„Dokąd bądź”, jedno z najambitniejszych dotychczasowych przedsięwzięć śląskiego poety, jest próbą autobiografizmu na własnych prawach i według ściśle określonych reguł.

Krzysztof Siwczyk wciąż podąża własną drogą. To wyświechtane określenie nabiera znaczenia, jeżeli zestawimy klasę i erudycyjną głębię jego najnowszego tomu, kilkuczęściowego poematu „Dokąd bądź”, z większością szeroko omawianych w mediach i nagradzanych wydawnictw.

Siwczyk nie musi, a pewnie także nie chce być modny. Idzie własnym szlakiem, być może mniej spektakularnym, dostrzeganym i egocentrycznym, ale w rezultacie dającym większe spełnienie. Pracuje przy tym niesłychanie efektywnie. Bodaj najmłodszy laureat konkursu Bierezina jest dzisiaj autorem już dziesięciu tomów poetyckich oraz dwóch zbiorów esejów. Zapatrzony w literackie konteksty szuka w nich nie tyle punktu odniesienia dla własnej twórczości, ile alternatywnego miejsca dla siebie. Jest przybyszem stamtąd, z (lepszej) przeszłości. Z premedytacją odrzuca dominujący we współczesnej poezji polskiej lingwistyczny dowód rzeczowy, urealnienie poezji poprzez wpisanie jej do orbity języka codzienności. „Dokąd bądź”, jedno z najambitniejszych dotychczasowych przedsięwzięć śląskiego poety, jest próbą autobiografizmu na własnych prawach i według ściśle określonych reguł. Wiwisekcja myśli, ale nie stanów fizjologicznych.

Bohater poematu, trochę Siwczyk, do pewnego stopnia każdy z nas, jest niejako skazany na świat, który został nam dany. Przypuszczalnie lepiej czułby się w innym kontekście, odmiennym układzie czasów, ale z metryką nie można konkurować i dlatego Siwczyk staje się właścicielem paradoksu łączącego skrajne sfery: literackie, plastyczne, muzyczne, obrazowe. Wczoraj miksuje się z dzisiaj, Ionesco rozmawia z Białoszewskim przepisanym przez Cummingsa. W tym wszystkim jest także mocny artysta: wrażliwiec ukrywający prawdziwe intencje, chwilami neurotyk, chwilami stoik zdający sobie sprawę z finałowej drogi, ostatniej prostej, siebie i świata: „fragmentaryczna pascha to cała nasza podróż w głąb księgi wyjścia, / z której zostały wióry po przejściu digitalizacji i nie ma, że boli istnienie / sentymentów, leżenie krzyżem bez dostępu do sieci wzmaga osteoporozę”.

Krzysztof Siwczyk, nawet pisząc o „małej apokalipsie”, nie przestaje się uśmiechać. Czasami ów grymas znamionuje szyderstwo, często jednak wyrozumiały stosunek. Widać to najpełniej we fragmentach, kiedy poeta spogląda na świat „z własnego okna”. Pisze: „moja wewnętrzna struktura nie pozwala mi patrzeć inaczej”. Rytm „Dokąd bądź” wypełnia także oczekiwanie przyjścia na świat dziecka. „Wiele jest jeszcze we mnie do wyschnięcia, ale wystarczy / dla naszego dziecka nauk z tych łez przelanych w imię, / które nadamy jak nie kto inny”.

Dokąd bądź | Krzysztof Siwczyk | wydawnictwo a5 2014 | Recenzja: Łukasz Maciejewski | Ocena: 5 / 6