Patrząc na młodzieńczą sylwetkę reżysera, trudno uwierzyć, że to siedemdziesięcioletni starszy pan. W „Rozmowach” Scorsese mówi, że kręci filmy, ponieważ to nie pozwala mu się zestarzeć. Podobne zdanie usłyszałem od Danuty Szaflarskiej: „Dopóki gram, żyję”. Credo prawdziwych artystów. Ale „Rozmowy” to nie tylko kulisy powstawania najsławniejszych dzieł reżysera – „Taksówkarza”, „Wściekłego byka” czy mojego ulubionego „Wieku niewinności”. To także opowieść o spełnionym amerykańskim śnie: pokoleniu wybitnych artystów, głównie aktorów i reżyserów, którzy w latach 60. szturmem wdarli się do filmowego biznesu i wymusili na producentach nowe warunki gry. Hollywood, które wcześniej kojarzyło się z kinem gatunkowym, nieoczekiwanie zyskało wtedy znakomitych autorów. Scorsese to jeden z najświetniejszych przykładów.
Richard Schickel nie jest postacią anonimową. Jego nazwisko wymienia się jednym tchem obok Pauline Kael czy Andrew Sarrisa. Wieloletni krytyk „Los Angeles Timesa”, a następnie „Time’a”, stał się jednym z czołowych propagatorów i entuzjastów „Nowego Hollywoodu”, którego najtrwalszym symbolem stała się właśnie imponująca kariera Martina Scorsese. Wzajemna sympatia rozmówców jest w lekturze widoczna, co wcale nie oznacza, że pytania Schickela są ugrzecznione lub egzaltowane. Kulisy powstawania tomu były podobne jak w przypadku legendarnych rozmów Hitchcocka z Truffautem. Schickel i Scorsese przez kilka tygodni intensywnie rozmawiali o kinie: wspominali przeszłość, wskazywali inspiracje, przywoływali nazwiska bliskich im filmowców. W ten sposób udało się podsumować niemal cały dorobek reżysera.
Ostatnie rozdziały dotyczą „Wyspy tajemnic” z 2010 roku, rozmowy przyjaciół zahaczają nawet o najnowszy film Scorsese „Hugo i jego wynalazek”. Scorsese potrafi być kapryśny i rozżalony, zwłaszcza gdy Schickel odważa się na delikatną krytykę. Twórca „Chłopców z ferajny” przyznaje zresztą, że fatalnie znosi złe recenzje, a każda premiera to dla niego gigantyczny stres. Wspaniale opowiada za to o pracujących z nim aktorach. Fragmenty „Rozmów” poświęcone Harveyowi Keitelowi czy Robertowi De Niro należą do najlepszych w książce. Scorsese jest także przysięgłym kinofilem. Podobnie jak założyciele francuskiej Nowej Fali, kocha kino, może całymi dniami oglądać filmy, uwielbia odkrywać nieznane nikomu arcydzieła. Jego zachwyt nad „Rękopisem znalezionym w Saragossie” Hasa czy „Popiołem i diamentem” Wajdy na pewno nie był dziełem przypadku. „Kino było zawsze moim azylem” – mówi Scorsese. Nie sposób mu nie wierzyć.