Jak większość kolegów po fachu, Eriksson stawia na klimat, a nie na fabularne fajerwerki. Zaśnieżona Uppsala, morderstwo, którego ofiarą pada John Jonsson, hodowca ryb akwariowych – choć w młodości był na bakier z prawem, z wiekiem się ustatkował – sekrety, jakie ukrywają jego żona i syn. Policja miota się, szukając tropów, brat Johna szykuje prywatną wendetę, a tymczasem wmieście zostaje popełniona kolejna zbrodnia. Ann Lindell, choć przebywa na urlopie macierzyńskim, postanawia włączyć się do śledztwa, ale i jej wysiłki przyniosą marne rezultaty. Eriksson jest dla rozwoju szwedzkiego kryminału autorem ważnym, ale jego proza trafia do nas zdecydowanie zbyt późno. „Księżniczka Burundi”ukazała się w oryginale w2001 roku.
Od tego czasu pojawiły się na rynku m.in. powieści Stiega Larssona i Johana Theorina oraz znakomita „Trylogia państwa opiekuńczego” Leifa GW Perssona. Zdążyliśmy także nadrobić zaległości z klasyki: Henninga Mankella, Maj Sjöwall i Pera Wahlöö. Na ich tle proza Erikssona wypada niestety blado: „Księżniczka Burundi” okazuje się niczym więcej, jak sprawnie napisanym czytadłem z lekko zarysowanymi ambicjami społecznymi. „Szwecja nie jest już taka jak kiedyś”, mówi jeden z bohaterów. Sęk w tym, że podobną diagnozę postawili – lepiej i w mocniejszych słowach – także inni szwedzcy autorzy kryminałów.
Księżniczka Burundi | Kjell Eriksson | przeł. Elżbieta Frątczak- Nowotny | Amber 2012 | Recenzja: Jakub Demiańczuk | Ocena: 3 / 6