„Ani żadnej rzeczy…”, udany debiut kryminalny PM Nowaka, pozostawia lekki niedosyt, bo autora stać było na więcej.

Mam prostą teorię wyjaśniającą, dlaczego marzenia krajowych wydawców o znalezieniu twórcy, który napisze im skandynawski kryminał w polskich dekoracjach, mają niewielką szansę, by się spełnić. Otóż policyjnym detektywom made in Poland brakuje smutku i prawdziwie depresyjnej melancholii – może z tej przyczyny, że nie ma jej również w naszej kulturze popularnej. Polscy protagoniści powieści kryminalnych to fajne chłopaki – owszem, z problemami, nieogoloną mordą, papierosowym oddechem i bagażem przeszłości, ale bez doświadczenia w głębinowym nurkowaniu w otchłani.

Udany debiut PM Nowaka utwierdza mnie w przekonaniu, że chodzi tu o kwestie mentalnościowe – „Ani żadnej rzeczy…”to mógł być mroczny rodzinny dramat, a jest lekka obyczajowa historia z zabawnym klasowym podtekstem (przekaz brzmi: członkowie społecznej elity to cyniczni bandyci albo dziwacy), zaś komisarz Zakrzeński, któremu przypada w udziale rozwiązanie tajemnicy zbrodni w Podkowie Leśnej, poza wzrostem – jest bowiem niski – spełnia wszystkie warunki wymagane od bohatera polskiego kryminału. Inna sprawa, że czyta się tę książkę dobrze, intrygi nie powstydziłaby się Agatha Christie, a młody, niedoświadczony prokurator Kacper Wilk, z którego osobliwą ekstrawagancją musi borykać się Zakrzeński, to bardzo obiecująca postać. Proponowałbym autorowi, by w kolejnej książce postawił sobie poważniejsze wyzwanie – jeśli sądzić po pisarskim warsztacie, da sobie z nim radę.

Ani żadnej rzeczy… | PM Nowak | Czarna Owca 2012 | Recenzja: Piotr Kofta | Ocena: 4 / 6