Johnny Depp gra Willa Castera, specjalistę od sztucznej inteligencji. Ciężko raniony w zamachu Caster postanawia na sobie przetestować swój największy wynalazek – system, który pozwala załadować do pamięci komputera ludzką jaźń. I choć jego ciało wkrótce umiera, Will wciąż żyje. A raczej żyje jego cyfrowe wcielenie, zdobywające coraz większą wiedzę i władzę. Komputerowy Caster może wręcz zmieniać rzeczywistość na poziomie molekularnym i wkrótce rzuci wyzwanie także swoim najbliższym. Pomysł, który mógłby się narodzić w głowie Philipa K. Dicka, jest w filmie Pfistera jedynie punktem wyjścia. „Transcendencja” rychło zmienia się bowiem w połączenie futurystycznego thrillera z bełkotliwym pseudofilozoficznym moralitetem.
Nie ma tu zresztą niczego, czego nie mogliśmy oglądać wcześniej chociażby w „Matriksie”. Jedynie dobra rola Johnny’ego Deppa – który po raz pierwszy od lat nie gra wreszcie kolejnej wariacji na temat Jacka Sparrowa – chroni „Transcendencję” przed kompromitacją. Pfister, wybitny operator i stały współpracownik Christophera Nolana, umie opowiadać pięknymi obrazami, ale temat na swój reżyserski debiut wybrał niefortunnie. Forma, owszem, jest popisem mistrzów fachu, ale treści zabrakło.
Transcendencja | USA, Chiny 2014 | reżyseria: Wally Pfister | dystrybucja: Monolith | czas: 119 min | Recenzja: Jakub Demiańczuk | Ocena: 4 / 6