimbrownicy z kolei jako autochtoni służą wiedzą i doświadczeniem (a że są tylko ludźmi, raz współpracują ze strażnikami, raz z przemytnikami). Zależności między bohaterami stają się dla fabuły kluczowe. Twórcy, choć pierwszy sezon „Watahy” ograniczony jest jedynie do sześciu odcinków, z niczym się nie spieszą. Zależy im, żebyśmy dobrze poznali ludzi, w których koleje losów mamy się angażować.
HBO odkoduje premierę serialu "Wataha">>
Fani wystawności seriali HBO mogą jednak spać spokojnie. „Watasze” zdecydowanie bliżej do choćby „Detektywa” niż do „Bez tajemnic”. Już na początku pilotowego odcinka czekają nas sensacyjne wrażenia w rodzaju obławy na nielegalnych imigrantów czy zamachu bombowego, które to sceny nakręcono z rzemieślniczą precyzją. Naprawdę niczego im nie brakuje: są fachowo wykonane i wywołują emocje.
Emocjonujące są także wątki poświęcone imigrantom. Twórcy patrzą na nich w sposób nieoczywisty dla polskiego filmu i telewizji. Przede wszystkim uświadamiają ich istnienie, o czym chętnie zapominamy, odkąd jako integralny członek UE możemy swobodnie podróżować przez zachodnie granice. Od wschodu jednak wciąż zamykamy granice Unii. Na naszych strażnikach spoczywa podwójna odpowiedzialność – przed krajem i Zachodem. W okresie napięć na Ukrainie to oni stoją przed wyjątkowymi dylematami, o czym „Wataha” boleśnie przypomina.